czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział XI

Stała sparaliżowana w objęciach obcego mężczyzny. Nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała walczyć o życie zaraz po opuszczeniu chatki kobiety. Próbowała wyrwać się  z Jego uścisku, lecz wszystkie jej próby zakończyły się fiskiem.
 - Czego chcesz? – zapytała przez zaciśnięte zęby. – mężczyzna słysząc inny głos zdziwił się zluźniając uścisk kobiety. Ta zaraz po tym oswobodziła się odskakując na pięć metrów. teraz Itachi miał okazję się bardziej przyjrzeć kobiecie. Włosy miała różowe sięgające za ramiona, karnacja koloru dojrzałej brzoskwini i bujne zielone oczy zupełnie jak Sakura. Choć ta kobieta wyglądała na poważniejszą. Po za tym ubrana w czarny strój, na szyi widniał złoty wisior w kształcie półksiężyca, czarna bluzka na ramiączkach na którą był zarzucony niebieski z rozszerzającymi się rękawami sweter z znakiem półksiężyca oplatającym miecz oraz czarne rozszerzające się spodnie. Itachi nawet nie spostrzegł kiedy, a na jego ręce pojawiła się obfita rana która zaczęła mocno krwawić. 
 - Jak? – zapytał pod nosem. Przecież kobieta stała nadal w tym samym miejscu dopiero teraz patrząc na nią swoimi czerwonymi oczami spostrzegł  u niej zmianę chakry i kekkei – genkai w oczach które nieco różniło się od Sakury (było na wyższym poziomie) 
 - Zostaw mnie w spokoju, a o wszystkim zapomnę. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż walka z tobą. – Nagle kobieta upadła na kolana. Widać długa śpiączka dawała siwe oznaki. Było słychać ja kobieta cicho bluzgała pod nosem powoli wstając z kolan. 
 - Twoja technika niesie z sobą pewne ryzyko prawda?- zapytał przyglądając się z pogardą kobiecie podchodząc bliżej.
 - Odsuń się… – wykaszlała cofając się w tył na chwiejących nogach. 
- Nie ma takiej potrzeby bym się odsuwał. W tej chwili nie jesteś dla mnie zagrożeniem.



                             *******************



Kiedy skończyła opowiadać historie zapadła grobowa cisza. Sakura i Shima mieli mieszane uczucia co do rodowego klanu po wysłuchaniu historii królowej, która tak długo jest w sojuszu z klanem Karanami. Wiedzieli, że w końcu na nich przyjdzie pora i będą musieli pokazać się w rodzinnej wiosce, gdzie będą ważyć się ich losy.
 - Ta chakra… – usłyszeli zdziwiony głos królowej. – To niemożliwe…
 - Kuro-sama co się stało? – Zapytał Shima. Nagle z komnat wybiegły dwa wilki kłaniając się swojej pani czekając na rozkazy.
 - Zabierzcie Shimę do Asnabel. Sakura pojedzie ze mną. – rozkazała.
 - Ale gdzie? – pytał różowo-włosy wsiadając na jednego z wilków. 
 - Shima nie bój się. Wrócę po Ciebie – po tych słowach Sakura wsiadła na już zmienioną Kuro i jako pierwsza ruszyła w drogę.

                                  * Parę minut później * 

 - Kuro gdzie jedziemy?
 - Myślałam, że ona już dawno nie żyje.
 - Kto? Kuro nie mów zagadkami. Nic z tego nie rozumiem…
 - Twoja matka… – Byłam w szoku. Jak to możliwe, że świat co chwile mnie zaskakuje? Co jeszcze przede mną ukrywa? – Twojej matki chakra jest bardzo rozproszona to oznacza tylko jedno… Ona walczy i to z potężnym przeciwnikiem. Od twojej ucieczki minęło koło pięciu godzin. Myślę, że natknęła się na członków Akatsuki i ma poważny problem. Niestety jedyne co mogę teraz zrobić to podrzucić Cie na miejsce walki i wrócić do siebie.
 - Rozumiem i tak wiedziałam, że będę miała jeszcze do czynienia z Akatsuki, ale nie wiedziałam, że tak szybko… Kuro…? – Zapytałam troszkę zażenowana. 
 - O co chodzi?
 - Jaka Ona jest?
 - Kiedy przyjdzie na to czas sama się dowiesz Sakura… zresztą powinnaś to wiedzieć skoro istniejesz. Choć Moriana mogła się Ciebie i Shimy pozbyć już przed porodem to jednak tego nie uczyniła. Na moje to o czymś świadczy.

Kiedy usłyszałam te słowa przypomniała mi się wizja moich i Shimy narodzin, że mimo wszystko mama i tata nas obronili choć sami mogli przez to zginąć, byli w stanie poświęcić dla nas swoje życie i porzucić swoje marzenia, ale mimo tego byli szczęśliwi, ponieważ obronili to co dla nich najważniejsze… świadectwo swojej miłości czyli nas ich dzieci. Moja matka jak i ojciec to najwspanialsze osoby dlatego muszę za wszelką cenę obronić mamę nawet za cenę swojego życia i marzeń.



                             *******************



Jaki był głupi nie doceniając swojego przeciwnika, ale już po wszystkim wygrał i wie, że kobieta nie ma prawie w ogóle chakry, a jej stan zdrowia nie pozwalał jej dalej walczyć, Powoli zbliżałam się do Moriany kiedy nagle dostał mocnego kopa, który wbił go w drzewo mieszczące się 15metrów od ofiary. Wiedział, że na całym świecie nie ma nikogo z wyjątkiem dwóch osób, które w taki sposób używają swą chakre by aż w taki sposób zwiększyć silę uderzenia. Jedną z nich była piękna blond-włosa kobieta, która w rzeczywistości ma ponad 50 lat, ale używając wyjątkowego jutsu wygląda na dwudziestolatkę, natomiast druga to różowo-włosa dziewczyna o bujnych zielonych oczach będąca uczennicą tej pierwszej, która nazwana jest Piątą Hokage w KonohaGakure. Nigdy w życiu by nie przypuszczał, że jego uciekinierka tak szybko wróci, a jednak cuda się zdarzają.
 - Wszystko w porządku? – zapytałam kobietę dość mocno zdziwiona. Wiem, że matki mogą być podobne do córek, ale to chyba z lekka przesada. Ta kobieta była bardzo podobna mogła bym ją nazwać swoją siostrą, ale dlaczego Ona jest taka młoda i dlaczego ma na czole symbol podobny do Tsunade? Nie… zaraz ten symbol się jednak różni. Ten który ma Tsunade nie ma od góry i od dołu żadnych łuków, ale to i tak nie wyjaśnia jej młodego wyglądu. 
 - Taa… – Moriana wpatrywała się w moją postać podobnie jak Ja w jej. Wyglądała również na równie zaskoczoną. Widziałam jej niepewność, mieszane uczucia jak i przerażenie. Z pewnością nie była pewna czy to wszystko nie jest tylko snem, czy nasze spotkanie to tylko iluzja… Wiedziałam o co chce się zapytać, ale nie ma na to czasu. Itachi z pewnością zaraz wstanie. Dlatego wyprzedziłam jej pytanie.
 - Wiem co czujesz, ale musisz już iść… 
 - Ale…
 - W porządku… – powiedziałam czując ogromny smutek. Miałam wrażenie jak bym zaraz miała się rozpłakać. To tak jak by ktoś dał ci wielkie szczęście, a następnie je ukradł. – W Asnabel czeka na ciebie Shima. On z pewnością bardziej Cie potrzebuje niż Ja. – Jestem pewna, że teraz dałam jej odpowiedź na pytanie które z pewnością chciała mi zadać.
 - Sakura! – usłyszałyśmy władczy głos Itachi’ego. Nie czekając na nic pomogłam Morianie wstać i podleczyłam jak najszybciej jej rany, aby nie zagrażały w drodze jej życiu po czym puściłam ją w drogę. Resztą z pewnością zajmie się Kuro. Itachi widząc uciekającą kobietę rzucił w jej stronę kunai, nie mogłam pozwolić by ją trafiono, ale tez było za późno by złapać lecące narzędzie. Jedyne co mogłam zrobić to przyjąć w ostatniej sekundzie cios na ramie, dlatego też tak uczyniłam.
 - Sakura! – krzyknęła przerażona matka.
 - Idź! Nie oglądaj się głupia! – po tych słowach kobieta znikła z mojego pola widzenia z łzami w oczach. Powolnie wyciągałam sobie wbity w ramie kunai, który pozostawił po sobie głęboką ranę. Tuż przede mną stał Itachi, któremu o dziwo raczej nie śpieszyło się do walki.
 - Nie źle Cię poturbowała… – skomentowałam patrząc na dziedzica sharingana wzrokiem pełnym pogardy – Jednak nie pozwolę Ci za nią iść.
 - Nie mam takiego zamiaru. Moją misją jest sprowadzenie ciebie. Tak więc masz wybór. Idziesz po dobroci, czy siłą tak jak poprzednim razem? 
 - Chodźmy już. Zaczyna się ściemniać. 
 - Skoro chcesz iść po dobroci to jaki był twój cel twojej ucieczki? 
 - Shima… to był mój największy powód, chciałam tylko obronić brata. W końcu nie ja jedna chce bronić swoje rodzeństwo. Prawda Itachi? – po raz pierwszy widziałam takie zdziwienie u Uchihy, ale cóż… w końcu każdy ma uczucia nie ważne jak się je ukryje one i tak w końcu wyjdą na zewnątrz. 
 - Mimo, że wracasz z własnej woli kara i tak cie nie ominie Sakura. Pein się nie da udobruchać tak jak poprzednim razem. 
 - Wiem… Chce to już mieć za sobą.

Wiedziałam, że wcale nie będzie łatwo trzeba być przygotowanym na wszystko co przyniesie los. Nawet jeśli przyjdzie mi cierpieć wiedz Matko, wiedz bracie długo tu nie zabawię. Na pewno znajdę sposób żeby stąd uciec, a wtedy na pewno będziemy wszyscy razem jak prawdziwa jedna rodzina. Już nawet mi nie zależy by wrócić do Konohy w końcu tam nie moje miejsce, choć chciałabym wrócić na chwilę by zobaczyć moich przyjaciół, ale czy to będzie możliwe? Wszystko się okaże w przyszłości, bo w końcu w tajemnicy tkwi magia, a w nadziei siła.

Kiedy tylko dotarliśmy do kryjówki Itachi zaprowadził mnie do Peina, gdzie na samo wejście zostałam przygnieciona do ściany jednym z jutsu Peina. Czułam jak by ogromny magnes przyciągnął mnie do siebie i nie chciał puścić.

 - Misja wykonana możesz iść. – zwrócił się do Uchiha, a ten zaraz po tym wyszedł zostawiając mnie samą z Peinem. Nim się obejrzałam przywódca Akatsuki stał tuż przede mną świdrując mnie swoim rinneganem. W jednej chwili czułam ogromny ból jak by mi ktoś robił przemeblowanie w mózgu, a po ciele spływał zimny pot z przerażenia. – Teraz poznasz znaczenie prawdziwego bólu – powiedział zimno wbijając kunai w ranę zadaną wcześniej przez Itachi’ego, następnie w drugie ramie z której jeszcze bardziej sączyła się krew. Próbowałam hamować jęki bólu, ale kiedy wbił kolejnego kunai’a w nogę nie byłam stanie się powstrzymać. Przywódca Akatsuki pomału jeździł kunai’em po mojej skórze robiąc kolejne płytkie rany, a kiedy myślałam, że już skończył zaczynał na nowo. Nie wiem ile to trwało, ale byłam wykończona cała poharatana i we krwi. Kiedy jutsu trzymające mnie przy ścianie zostało przerwane upadłam z hukiem na zimna podłogę. Za nim się postrzegłam wyleciałam przez zamknięte drzwi z gabinetu Lidera pozostawiając je w rozsypce za pomocą kolejnego jego jutsu. Jednego byłam pewna jeśli tak dalej pójdzie to się wykrwawię. – Ominąłem twoje punkty witalne, na drugi raz tego nie zrobię, więc dobrze Ci radze zapamiętaj te lekcje do końca swojego życia, a teraz zabierzcie mi ją z oczu. – zwrócił się do stojących niedaleko dwóch członków Akatsuki, którymi byli Deidara i Tobi. Blondyn widząc mnie w tragicznym stanie pomógł mi wstać. Idąc korytarzem widziałam pozostałych członków Akatsuki, którzy patrzyli zszokowani widząc mnie w takim stanie, ale cóż… Kiedy zbliżaliśmy się do mojego pokoju zastaliśmy tuż przed nim rodzeństwo Uchiha rozmawiające o czymś, ale kiedy mnie zobaczyli od razu przerwali rozmowę.
 - Itachi mam do Ciebie przesyłkę od Peina – powiedział Deidara po czym skierował się do swojego pokoju, który był parę kroków dalej od naszego. Oczywiście nie obyło się bez drwin Sasuke. na sam jego widok skoczyło mi ciśnienie z nerwów. 
 - Sakura… Biłaś się z kotem? – drwił widząc krew cieknącą z ran.
 - Sasuke przestań. – wtrącił się starszy Uchiha podchodząc do mnie kiedy miałam upadać. – Zawołaj Konan trzeba jak najszybciej o patrzeć te rany i wyciągnąć z niej to żelastwo za nim się wykrwawi.
 - Jak dla mnie może zdychać w tej chwili. – kiedy usłyszałam te słowa nie mogłam się powstrzymać. Dosłownie jak by wstąpił we mnie szatan we własnej osobie. Nie patrząc na swój stan zdrowia chciałam zatłuc gada. Wyjęłam sobie kunai z ramienia i popędziłam na niego atakując. Zdziwiony młodszy Uchiha nie spodziewając się ataku został zraniony w sam brzuch plując krwią. Kiedy Itachi to zobaczył natychmiast nas rozdzielił, a Deidara widząc całą scenę za nim wszedł do pokoju sam popędził do Konan, która mimo wszystko trochę się znała na medycynie, choć nie była jakimś wyszkolonym specjalnie medykiem. Obraz pomału się rozmazywał pozostawiając mnie samą pogrążoną w ciemności. Głosy które wcześniej słyszałam również ucichły pozostała tylko pustka tak jak by zatrzymał się czas…



              Wiem, że mi się od Was dostanie prędzej, czy też później za tak długi brak notki, ale to naprawdę nie moja wina v.v  Notka była napisana o wiele wcześniej tylko, że w moim zeszycie i nikt nie miał czasu jej po prostu przepisać. Jeszcze raz przepraszam i nie bić!

Z pozdrowieniami Nibea :*
PS: 2429003 – gg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz