poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział XXVII (The End)

Na zawsze razem


    Letni wiatr szumiał spokojnie przy zachodzącym słońcu wśród drzew i nas - ludzi, którzy właśnie teraz podziwiali z różnej odległości nowo narodzone dziecko, które płaczem dawało znać o swoim istnieniu. Mimo, że byłem taki szczęśliwy niepokoiło mnie jeszcze parę spraw. Między innymi to, że Naruto, ani matka Sakury wraz z nielicznymi osobami nie wrócili jeszcze z pola bitwy. Większość ludzi tutaj pewno też się tym przejmuje, ale nie chcą martwić Sakury, która jest bardzo osłabiona po porodzie. Prawdę mówiąc sam nie czuję się na siłach by to wszystko ogarnąć. Jestem wykończony nie tyle fizycznie co psychicznie... Przez ostatnie parę godzin najadłem się tyle strachu i niepewności, jak jeszcze nigdy wcześniej w całym moim życiu. 
 - Itachi-san? - usłyszałem głos blondynki obok siebie. - Co ty na to żebyś wykąpał jako pierwszy swoje dziecko? W końcu jesteś ojcem, co nie Sakura? - skierowała się z uśmiechem na ustach do zielonookiej trzymając niemowlę. 
 - Sądzę, że to dobry pomysł. 
 - No to postanowione. Odpowiednią wodę mamy już przygotowaną, więc do dzieła. - Wręczyła mi córkę tak bym jedną ręką podtrzymywał jej główkę, natomiast drugą resztę jej drobnego ciałka. Już po chwili oblewałem delikatnie ciepłą wodą jej ciałko tak by pod żadnym pozorem nie zamoczyć główki. Ino cały czas mi pomagała bym nie zrobił niczego nieodpowiedniego i w ten właśnie sposób wykąpałem moją córkę po raz pierwszy na końcu owijając ją w niewielki ręczniczek by jej nie zaziębić. 
 - Mogę ją potrzymać...? - usłyszałem pytanie Sakury. No tak w końcu chociaż to ona urodziła, to sama nie trzymała swojego dziecka. Musiała naprawdę się tym przejmować, bo jej oczy tak się błyszczą jak nigdy wcześniej, musi naprawdę tego pragnąć. Chciałem już odpowiedzieć, kiedy mi przerwano.
 - Sakura nie zrozum mnie źle, ale nie możesz jej teraz wziąć na ręce. Powinien najpierw Cię szczegółowo przebadać lekarz, najlepiej Tsunade-sama. Nie wykluczone jest, że czegoś nie nabyłaś, jakiejś choroby, czy innego dziwactwa. A tu nie jest odpowiednie na to miejsce, więc proszę... wstrzymaj się jeszcze. - Oczy Sakury wyglądały tak, jakby miała się załamać. Mimo, że nie jestem medykiem wiem dlaczego Ino tak postąpiła. Jednak to dla dobra dziecka, więc nie powinienem się temu sprzeciwiać. - Powinniśmy się pomału zbierać jak tylko doprowadzę Sakurę do ładu. Do tego czasu proszę byście wszyscy się oddalili. Bez wyjątków. - spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, więc bez zastanowienia ruszyłem przed siebie trzymając dziecko zwołując wszystkich wokół mnie, by poszli ze mną.


   Jakieś pół godziny później dziewczyny dołączyły do nas. Zastanawiałem się dlaczego blondynka chciała tak bardzo zostać z Sakurą sam na sam? Czy miała ku temu jakiś powód? Patrząc na różowo-włosom miałem wrażenie jak by cały czas błądziła gdzieś myślami. Rozumiem, że jest wyczerpana, ale do obozowiska jeszcze kawał drogi, więc chce czy nie chce do tego czasu musi jeszcze wytrzymać. 
 - Dobra ludzie wyruszamy do obozowiska. Tam prawdopodobnie spotkamy panią Moriane i pozostałych członków sojuszu. - wykrzyczał jeden z członków klanu Karanami podążając w w drogę powrotną. Reszta ludzi dłużej nie czekając ruszyła za nim podobnie jak Ja niosąc moje dziecko. Sakura trzymała się blisko mnie będąc pod opieką Hinaty i Ino, które pomagały zachowywać jej równowagę podczas marszu. Co jak co, ale kobieta po porodzie jest bardzo osłabiona, a mimo to Sakura wygląda na całkiem zdeterminowaną. Ostatnie wydarzenia z pewnością musiały na nią wpłynąć i zostawić po sobie ślad. Jestem ciekawy jak teraz będzie wyglądało nasze życie po tym wszystkim? Czy będziemy wiedli szczęśliwe życie? Czy może coś się wydarzy? Kto wie... 

   Późnym wieczorem, kiedy dotarliśmy do obozowiska, gdzie paliło się już ognisko ujrzeliśmy dość mocno poranioną przywódczynię klanu Karanami, a wraz z nią zupełnie niespodziewaną paczkę Hebi na którą ludzie chcieli od razu się rzucić, gdyby nie to, że powstrzymał ich głos Moriany:
 - Natychmiast przestańcie!
 - Ale przecież to Hebi! - wykrzykiwali jeden po drugim. 
 - Może i tak, ale gdyby nie Oni to z pewnością już bym nie żyła... - słysząc to członkowie klanu natychmiast się opanowali ponownie jak ludzie z Konoha i nawet nie śmieli pytać o szczegóły tego wydarzenia, tylko natychmiast się rozeszli po obozie. 
 - Mamo... Sasuke... - usłyszałem głos różowo-włosej, która natychmiast podbiegła do swojej matki mocno ją przytulając i płacząc z całych sił jak małe dziecko. 
 - Już dobrze Sakura... Już dobrze... - powtórzyła odwzajemniając jej uścisk. 
 - Co to za rany? - zapytała przerażona patrząc na matkę. 
 - Nic mi nie jest nie przejmuj się...
 - Ale... mamo... 
 - Bardziej powinnaś przejmować się sobą. Jeżeli nadal będziesz tak wszystko przeżywać twój organizm nie wytrzyma i zapadniesz w śpiączkę, lub co gorsza umrzesz, a tego wolelibyśmy uniknąć... Prawda Itachi? - zwróciła się do mnie.
 - Tak. - odpowiedziałem bez zastanowienia podchodząc bliżej matki dziewczyny. 
 - A więc to jest mój wnuczek? - zapytała z uśmiechem patrząc na zawiniątko.
 - Raczej wnuczka... - poprawiłem Ją odwzajemniając uśmiech. 
 - A jakie wybraliście imię?
 - E... tak właściwie... To jeszcze nie wybraliśmy... - powiedziałem równo z Sakurą patrząc sobie w oczy, a następnie na dziecko, które teraz smacznie spało. 
 - Hmm... Jak sami pewno dobrze wiecie rodzice wybierają imiona dzieci przy ich narodzinach może i wy powinniście teraz je wybrać?
 - Mamo... to nie jest taka łatwa sprawa... 
 - A może Aria...? - zapytałem patrząc na gwieździste niebo. 
 - Aria? - zapytały równo. - Dlaczego, czy Aria nie oznacza "pieśniarz"?
 - Oznacza. Właśnie dlatego chcę, by nosiła takie imię. Chcę by swą pieśnią tworzyła nowe, piękne i niezapomniane wrażenia. Żeby wprowadzała do duszy ludzi spokój, którego tak rzadko mogłem doświadczyć, oraz szczęście, które i ja dzisiaj mogę dzierżyć wraz z moją ukochaną osobą.
 - Naprawdę? - zapytała uśmiechając się. - W takim razie niech i tak będzie. Od dzisiaj nasze dziecko będzie nosiło imię Aria. 



    Mimo, że nie mogę jeszcze dotknąć własnego dziecka do mojego serca wreszcie zapukało szczęście. Ja, Itachi i Aria w końcu możemy być i żyć razem. To dla mnie najważniejsze. Czas szybko posuwał się do przodu i w końcu my dotarliśmy do Konoha, gdzie odpoczęliśmy przez dłuższy czas. Obecnie teraz jestem w szpitalu, gdzie mam wykonywane przeróżne badania. Tsunade-sama bez problemu zaakceptowała Itachi'ego i Deidarę, jak i Hebi. Okazało się, że mama jak i V Hokage znali się o wiele wcześniej. Wtedy to moja mama miała około 10 lat. Dowiedziałam się także, że klan Karanami jak i Uzumaki są ze sobą spokrewnione, gdyż jako jedyni jesteśmy wstanie używać pieczęci Byakugou (tak nazywa się pieczęć na czole Tsunade i Sakury - najnowsze chaptery Naruto 634 "Nowe trio" PS: chodzi o samą nazwę owej pieczęci). Co do Naruto... Dowiedziałam się, że On również walczył o moją wolność. Niestety jako jedyny nie powrócił dotychczas z misji. Grupa poszukiwawcza nie była wstanie odnaleźć jego ciała, jedyne co znaleziono to sześć ciał Peina i siódme tzw. prawdziwe - Nagato, który sterował ową szóstką. Itachi co dziennie odwiedzał mnie w szpitalu wraz z Arią, aż do czasu mojego wypisu. Właśnie wtedy po raz pierwszy wzięłam moje maluteńkie dziecko na ręce. Nic nie mogło opisać mojego szczęścia, jakie teraz mnie wypełniało. Myślałam, że już lepiej być nie może, a jednak... 

Zostałam poproszona przez przyjaciół by nazajutrz pójść z nimi w jedno miejsce. Owego dnia, kiedy się obudziłam nie było w domu nikogo, ani Itachiego, ani Arii. Nagle zadzwonił dzwonek, kiedy otworzyłam do pomieszczenia weszły dziewczyny - Ino, Hinata i Ten-ten. Nim się obejrzałam byłam ubrana w Kimono, a moje długie włosy zostały splecione jak na jakiś noworoczny festiwal.



Kiedy chciałam się dowiedzieć co jest grane udawały, że mnie nie słyszą, więc dałam za wygraną. Coś mi tu nie pasowało, dlaczego wszystkie też się wystroiły? Parę minut później mijałyśmy uliczki Konohy. Nic się tu nie zmieniło, mimo że nie było mnie tu prawie dwa lata... W końcu doszliśmy do jednej z kaplic, gdzie dziewczyny nie czekając na nic zostawiły mnie samą mówiąc "powodzenia", a same weszły do środka. Nie wiedziałam o co im chodzi, więc sama podążyłam za nimi. Weszłam do ciemnego pomieszczenia, gdzie panowała niepokojąca cisza, kiedy nagle światła rozbłysły, a z fortepianu rozbrzmiała muzyka. Rozejrzałam się dokoła nie dowierzając. Przy ławkach stali wszyscy moi przyjaciele i znajomi, nawet oddział Anbu jakiemu przewodniczyłam, wszyscy byli ubrani wizytowo. Zauważyłam też moją mamę trzymającą Arię i klan Karanami, wszyscy Ci ludzie pokazywali mi bym spojrzała uważnie przed siebie. Też tak zrobiłam. Moim oczom ukazał się brunet na tle ołtarza. To chyba sen! Byłam taka szczęśliwa, że mimowolnie nogi niosły mnie przed siebie. Kiedy już stałam obok niego uśmiechnęłam się promiennie, a kapłan przed nami zaczął oprawiać pewną ceremonię... Przecież to ceremonia ślubna! 
 - (...)Czy Ty Uchiha Itachi bierzesz sobie tą oto Karanami Sakurę za żonę? I obiecujesz tu przed Bogiem, jak i ludźmi tu zebranymi miłować ją w zdrowiu i chorobie aż do śmierci?
 - Tak. - odpowiedział. 
 - Czy Ty Karanami Sakuro bierzesz sobie tego tu Uchihe Itachi'ego za męża? I obiecujesz tu przed Bogiem, jak i ludźmi tu zebranymi miłować ją w zdrowiu i chorobie aż do śmierci? - z początku zamurowało mnie, ale już po chwili byłam wstanie bez zatrzymania odpowiedzieć...
 - Tak. 
 - Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Ja jako przewodniczący wam kapłan w imieniu Boga ogłaszam Was mężem i żoną! Możesz teraz pocałować pannę młodą... - po tych słowach nasze usta złączyły się w jedno na oczach wielu ludzi. W ten właśnie sposób przypieczętowaliśmy naszą miłość na wieki. Nagle do kaplicy przybyła jeszcze jedna niezapowiedziana osoba, która zwróciła wszystkich uwagę, a był to...
 - Naruto...? - zapytali wszyscy chórem jak by zobaczyli ducha. Mimo, że był w bandażach był ubrany wizytowo. Widać zależało mu na tym by tu być. 
 - Przepraszam za spóźnienie... Ale jak by to ująć... Zgubiłem drogę... - Jak to możliwe, że jedyne co mu przyszło do głowy w takiej chwili są stare wykręty Kakashi'ego? No nic najważniejsze, że nic mu nie jest. 


 - Przyjęcie weselne trwało długo, ale w końcu i jego nastał koniec. Jakieś trzy dni po nim zostałam wypisana z rejestru shinobi Konohy i przeniosłam się wraz z Itachi'm, Deidarą jak i członkami Hebi do Wioski Ukrytego Księżyca, gdzie zaczęliśmy wieść nowe, spokojne życie. Czas szybko leciał, a nasza miłość wciąż rozkwitała. Jej efektami były nasze kolejne dzieci, a łącznie z Arią była ich aż piątka. Sama nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda. Wiele zagadek również zostało rozwiązanych, jak na przykład tożsamość Kobiety, którą widziałam jakiś czas temu w śnie. Wierzcie lub nie, ale to była moja starsza wersja, którą właśnie dziś jestem. Co do piątki dzieci, które widział Itachi próbując mnie uratować sami może już znacie odpowiedź czyż nie? 
 - A więc tak poznali się nasi rodzice... - zaśmiała się Aria patrząc na swoje rodzeństwo, które nawet nie wiem kiedy przyłączyło się do wysłuchania naszej opowieści. 

Czas leciał, a my chociaż się starzejemy nadal się kochamy. Los dał nam możliwość na szczęście, choć zdarzają się łzy i smutek, ale takie jest nasz życie i musimy z tym żyć. Jednakże pamiętaj nie ważne gdzie jesteś, jak bardzo próbujesz wyzbyć się swoich uczuć. to jednak każdy ma uczucia i nikt nie ma prawa tego zmienić...


The End











sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział XXVI

Przybycie Wybawcy


    Trzymałem nieprzytomną dziewczynę w ramionach chcąc ją ocucić. Byłem przerażony jak jeszcze nigdy przedtem... Kobieta którą darzę szczerym, najwspanialszym i najważniejszym uczuciem była zimna jak lód, a większość ciała pobrudzona ciemno-czerwonym szkarłatem wydobywającym się powoli z pod piersi, gdzie prawdopodobnie znajdowało się serce. W tej chwili zadawałem sobie wiele pytań, ale najważniejsze nie dawało mi spokoju. - Czy Ona jeszcze żyje...? - "Dlaczego?" Pytałem sam siebie nic z tego nie rozumiejąc. Jak do tego doszło? Dlaczego Konan podniosła na nią rękę skoro była im tak bardzo potrzebna!? Nic się mi kupy nie trzymało... Nic z tego nie rozumiem... Prawdopodobieństwo, że Konan zdradziła Peina jest równe zeru, więc co ją do jasnej cholery podpuściło do tego!? Walnąłem z pięści w podłogę na której siedziałem trzymając Sakure. 
 - Ita... chi... - usłyszałem cichy, ledwo słyszalny, przesiąknięty niemocą szept. Natychmiast spojrzałem załzawionymi oczami na twarz ledwo przytomnej kunoichi, która z wychwytywała małe oddechy powietrza walcząc o dalsze życie. Wcześniej byłem tak zdesperowany, że nawet nie zauważyłem, że oddycha. Jestem taki żałosny... - Przyszedłeś... tak się cieszę... - uśmiechnęła się do mnie delikatnie mimo tego, że brakuje jej powietrza, jak by to było nasze ostatnie pożegnanie.
 - Nic nie mów! - wykrzyczałem tuląc ją mocniej do siebie. - Zaraz wszystko będzie dobrze, więc proszę... Nic nie mów... - mimo, że sam w to nie wierzyłem, chciałem by Ona uwierzyła. Moja niemoc w tej sytuacji mnie przerażała. Gdyby nie ja, gdybym nie sprowadził jej do Akatsuki... nic złego by jej nie spotkało... Chciałbym cofnąć ten cholerny czas tak żeby Ona mogła żyć szczęśliwie z przyjaciółmi. Nadal by wiodła swoje spokojne życie w wiosce wykonując codzienne misje od Hokage. A ja...? Ja podążałbym nadal swoją ścieżką nie zważając na nic. Ale teraz jest za późno! Nic już nie można zrobić! Sakura umrze i to tylko i wyłącznie moja wina! 
 - Ta pieczęć... blokuje moją chakre... Gdyby tylko jej... - plunęła krwią kaszląc. Otarłem łzy patrząc na jej nadgarstki, gdzie znajdowały się pieczęcie chakry. Jak to możliwe, że ich wcześniej nie zauważyłem? Jeżeli uda mi się ją zniszczyć Sakura powinna być w stanie zregenerować swoją ranę do takiego stopnia by nie zagrażała ona jej życiu.
 - Sakura wytrzymaj jeszcze trochę. Mam pomysł jak Ci pomóc! - wstałem opierając Sakure o ścianę, by się nie przewróciła. Następnie złapałem ją na nadgarstki w miejscach pieczęci. W myślach błagałem by mój plan się powiódł. Prawie całą swoją chakre koncentrowałem w dłoniach, aby ją później w odpowiednim momencie uwolnić pod ogromnym ciśnieniem do ciała różowo-włosej. Tak duża ilość chakry powinna przełamać pieczęcie, jednakże skoncentrowanie tak ogromnej ilości chakry jest niezwykle trudne dla kogoś kto robi to po raz pierwszy. Dla doświadczonego medyka taka ilość chakry stanowiłaby problem, a co dopiero dla mnie... Jednak mam tylko jedną szanse na uratowanie Sakury i nie zamierzam się poddać! Kiedy czułem, że nie jestem w stanie zapanować nad większą ilością chakry uwolniłem ją przesyłając do nadgarstków dziewczyny. Nim się obejrzałem pieczęcie przybrały kolor rozżarzonego węgla i powoli zanikały, już po chwili nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. W tym momencie Sakura z ledwością utworzyła rękoma parę pieczęci, a wraz z ich końcem na jej czole pojawił się podobny symbol co u obecnej V Hokage - Tsunade. Rany jakie odniosła Sakura zaczęły się w zadziwiającym tempie leczyć do czasu aż nie pozostał po nich żaden ślad.
 - Dobrze się spisałeś... Itachi... - powiedziała swobodnie łapiąc bez najmniejszego problemu powietrze po czym wtuliła się we mnie łkając. - Tak się bałam... Tak się bałam Itachi... Bałam się, że zostawiłeś mnie na zawsze, że w ogóle ciebie nie interesuje, że jestem tylko dla ciebie ciężarem,  że jestem nic nie warta...
 - Ciiii... - uspakajałem ją gładząc po włosach i tuląc do siebie. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić co przeżyła ta dziewczyna będąc tutaj przetrzymywana. Musiało być jej naprawdę ciężko... Nie wiem co jej za bzdur do głowy nakładli na mój temat, ale nigdy im nie wybaczę. Sprawię, że zapłacą za wszystko co jej uczynili. - Już wszystko dobrze Sakura... Już dobrze... 
 - Ah...! - wykrzyczała łapiąc się za brzuch. 
 - Sakura!? - patrzyłem na nią przerażony nie wiedząc co teraz się stało.  
 - Skurcze... Skurcze się zaczęły... - wszystkiego teraz się spodziewałem, ale nie tego. Muszę ją jak najszybciej stąd zabrać w bezpieczne miejsce. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk dochodzący za drzwi. Natychmiast stanąłem przed Sakurą gotowy do walki w jej obronie. Drzwi pomału się otwierały ukazując postać której bym się w życiu nie spodziewał. 
 - Leyra...? - zapytałem zdziwiony. 
 - Itachi, Sakura...? - spojrzała w naszą stronę równie zdziwiona. - Co wy tu robicie?
 - Chciałem o to samo spytać ciebie, ale teraz to nie istotne nie mamy czasu do stracenia. 
 - Co się stało? - pytała słysząc bolesne pojękiwania Sakury.
 - Sakura ma skurcze musimy ją stąd wyprowadzić. 
 - Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. Parę metrów nad nami toczą się walki.
 - Jednakże nie możemy pozwolić jej tutaj rodzić. 
 - Masz racje... Dziecko nabrałoby w zadziwiającym tempie sporo infekcji równocześnie...
 - Co oznacza, że nie mamy innego wyboru jak przebić się przez pole bitwy. 
 - Dokładnie. 
 - W takim razie wskaż nam drogę do wyjścia. - prosiłem biorąc Sakurę na ręce. Ta nic nie mówiąc wyszła z pomieszczenia pokazując gestem dłoni bym szli za nią. Tak też zrobiliśmy. Co jak co, ale nie spodziewałem się, że Pein ma jeszcze jedną tak ukrytą kryjówkę o której nie wiedziałem. Powinienem bardziej się interesować tym co się dzieje wokół mnie. Szliśmy już tak od dziecięciu minut, kiedy na końcu korytarza dostrzegłem światło. 
 - To tam. - wskazała zatrzymując się. 
 - A co z tobą? - zapytałem zdziwiony. 
 - Muszę coś sprawdzić. W końcu nie przyszłam tutaj przypadkowo. 
 - Rozumiem. W takim razie do widzenia i... dzięki... 
 - Nie ma za co. - odchodziła uśmiechając się - Itachi...? - zatrzymała się jeszcze przez chwilkę. - Kiedy wyjdziesz skieruj się od razu do medyka. Jest jeden na polu bitwy. Na pewno wiesz o którego mi chodzi. 
 - Taa... 
 - W takim razie na mnie już czas. Narka! - wykrzyczała po czym zniknęła z mojego pola widzenia. Ja też nie czekając dłużej ruszyłem czym prędzej przed siebie. Nie jestem wstanie sobie wyobrazić jaki ból odczuwa teraz Sakura podczas tych skurczy, ale jest pewne... W tym momencie cierpi i nie ma sensu tego przeciągać. Kiedy wybiegłem z kryjówki oślepiło mnie światło słoneczne. Naokoło nas toczyły się walki. Co więcej jesteśmy w obrębie walk grupy "A", więc nie jesteśmy w zbyt ciekawym położeniu. Jeżeli wróg nas zauważy mogę nie być wstanie ochronić Sakury z powodu braku chakry, więc muszę szybko dotrzeć do sprzymierzonych sił shinobi, gdzie w tym momencie będzie najbezpieczniej. Resztą chakry jaką mi pozostała przyśpieszyłem kroku mijając wszystkie pobliskie drzewa z dużą szybkością, aż prawie na kogoś wpadłem. Gdyby ta osoba nie zrobiła uniku prawdopodobnie już bym leżeli. 
 - Uchiha Itachi... - spojrzała na mnie zdziwiona, a później na kunoichi na moich rękach, która w świetle słońca wyglądała teraz przerażająco. Długie rozczochrane różowe włosy, podkrążone zielone oczy, zwykle malinowe ponętne usta stały się sine, a biały szlafrok zabrudzony był ziemią i szkarłatem podobnie jak ciało. - Sa... Sakura!? - wykrzyczała przerażona jak i zarazem zdziwiona na widok dziewczyny.
 - Ino... to Ty? - spytała nie dowierzając.
 - Tak, ale co Ci się stało...?
 - Nie czas teraz na wasze pogawędki. - skarciłem je przerywając rozmowę. - Sakura potrzebuje natychmiastowej pomocy medyka. 
 - O co chodzi? - zapytała słysząc kolejne ciche jęki Sakury. 
 - Sakura ma skurcze porodowe. 
 - Skurcze!? Sakura posłuchaj mnie... - zwróciła się do różowo-włosej z poważną już postawą. - Choćby nie wiem co musisz powstrzymać poród. Jeżeli tego nie zrobisz twojemu dziecku grozi niebezpieczeństwo. Pewnie przez bóle nie zauważyłaś, ale właśnie teraz wszyscy twoi przyjaciele i rodzina dają z siebie wszystko na polu bitwy, by zniszczyć raz na zawsze Akatsuki. A doszło do tego ponieważ wszyscy przybyli tutaj, aby ocalić Ciebie jak i twoje jeszcze nienarodzone dziecko. Dlatego ty też musisz się postarać i dać z siebie wszystko. Zrozumiałaś!?
 - Ta... Tak! - odpowiedziała z trudem zaciskając swoje dłonie na moje bluzce.
 - Co teraz mamy zrobić? - zapytałem blondynki nie wiedząc co w takiej sytuacji począć. 
 - Nie mamy innego wyboru jak czekać, aż wszystko się skończy. Dlatego póki co połóż Sakurę tutaj. - wskazała na miejsce pod drzewem w cieniu. Tak też zrobiłem siadając zaraz obok niej. W tym czasie Ino wyjęła zwój przyzywając z niego wszystkie potrzebne rzeczy do życia podczas długiej misji. Czyli wodę, śpiwór i inne tym podobne rzeczy. Zaraz po tym dziewczyna kazała mi przełożyć Sakure na śpiwór, a sama zaraz po chwili obmywała jej czoło wilgotną szmatką. - Itachi - usłyszałem patrząc pytająco na kunoichi. - pomóż mi zdjąć z Sakury ten brudny szlafrok. Muszę ją umyć nim dziecko się narodzi inaczej nałapie pełno chorób. - w pewnym sensie zrobiło mi się gorąco kiedy to powiedziała, ale mimo tego musiałem powstrzymywać moje prawdziwe myśli, gdyż one są tu niewskazane w takiej chwili. Bez mówienia niczego pomogłem Ino zrobić to o co mnie poproszono. Jakieś paręnaście minut później Sakura była czysta i znowu musiałem pomagać założyć dziewczynie na Sakure czyste rzeczy, które zostały przyzwane wraz z innymi bublami z tego dziwnego zwoju. Mijały godziny, a walki nadal trwały podobnie jak coraz mocniejsze skurcze Sakury. Nie mogłem znieść patrzenia na jej cierpienie, kiedy co parę minut traciła przytomność z bólu. To było przerażające... Budziła się tylko po to, by znów ponownie cierpieć i tracić przytomność. Ino cały czas wraz ze mną powtarzała by się nie poddawała i ocierała poty z jej twarzy. Natomiast ja wspierałem Ją dodatkowo trzymając mocno za dłoń, która zaciskała moją mocno, gdy tylko pojawił się najmniejszy skurcz. Byłem wykończony psychicznie... Już nic nigdy w życiu nie przebije tego dnia...
Słońce pomału zachodziło, a walki cichły. Za drzew koleino wyłaniały się pojedyncze jednostki sprzymierzonych sił shinobi. Kiedy większość się zebrała usłyszeliśmy wszyscy po raz pierwszy płacz nowo narodzonego dziecka. Tak to właśnie ono - moje dziecko. 



No i notka 
Proszę o jakieś komcie ^^"