czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział IV

 - A więc przybyłaś Sakuro Haruno… – wymówiła osoba siedząca za biurkiem obracając się na krześle w moją stronę.
 - Pein… – wydukała Konan patrząc w oczy rudowłosego.
 - Możesz wyjść. Chcę osobiście porozmawiać z Sakurą. – mówił spokojnie opanowanym głosem. Konan usłyszawszy polecenie natychmiast opuściła pomieszczenie zostawiając nas samych.
 - Czego chcesz? – zapytałam prosto z mostu stojąc naprzeciwko niego.
 - Może usiądziesz? – wskazał na krzesło stojące niedaleko biurka przy ścianie.
 - Nie zamierzam tu pić herbaty ty z pewnością też nie, więc przejdź do rzeczy.
 - Plotki jednak mówią prawdę. Zmieniłaś się w bezwzględną chłodną kobietę bez uczuć.
 - Co z tego? – Jego paplanina mnie irytowała. Zlituj się człowieku i przejdź do rzeczy!
 - Nie nic… przejdźmy do rzeczy. – zaczął. – Chcę byś została medykiem Akatsuki. Jak sama z pewnością wiesz zajmujemy się łapaniem Ogoniastych Bestii które są umieszczone w
jinchuuriki. Podczas walki z nimi wbrew pozorom odnosimy wiele obrażeń. Najczęściej są to złamane kości i otwarte rany wraz z zadrapaniami. Które bez medyka leczy się długi czas. Właśnie dlatego kazałem tu ciebie ściągnąć uczennice legendarnego medyka, która z pewnością wyleczy wszystkie nasze rany po walce o wiele szybciej niż zwykły medyk.
 - I sądzisz, że zgodzę się na to by pomagać wrogowi… który odebrał mi nie jednego przyjaciela? Chyba sobie kpisz… – odwróciłam się z zamiarem wyjścia. Jak może mnie o coś takiego prosić… przecież jestem jego wrogiem…
 - To nie była prośba. – Jego ton głosu zmienił się na bardziej poważny, przede mną pojawił się Itachi i Kisame uniemożliwiając ucieczkę z pomieszczenia. – Może zmienisz zdanie po torturach? – uśmiechnął się zadziornie patrząc na mnie z wyższością.
 - Chcecie mnie torturować…? Proszę bardzo! Zdania i tak nie zmienię! – nagle wyleciałam przez drzwi które otworzyły się z hukiem. Nim się obejrzałam stał obok mnie Itachi podnosząc moje ciało z kamiennej podłogi. – PUSZCZAJ… – warkłam w jego stronę, ale on nic sobie z tego nie robił. Pomału oddalaliśmy się od „biura” Peina krocząc ciemnym korytarzem. Czułam się dosłownie jak w kryjówce Orochimaru, gdy przybyliśmy z Naruto, Saiem i Kapitanem Yamato po Sasuke. Tam też były niekończące się korytarze z tysiącem par drzwi…
 - Nie narażaj się więcej Peinowi… Następnym razem może nie być taki miły. – usłyszałam głos Uchihy przy uchu, kiedy odstawiał mnie na ziemie. Nie rozumiem go… Dlaczego w jego sercu nie goszczą takie uczucia jak nienawiść czy złość ? Czy to u niego normalne? Ja gdybym miała więcej chakry by wykonać moje najlepsze jutsu bez zawahania bym go zabiła, a on…? Naprawdę barak mi słów na niego.
 - Dlaczego…? – pytałam – Dlaczego mnie po prostu nie zabijecie…?
 - Z pewnością już to słyszałaś nie raz, więc nie widzę powodu by się powtarzać.
 - Dlaczego każdy z Uchihów musi być taki zarozumiały i irytujący do cholery!!! – wybuchłam niczym wulkan uderzając w pobliską ścianę słysząc wypowiedź Itachiego.
Ściana natychmiast uległa zniszczeniu ukazując wnętrze pomieszczenia w którym znajdował się chłopak o różowych włosach raczej w moim wieku przykuty za nogę do podłogi 8 metrowym łańcuchem który pozwalał  mu się poruszać jedynie po obszarze pokoju (sypialni) i pobliskiej łazienki.
 - Itachi – san? – zapytał mężczyzna patrząc na mnie.
 - Zaraz przyśle kogoś kto naprawi tę ścianę. – odpowiedział mu ciągnąc mnie za rękę dalej przez korytarz.
 - Kim był ten chłopak ?
 - Nikim ważnym.
 -
Nigdy nie słyszałam o różowo-włosym członku Akatsuki…
 - On nie jest członkiem naszej organizacji.
 - Czyli krótko mówiąc jest więźniem.
 - Można tak to ująć.

Na tym skończyliśmy naszą krótką rozmowę. Widać Itachi raczej nie ma ochoty odpowiadać na moje pytania zgodnie z prawdą. Szliśmy tak w ciszy aż dotarliśmy do jednego pokoju, którym okazała się sypialnia starszego Uchihy.
 - Poczekaj tu muszę o czymś porozmawiać z liderem. – zostawił mnie samą w pokoju nakładając na drzwi jak i ściany pieczęć abym nie mogła wyjść. I co tu robić… Nie wiadomo ile Uchiha może siedzieć u tego lidera, a nie wydaje się człowiekiem który pawa energią do załatwienia  jakichkolwiek spraw… Położyłam się na jego łóżku które było przepełnione jego męską wonią. Muszę przyznać, że jak na mężczyznę to bardzo ładnie pachnie… Zresztą jak każdy Uchiha którego znałam…

Kobieta biegła z dzieckiem przez las ile sił w nogach. Czuła, że niedługo siły ją opuszczą i nie będzie w stanie obronić swojego dziecka jak przysięgła mężowi. Choć była po porodzie bliźniaków nie chciała się poddać i dać się złapać oddziałowi egzekucyjnemu.
Nagle przed sobą ujrzała chatę graniczącą z krajem Ognia. Bez żadnego zastanowienia udała się w jej stronę, a kiedy tam dotarła natychmiast podbiegła do niej starsza kobieta ze swoją dziesięcioletnią córką widząc jak ta pada na kolana trzymając niemowlę.
 - Proszę… Znajdźcie dla niej dom… – wykrztusiła matka patrząc na córkę.
 - Musimy natychmiast wam pomóc drogie dziecko – skierowała starsza kobieta słowa do Moriany zabierając od niej niemowlę. – Jak jej na imię? – pytała.
 - ma na imię Sakura… – po tych słowach kobieta padła nieprzytomna z kolan na podłogę…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz