czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział XIV

Biegnąc ile sił w nogach w stronę wyczuwalnej chakry Itachiego zastanawiałam się „Dlaczego chcę go uratować?”  przecież to przez niego zostałam porwana do Akatsuki i zmuszona do pracy dla nich, ale z drugiej strony to dzięki niemu poznałam Shime o którym wcześniej nie miałam zielonego pojęcia, to dzięki temu, że nalazłam się w Akatsuki mogłam go poznać i dowiedzieć się czegoś więcej o swoim pochodzeniu, To chyba wystarczający powód żeby go uratować… ***Czy to jedyny powód?*** usłyszałam pytanie z własnych myśli.
To prawda nie jest to jedyny powód, choć chciałabym żeby tak było… kiedy tylko nad tym się dłużej
zastanawiam mam wrażenie jak bym już wcześniej żyła z Itachim pod jednym dachem. Ponad to myślałam, że zapomniałam o moich prawdziwych uczuciach, starałam się żyć tylko nienawiścią żywioną do młodszego Uchihy, ale kiedy tylko pojawiłam się w tej przeklętej organizacji coś we mnie pękło i znów zaczęłam czuć pozytywne uczucia nie tylko względem brata, ale i… Itachiego?
To prawda. Za nim dowiedziałam się o tej misji od Peina dużo rozmawialiśmy. Rzadko, ale to naprawdę rzadko szło zauważyć u nas uśmiech kiedy byliśmy sami. Gdy o tym myślę chcę zobaczyć jeszcze raz ten jego skryty uśmiech, chcę poczuć, że nie jestem sama wśród tylu nieprzyjaciół, chce mieć znów osobę, której mogę zaufać.
W trakcie moich rozmyśleń doszły do moich uszu odgłosy walki w ułamku sekundy się zatrzymałam kryjąc się za drzewem żeby zbadać sytuację. Dwoje ludzi walczyło ze sobą na śmierć i życie. Jedną z tych osób była mocno poraniona nie znana mi kobieta, natomiast drugą osobą był Itachi również mocno poraniony stojący już bez swojego płaszcza zwarty i gotowy do dalszej walki.
Przyglądając się przez chwilę ich walce nie mogłam uwierzyć, że istnieje taka osoba która umie przejrzeć ruchy Itachiego dosłownie jak by znała prawie każdą kombinację jego ruchów, ponad to dorównuje mu szybkością tak jak by sharingan nie miał dla niej najmniejszego znaczenia. Kim Ona jest?
- Itachi chyba ktoś przygląda się naszej walce. Nie sądzisz? – zapytała kobieta kontratakując natarczywe ataki Itachiego.
- Przeszkadza Ci to?
- Chcesz pokonać mnie w dwóch na jednego? To jest nie fair.
- A co jeśli ta osoba pochodzi z Konohy tak jak ty?
- Wyczułabym kompana swojej drużyny, więc nie wciskaj mi kitu.
Zabawne… zachowują się tak jak by się bardzo dobrze znali. Nawet Itachi z nią się drażni. Naprawdę ta kobieta jest intrygująca. Ale moment! Powiedział, że ta dziewczyna jest z Konohy? W takim razie nie jest dobrze. Nie mogę pozwolić by zabił kogoś z Konohy na moich oczach, a pójść sobie też nie wypada, nawet jewśli bym chciała to nie mogę. Co mam zrobić jeśli przyjdzie co do czego. Kogo mam uratować, a kogo zabić? Przeciez nie mogę się tylko przyglądać temu co ma nadejść jestem
medykiem, a zadaniem medyka jest leczyć, ratować od śmierci! Nagle moje oczy zapiekły, a czas jak by staną w miejscu.
Niemożliwe przecież to moje… kekei-genkai! Nie ma czasu do stracenia nie mogę tego używać w nieskończoność. wszystko wygląda tak inaczej, aż oczy bolą, ale nic na to nie poradzę. Podbiegłam od tyłu do Itachiego i wykonałam dość trudne pieczęcie uderzając otwartą dłonią w jego plecy, a następnie do nieznanej mi kobiety i zrobiłam dokładnie to samo. Po paru sekundach czas ponownie ruszył własnym tempem, a dwoje ludzi, którzy właśnie mieli zadać sobie koleinę obrażenia zostali
zatrzymani poprzez moje dłonie, które z niesamowitą szybkością odrzuciły ich na dwie różne strony uderzając kolejno o drzewa, które się złamały.
- Wybaczcie, że przerywam Wam ten wasz cyrk, ale mam wam coś do powiedzenia. – ogłosiłam kiedy tych dwoje po zszokowaniu
doszło do ładu wstając z połamanych drzew.
- Sakura kto kazał ci się wplatać do walki!? – wrzasnął niczym grom pioruna. Trochę się speszyłam, ale po za tym byłam pewna
tego co chce teraz im powiedzieć.
- Musicie mi wybaczyć, ale nie mogę pozwolić z pewnych powodów, aby któreś z was kopnęło w kalendarz.
- O czym ty gadasz dziewczyno? – zapytała kobieta przyglądając mi się jak by zobaczyła ducha czekając podobnie jak Itachi na ciąg dalszy mojej wypowiedzi.
- Cóż po prostu nie mogę na to pozwolić, dlatego też nałożyłam na was pewne pieczęcie. Nie martwcie się nie blokują wam one chakry, gdyż i tak byście mogli się wtedy pozabijać. Są to pieczęcie połączenia. To moja własna, oryginalna technika zrobiona na podstawie medic-jutsu. Nie pozwala osobą naznaczonym pieczęcią ze sobą walczyć. Jeśli jedna z naznaczonych osób zaatakuję
drugą naznaczoną osobę wtedy obydwie osoby zyskują takie same obrażenia jakie zadała ta pierwsza osoba. Innymi słowy jeśli ta kobieta przebije twoje serce Itachi tak jej serce też zostanie przebite w czego rezultacie oboje umrzecie. Jakieś pytania?
- Jedno. Porąbało cie? – zapytał Itachi.
- Nie. jeszcze jakieś pytania?
- Tak w zasadzie to mam ich parę. – powiedziała Leyra.
- W takim razie słucham.
- Nie koniecznie są one dla ciebie, bo mam też parę do Itachiego. – i tu zwróciła się do niego. – To Ona prawda?
- Tak. – odpowiedział choć nie wiedziałam o co im chodzi.
- Powiedziałeś jej?
- Nie.
- Dlaczego?
- Jak będzie taka potrzeba to jej powiem.
- Dlaczego ją tutaj zabrałeś?
- Nie twój interes. – to było dziwne nie podawali szczegółów, a wiedzieli o czym mówią. Teraz jestem pewna, że oni bardzo dobrze się znają. – Chyba już na ciebie pora Leyra.
- Skoro i tak nie mogę cię zabić… to chyba nic tu po mnie, ale pamiętaj o tym co kiedyś mi obiecałeś. Sakura?
- Tak? – odezwałam się jak by zmieszana.
- Miło Cię było znowu zobaczyć po tylu latach. Wyrosłaś naprawdę na piękną i mądrą kobietę tylko szkoda, że Itachi ci wszystkiego nie powiedział. – podeszła do mnie szepcząc na ucho. – Mimo wszystko jestem Ci wdzięczna, że ocaliłaś i mnie i Itachiego. Wbrew pozorom nie chciałam go zabić, ponieważ to mój przyjaciel. Postaraj się go ściągnąć na dobrą drogę, ponieważ tylko ty to możesz zrobić. – Po tych słowach dziewczyna ruszyła ku lasowi biegnąc ile sił w nogach, a ja bez żadnego zbędnego gadania podeszłam do bruneta zaczynając leczyć jego rany. Nie wiem dlaczego, ale widziałam w jego oczach ulgę. Może on również nie chciał zabijać tej kobiety?
- Itachi powiedz mi. Kim była ta kobieta? – pytałam lecząc kolejno jego rany.
- Sutoshi Leyra strażniczka Konohy pilnująca granicy miedzy krajem Ognia i trawy.
- Wiesz… kiedy zobaczyłam, że nikogo nie ma w organizacji naprawdę się wystraszyłam choć nie powinnam, bo jestem tylko waszym więźniem. Nie wiem dlaczego… A raczej nie rozumiem, dlaczego tak panicznie bałam się, że Ci się coś stanie. Głupia jestem. Martwię się o osobę którą chciałam wcześniej zabić.
- Głupia to jesteś, bo wyszłaś z organizacji w tak cienkich rzeczach, a co dopiero byłaś w ciężkim stanie. Nie chcę żebyś umarła. Nie wiem jak to zrobiłaś, że nie masz żadnych ran, a twoje ciało wydaję się zdrowe, ale i tak chcę byś wróciła do łózka przynajmniej jeszcze na jeden dzień, ale najpierw muszę cię prosić o przysługę.
- O co chodzi?
- Wylecz mojego brata. Wiem, że to jego wina, bo Cię sprowokował, ale…
- Ciii… – przyłożyłam mu palec do ust, a by go uciszyć. – Nie musisz się o niego martwić, ponieważ Sasuke właśnie odpoczywa po operacji. Kiedy szukałam kogoś w kryjówce znalazłam tylko jego, więc od razu się nim zajęłam. Operacja którą przeszedł była bardzo poważna. Prawdopodobnie będzie spał jak zabity przez 3 kolejne dni. powiedz mi Itachi jest coś czego nie rozumiem… Co miała na myśli ta kobieta… Layra mówiąc, że mi o wszystkim nie powiedziałeś? Dlaczego zachowywała się tak jak by mnie znała? Ty znasz odpowiedzi na pytania, prawda?

2 komentarze:

  1. Boski rozdział, czekam niecierpliwie na newsa. ciekawe o co chodziło tej kobiecie? czego Itachi jej nie powiedział? no nic... będę czekać ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogółem, opowiadanie jest ciekawe. Niestety wcześniej nie czytałam tej onet'owskiej wersji, a szkoda... Później dodam link do tego bloga na swojej podstronie. Przechodząc do rzeczy, czekam na newsa.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń