sobota, 25 maja 2013

Rozdział XXV

 "Itachi... już nie mogę..."


Na polanie jakieś 12 km od siedziby głównej przestępczej organizacji znanej jako Akatsuki, kiedy słońce unosiło się powolnie ku górze pewna większa grupa ludzi biegła ile sił w nogach przed siebie. Czas był bowiem dla nich bardzo istotny, gdyż teraz to on decydował o życiu i śmierci jednej drobnej, ale za to bardzo ważnej dla nich osoby. Kto by pomyślał, że niewielka wojna, która może spowodować ogromne zniszczenia wybuchnie z powodu jednej dziewczyny, która nawet nie poznała całej prawdy o swoim życiu. W świecie shinobi wszystko jest możliwe... W jeden dzień możesz cieszyć się życiem, a w kolejnym żegnać się z nim i umierać. Tak więc kim są shinobi? Po co istnieją? Czy bez nich życie nie byłoby lepsze? Na te pytania nikt nie zna odpowiedzi... Shinobi istnieją, a ich istnienie jest niezbędne w tymże świecie...
Grupa wcześniej razem biegnąca podzieliła się na dwa zespoły z których jeden z nich składał się z shinobi Konohy i trzech członków klanu Karanami, grupa ta została nazwana Atakującą - "A". Natomiast druga grupa "B" składała się z pozostałych członków klanu Karanami (9), oraz dwóch sprzymierzonych ludzi z Akatsuki - Deidary i Itachi'ego, których zadaniem jest za pomocą swoich sensorycznych umiejętności i uzbieranych dotychczasowych informacji odnalezienie dokładnej lokalizacji pobytu Sakury. 

Biegliśmy już od dłuższego czasu, kiedy coś we mnie pękło. Otoczenie wokół mnie zatraciło się w ciemności, a ja sam stałem jak wryty patrząc w pustą przestrzeń. Przez chwilę miałem wrażenie jak by ktoś mnie wzywał nawołując: "pomóż mi... pomóż mi...". Mimo, że głos ten wydawał mi się być znajomy nie byłem wstanie go rozpoznać... Kolejne głośniejsze wołania podziałały na mnie jak kubeł orzeźwiającej wody. Ten głos... 
 - SAKURA!!! - wydarłem się na całe gardło słysząc jej rozpaczliwy głos.
 - Chcesz jej pomóc? - usłyszałem głos tuż przy uchu natychmiastowo się obracając. Stała obok mnie zgrabna dziewczyna o zielonych oczach i czarnych jak noc włosach. Jej karnacja podobna jak Sakury w ciemności wydawała się być jak mleko. 
 - Kim jesteś? 
 - Nie czas na pytania. Nie zostało już dużo czasu... Tak więc powtórnie zapytam... Czy chcesz jej pomóc? - nie ma czasu do stracenia. Jeżeli się zawaham mogę stracić to na czym mi najbardziej zależy.
 - Tylko tego pragnę. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą na co dziewczę się uśmiechnęło, a za nią pojawiły się kolejne cztery osoby w tym dwóch chłopców i dwie identyczne dziewczyny (bliźniaczki).
 - Tego można było się spodziewać po naszym staruszku! - wykrzyknął jeden z chłopaków. Nie rozumiałem jego słów. Co miał przez to na myśli? Chciałem ich o to zapytać, kiedy każde z nich wykonało dziwne pieczęcie, a ciemność dookoła mnie zaczęła znikać.
 - Czekajcie! - wykrzyczałem, ale to na nic się nie zdało jedyne co usłyszałem to krótkie "Do zobaczenia". 

Wszystko wróciło do normy nadal biegłem z towarzyszami, kiedy nagle naokoło mnie pojawił się ogromy okrąg z wypisanymi pieczęciami. 
 - Itachi!? Co to do cholery jest!? - wykrzyczał Deidara na co zwróciła uwagę cała reszta zatrzymując się. 
 - Przecież to... - wykrztusiła przywódczyni zdziwiona podobnie jak pozostali członkowie klanu. - pieczęć gwiazdy!? Ale jak to!? Tylko doświadczeni shinobi z klanu Karanami mogą jej użyć. Na dodatek musi ich być piątka inaczej pieczęć się rozleci. W wiosce jest tylko trzech shinobi wliczając w to mnie, którzy potrafią ją wykonać, dlatego nie możemy stworzyć kompletnej, więc jak to możliwe? Przecież nikt nie wykonał pieczęci! 
 - Nie czas teraz na rozmyślenia pani. Mamy towarzystwo. 
 - Chrońcie Itachiego i pieczęci! Jeżeli w ciągu dziesięciu minut pieczęć będzie cała przeniesie go prawdopodobnie prosto do Sakury! 
 - Tak jest! - wykrzyknęli wszyscy na rozkaz pani.
 - Kogo my tu mamy...? Czyżby zdrajców?! - roześmiał się Hidan trzymając swoja ogromną, czerwoną kosę, za którym wyszedł Kakuzu, a zaraz za nim Sasori w swojej przerażającej lalce.
 - Deidara kto by pomysł, że jesteś tak głupi by przyłączyć się do wroga i zdradzić swoich towarzyszy. - wymamrotał Sasori podchodząc bliżej. - Ale nie martw się zakończymy wasz żywot. Jestem pewien, że szczury Konohy też zginą. Kisame, Zetsu, Tobi oraz Pein z pewnością się już z nimi bawią.
 - Wal się! Dziś przekonamy się czym jest sztuka!

Wszyscy uformowali się w szykach bojowych szykując się do walki. Już po chwili ruszyli na siebie pełni nienawiści. Przywódczyni klanu za przeciwnika obrała sobie Kakuzu chociaż podwładni chcieli powstrzymać ją od udziału w walce, jednak ona mając silną wolę nie kazała się sobie sprzeciwiać i postawiła na swoim. Widocznie wyczuła jego siłę i cztery dodatkowe bijące serca zdając sobie sprawę, że jej podwładni mogli by nie dać sobie rady z tak silnym przeciwnikiem sama ruszyła do walki zlecając im by zaatakowali Hidana, który też do łatwych przeciwników nie należał. Kto by pomyślał, że Ja jako jedyny będę stał w miejscu przyglądając się toczącym się naokoło mnie walką. Pieczęć w której się znajdowałem sama w sobie wytwarzała potężna barierę chroniącą, która nie pozwalała ani mi opuścić pieczęci, ani nikomu z zewnątrz się do niej dostać. Czułem jak z każdą sekundą pieczęć przybierała na sile, a powietrze wewnątrz gęstniało. Czekałem spokojnie przyglądając się walkom. Ludzie odnosili rany, raz mniejsze, raz duże, a raz głębokie i poważne. Ludzie ci mają w sobie ogromne pokłady nie tylko chakry, ale i odwagi. Walcząc tak dla dobra dziewczyny, o której nic nie wiedzą tylko znają z tytułu. Miałem wrażenie, że czas się wlókł bardziej niż zwykle. Czy to na moją niekorzyść? Czy może Bóg próbuje powstrzymać ostrze śmierci? Kto wie... 
Nagle pieczęć rozbłysła oślepiając wszystkich wokół łącznie ze mną. Kiedy blask zanikł powolnie otworzyłem swoje oczy. Znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu, gdzie szło wyczuć zapach krwi. rozejrzałem się dokoła i nagle moje oczy dostrzegły tą którą tak długo szukałem...
 - SAKURA!!! - moje usta wykrzyczały, a ja sam czym prędzej podbiegłem do opierającej się o ścianę zakrwawionej dziewczyny...      







Ciąg dalszy nastąpi...
^^"