środa, 2 października 2013

Ciekawa informacja

Witam wszystkich czytelników po tak długiej przerwie.
Chciałabym podziękować wszystkim za przeczytanie mojej tutejszej historii i tym samym zaprosić do jej drugiej części.

Na pewno wielu z Was będzie się zastanawiać nad tym o czym będzie ta druga część skoro ta historia wydaje się być zakończona...

Otóż moi mili postanowiłam napisać II część, która w większości będzie skupiać się na sporym konflikcie rodziny Karanami, do której od parunastu lat przynależy Sakura wraz z Itachi'm ze swoimi pięcioma dziećmi. 

Nie martwcie się nie zabraknie tam tajemnic, akcji i co najważniejsze romansów.
Bowiem możecie wierzyć lub nie, ale pierwsza córka Sakury i Itachi'ego - Aria jest już 16-sto letnia panną, która mimo swojego tajemniczego charakteru podobnie jak każda dziewczyna w tym wieku czeka na swoją pierwszą, prawdziwą miłość.

Warto też wspomnieć, że nie zapomnimy całkowicie o naszej parze gołąbków od których ta historia pochodzi.

Sakura i Itachi będą pojawiali się dość często jako bohaterzy drugiego planu, co więcej spotkamy też takiego bohatera jak Naruto, który również wystąpił w I części historii.

Oczywiście pojawi się też wiele, wiele innych bohaterów - starych, jak i tych nowych, których dopiero poznacie jeżeli będziecie mieć czas i chęć aby przeczytać moje kolejne "arcydzieło".

Więcej informacji na temat tej historii znajdziecie już w prologu, który pojawi się niebawem na nowym blogu znajdującym się pod następującym adresem strony internetowej:

http://podroz-karanami.blogspot.com

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział XXVII (The End)

Na zawsze razem


    Letni wiatr szumiał spokojnie przy zachodzącym słońcu wśród drzew i nas - ludzi, którzy właśnie teraz podziwiali z różnej odległości nowo narodzone dziecko, które płaczem dawało znać o swoim istnieniu. Mimo, że byłem taki szczęśliwy niepokoiło mnie jeszcze parę spraw. Między innymi to, że Naruto, ani matka Sakury wraz z nielicznymi osobami nie wrócili jeszcze z pola bitwy. Większość ludzi tutaj pewno też się tym przejmuje, ale nie chcą martwić Sakury, która jest bardzo osłabiona po porodzie. Prawdę mówiąc sam nie czuję się na siłach by to wszystko ogarnąć. Jestem wykończony nie tyle fizycznie co psychicznie... Przez ostatnie parę godzin najadłem się tyle strachu i niepewności, jak jeszcze nigdy wcześniej w całym moim życiu. 
 - Itachi-san? - usłyszałem głos blondynki obok siebie. - Co ty na to żebyś wykąpał jako pierwszy swoje dziecko? W końcu jesteś ojcem, co nie Sakura? - skierowała się z uśmiechem na ustach do zielonookiej trzymając niemowlę. 
 - Sądzę, że to dobry pomysł. 
 - No to postanowione. Odpowiednią wodę mamy już przygotowaną, więc do dzieła. - Wręczyła mi córkę tak bym jedną ręką podtrzymywał jej główkę, natomiast drugą resztę jej drobnego ciałka. Już po chwili oblewałem delikatnie ciepłą wodą jej ciałko tak by pod żadnym pozorem nie zamoczyć główki. Ino cały czas mi pomagała bym nie zrobił niczego nieodpowiedniego i w ten właśnie sposób wykąpałem moją córkę po raz pierwszy na końcu owijając ją w niewielki ręczniczek by jej nie zaziębić. 
 - Mogę ją potrzymać...? - usłyszałem pytanie Sakury. No tak w końcu chociaż to ona urodziła, to sama nie trzymała swojego dziecka. Musiała naprawdę się tym przejmować, bo jej oczy tak się błyszczą jak nigdy wcześniej, musi naprawdę tego pragnąć. Chciałem już odpowiedzieć, kiedy mi przerwano.
 - Sakura nie zrozum mnie źle, ale nie możesz jej teraz wziąć na ręce. Powinien najpierw Cię szczegółowo przebadać lekarz, najlepiej Tsunade-sama. Nie wykluczone jest, że czegoś nie nabyłaś, jakiejś choroby, czy innego dziwactwa. A tu nie jest odpowiednie na to miejsce, więc proszę... wstrzymaj się jeszcze. - Oczy Sakury wyglądały tak, jakby miała się załamać. Mimo, że nie jestem medykiem wiem dlaczego Ino tak postąpiła. Jednak to dla dobra dziecka, więc nie powinienem się temu sprzeciwiać. - Powinniśmy się pomału zbierać jak tylko doprowadzę Sakurę do ładu. Do tego czasu proszę byście wszyscy się oddalili. Bez wyjątków. - spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, więc bez zastanowienia ruszyłem przed siebie trzymając dziecko zwołując wszystkich wokół mnie, by poszli ze mną.


   Jakieś pół godziny później dziewczyny dołączyły do nas. Zastanawiałem się dlaczego blondynka chciała tak bardzo zostać z Sakurą sam na sam? Czy miała ku temu jakiś powód? Patrząc na różowo-włosom miałem wrażenie jak by cały czas błądziła gdzieś myślami. Rozumiem, że jest wyczerpana, ale do obozowiska jeszcze kawał drogi, więc chce czy nie chce do tego czasu musi jeszcze wytrzymać. 
 - Dobra ludzie wyruszamy do obozowiska. Tam prawdopodobnie spotkamy panią Moriane i pozostałych członków sojuszu. - wykrzyczał jeden z członków klanu Karanami podążając w w drogę powrotną. Reszta ludzi dłużej nie czekając ruszyła za nim podobnie jak Ja niosąc moje dziecko. Sakura trzymała się blisko mnie będąc pod opieką Hinaty i Ino, które pomagały zachowywać jej równowagę podczas marszu. Co jak co, ale kobieta po porodzie jest bardzo osłabiona, a mimo to Sakura wygląda na całkiem zdeterminowaną. Ostatnie wydarzenia z pewnością musiały na nią wpłynąć i zostawić po sobie ślad. Jestem ciekawy jak teraz będzie wyglądało nasze życie po tym wszystkim? Czy będziemy wiedli szczęśliwe życie? Czy może coś się wydarzy? Kto wie... 

   Późnym wieczorem, kiedy dotarliśmy do obozowiska, gdzie paliło się już ognisko ujrzeliśmy dość mocno poranioną przywódczynię klanu Karanami, a wraz z nią zupełnie niespodziewaną paczkę Hebi na którą ludzie chcieli od razu się rzucić, gdyby nie to, że powstrzymał ich głos Moriany:
 - Natychmiast przestańcie!
 - Ale przecież to Hebi! - wykrzykiwali jeden po drugim. 
 - Może i tak, ale gdyby nie Oni to z pewnością już bym nie żyła... - słysząc to członkowie klanu natychmiast się opanowali ponownie jak ludzie z Konoha i nawet nie śmieli pytać o szczegóły tego wydarzenia, tylko natychmiast się rozeszli po obozie. 
 - Mamo... Sasuke... - usłyszałem głos różowo-włosej, która natychmiast podbiegła do swojej matki mocno ją przytulając i płacząc z całych sił jak małe dziecko. 
 - Już dobrze Sakura... Już dobrze... - powtórzyła odwzajemniając jej uścisk. 
 - Co to za rany? - zapytała przerażona patrząc na matkę. 
 - Nic mi nie jest nie przejmuj się...
 - Ale... mamo... 
 - Bardziej powinnaś przejmować się sobą. Jeżeli nadal będziesz tak wszystko przeżywać twój organizm nie wytrzyma i zapadniesz w śpiączkę, lub co gorsza umrzesz, a tego wolelibyśmy uniknąć... Prawda Itachi? - zwróciła się do mnie.
 - Tak. - odpowiedziałem bez zastanowienia podchodząc bliżej matki dziewczyny. 
 - A więc to jest mój wnuczek? - zapytała z uśmiechem patrząc na zawiniątko.
 - Raczej wnuczka... - poprawiłem Ją odwzajemniając uśmiech. 
 - A jakie wybraliście imię?
 - E... tak właściwie... To jeszcze nie wybraliśmy... - powiedziałem równo z Sakurą patrząc sobie w oczy, a następnie na dziecko, które teraz smacznie spało. 
 - Hmm... Jak sami pewno dobrze wiecie rodzice wybierają imiona dzieci przy ich narodzinach może i wy powinniście teraz je wybrać?
 - Mamo... to nie jest taka łatwa sprawa... 
 - A może Aria...? - zapytałem patrząc na gwieździste niebo. 
 - Aria? - zapytały równo. - Dlaczego, czy Aria nie oznacza "pieśniarz"?
 - Oznacza. Właśnie dlatego chcę, by nosiła takie imię. Chcę by swą pieśnią tworzyła nowe, piękne i niezapomniane wrażenia. Żeby wprowadzała do duszy ludzi spokój, którego tak rzadko mogłem doświadczyć, oraz szczęście, które i ja dzisiaj mogę dzierżyć wraz z moją ukochaną osobą.
 - Naprawdę? - zapytała uśmiechając się. - W takim razie niech i tak będzie. Od dzisiaj nasze dziecko będzie nosiło imię Aria. 



    Mimo, że nie mogę jeszcze dotknąć własnego dziecka do mojego serca wreszcie zapukało szczęście. Ja, Itachi i Aria w końcu możemy być i żyć razem. To dla mnie najważniejsze. Czas szybko posuwał się do przodu i w końcu my dotarliśmy do Konoha, gdzie odpoczęliśmy przez dłuższy czas. Obecnie teraz jestem w szpitalu, gdzie mam wykonywane przeróżne badania. Tsunade-sama bez problemu zaakceptowała Itachi'ego i Deidarę, jak i Hebi. Okazało się, że mama jak i V Hokage znali się o wiele wcześniej. Wtedy to moja mama miała około 10 lat. Dowiedziałam się także, że klan Karanami jak i Uzumaki są ze sobą spokrewnione, gdyż jako jedyni jesteśmy wstanie używać pieczęci Byakugou (tak nazywa się pieczęć na czole Tsunade i Sakury - najnowsze chaptery Naruto 634 "Nowe trio" PS: chodzi o samą nazwę owej pieczęci). Co do Naruto... Dowiedziałam się, że On również walczył o moją wolność. Niestety jako jedyny nie powrócił dotychczas z misji. Grupa poszukiwawcza nie była wstanie odnaleźć jego ciała, jedyne co znaleziono to sześć ciał Peina i siódme tzw. prawdziwe - Nagato, który sterował ową szóstką. Itachi co dziennie odwiedzał mnie w szpitalu wraz z Arią, aż do czasu mojego wypisu. Właśnie wtedy po raz pierwszy wzięłam moje maluteńkie dziecko na ręce. Nic nie mogło opisać mojego szczęścia, jakie teraz mnie wypełniało. Myślałam, że już lepiej być nie może, a jednak... 

Zostałam poproszona przez przyjaciół by nazajutrz pójść z nimi w jedno miejsce. Owego dnia, kiedy się obudziłam nie było w domu nikogo, ani Itachiego, ani Arii. Nagle zadzwonił dzwonek, kiedy otworzyłam do pomieszczenia weszły dziewczyny - Ino, Hinata i Ten-ten. Nim się obejrzałam byłam ubrana w Kimono, a moje długie włosy zostały splecione jak na jakiś noworoczny festiwal.



Kiedy chciałam się dowiedzieć co jest grane udawały, że mnie nie słyszą, więc dałam za wygraną. Coś mi tu nie pasowało, dlaczego wszystkie też się wystroiły? Parę minut później mijałyśmy uliczki Konohy. Nic się tu nie zmieniło, mimo że nie było mnie tu prawie dwa lata... W końcu doszliśmy do jednej z kaplic, gdzie dziewczyny nie czekając na nic zostawiły mnie samą mówiąc "powodzenia", a same weszły do środka. Nie wiedziałam o co im chodzi, więc sama podążyłam za nimi. Weszłam do ciemnego pomieszczenia, gdzie panowała niepokojąca cisza, kiedy nagle światła rozbłysły, a z fortepianu rozbrzmiała muzyka. Rozejrzałam się dokoła nie dowierzając. Przy ławkach stali wszyscy moi przyjaciele i znajomi, nawet oddział Anbu jakiemu przewodniczyłam, wszyscy byli ubrani wizytowo. Zauważyłam też moją mamę trzymającą Arię i klan Karanami, wszyscy Ci ludzie pokazywali mi bym spojrzała uważnie przed siebie. Też tak zrobiłam. Moim oczom ukazał się brunet na tle ołtarza. To chyba sen! Byłam taka szczęśliwa, że mimowolnie nogi niosły mnie przed siebie. Kiedy już stałam obok niego uśmiechnęłam się promiennie, a kapłan przed nami zaczął oprawiać pewną ceremonię... Przecież to ceremonia ślubna! 
 - (...)Czy Ty Uchiha Itachi bierzesz sobie tą oto Karanami Sakurę za żonę? I obiecujesz tu przed Bogiem, jak i ludźmi tu zebranymi miłować ją w zdrowiu i chorobie aż do śmierci?
 - Tak. - odpowiedział. 
 - Czy Ty Karanami Sakuro bierzesz sobie tego tu Uchihe Itachi'ego za męża? I obiecujesz tu przed Bogiem, jak i ludźmi tu zebranymi miłować ją w zdrowiu i chorobie aż do śmierci? - z początku zamurowało mnie, ale już po chwili byłam wstanie bez zatrzymania odpowiedzieć...
 - Tak. 
 - Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Ja jako przewodniczący wam kapłan w imieniu Boga ogłaszam Was mężem i żoną! Możesz teraz pocałować pannę młodą... - po tych słowach nasze usta złączyły się w jedno na oczach wielu ludzi. W ten właśnie sposób przypieczętowaliśmy naszą miłość na wieki. Nagle do kaplicy przybyła jeszcze jedna niezapowiedziana osoba, która zwróciła wszystkich uwagę, a był to...
 - Naruto...? - zapytali wszyscy chórem jak by zobaczyli ducha. Mimo, że był w bandażach był ubrany wizytowo. Widać zależało mu na tym by tu być. 
 - Przepraszam za spóźnienie... Ale jak by to ująć... Zgubiłem drogę... - Jak to możliwe, że jedyne co mu przyszło do głowy w takiej chwili są stare wykręty Kakashi'ego? No nic najważniejsze, że nic mu nie jest. 


 - Przyjęcie weselne trwało długo, ale w końcu i jego nastał koniec. Jakieś trzy dni po nim zostałam wypisana z rejestru shinobi Konohy i przeniosłam się wraz z Itachi'm, Deidarą jak i członkami Hebi do Wioski Ukrytego Księżyca, gdzie zaczęliśmy wieść nowe, spokojne życie. Czas szybko leciał, a nasza miłość wciąż rozkwitała. Jej efektami były nasze kolejne dzieci, a łącznie z Arią była ich aż piątka. Sama nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda. Wiele zagadek również zostało rozwiązanych, jak na przykład tożsamość Kobiety, którą widziałam jakiś czas temu w śnie. Wierzcie lub nie, ale to była moja starsza wersja, którą właśnie dziś jestem. Co do piątki dzieci, które widział Itachi próbując mnie uratować sami może już znacie odpowiedź czyż nie? 
 - A więc tak poznali się nasi rodzice... - zaśmiała się Aria patrząc na swoje rodzeństwo, które nawet nie wiem kiedy przyłączyło się do wysłuchania naszej opowieści. 

Czas leciał, a my chociaż się starzejemy nadal się kochamy. Los dał nam możliwość na szczęście, choć zdarzają się łzy i smutek, ale takie jest nasz życie i musimy z tym żyć. Jednakże pamiętaj nie ważne gdzie jesteś, jak bardzo próbujesz wyzbyć się swoich uczuć. to jednak każdy ma uczucia i nikt nie ma prawa tego zmienić...


The End











sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział XXVI

Przybycie Wybawcy


    Trzymałem nieprzytomną dziewczynę w ramionach chcąc ją ocucić. Byłem przerażony jak jeszcze nigdy przedtem... Kobieta którą darzę szczerym, najwspanialszym i najważniejszym uczuciem była zimna jak lód, a większość ciała pobrudzona ciemno-czerwonym szkarłatem wydobywającym się powoli z pod piersi, gdzie prawdopodobnie znajdowało się serce. W tej chwili zadawałem sobie wiele pytań, ale najważniejsze nie dawało mi spokoju. - Czy Ona jeszcze żyje...? - "Dlaczego?" Pytałem sam siebie nic z tego nie rozumiejąc. Jak do tego doszło? Dlaczego Konan podniosła na nią rękę skoro była im tak bardzo potrzebna!? Nic się mi kupy nie trzymało... Nic z tego nie rozumiem... Prawdopodobieństwo, że Konan zdradziła Peina jest równe zeru, więc co ją do jasnej cholery podpuściło do tego!? Walnąłem z pięści w podłogę na której siedziałem trzymając Sakure. 
 - Ita... chi... - usłyszałem cichy, ledwo słyszalny, przesiąknięty niemocą szept. Natychmiast spojrzałem załzawionymi oczami na twarz ledwo przytomnej kunoichi, która z wychwytywała małe oddechy powietrza walcząc o dalsze życie. Wcześniej byłem tak zdesperowany, że nawet nie zauważyłem, że oddycha. Jestem taki żałosny... - Przyszedłeś... tak się cieszę... - uśmiechnęła się do mnie delikatnie mimo tego, że brakuje jej powietrza, jak by to było nasze ostatnie pożegnanie.
 - Nic nie mów! - wykrzyczałem tuląc ją mocniej do siebie. - Zaraz wszystko będzie dobrze, więc proszę... Nic nie mów... - mimo, że sam w to nie wierzyłem, chciałem by Ona uwierzyła. Moja niemoc w tej sytuacji mnie przerażała. Gdyby nie ja, gdybym nie sprowadził jej do Akatsuki... nic złego by jej nie spotkało... Chciałbym cofnąć ten cholerny czas tak żeby Ona mogła żyć szczęśliwie z przyjaciółmi. Nadal by wiodła swoje spokojne życie w wiosce wykonując codzienne misje od Hokage. A ja...? Ja podążałbym nadal swoją ścieżką nie zważając na nic. Ale teraz jest za późno! Nic już nie można zrobić! Sakura umrze i to tylko i wyłącznie moja wina! 
 - Ta pieczęć... blokuje moją chakre... Gdyby tylko jej... - plunęła krwią kaszląc. Otarłem łzy patrząc na jej nadgarstki, gdzie znajdowały się pieczęcie chakry. Jak to możliwe, że ich wcześniej nie zauważyłem? Jeżeli uda mi się ją zniszczyć Sakura powinna być w stanie zregenerować swoją ranę do takiego stopnia by nie zagrażała ona jej życiu.
 - Sakura wytrzymaj jeszcze trochę. Mam pomysł jak Ci pomóc! - wstałem opierając Sakure o ścianę, by się nie przewróciła. Następnie złapałem ją na nadgarstki w miejscach pieczęci. W myślach błagałem by mój plan się powiódł. Prawie całą swoją chakre koncentrowałem w dłoniach, aby ją później w odpowiednim momencie uwolnić pod ogromnym ciśnieniem do ciała różowo-włosej. Tak duża ilość chakry powinna przełamać pieczęcie, jednakże skoncentrowanie tak ogromnej ilości chakry jest niezwykle trudne dla kogoś kto robi to po raz pierwszy. Dla doświadczonego medyka taka ilość chakry stanowiłaby problem, a co dopiero dla mnie... Jednak mam tylko jedną szanse na uratowanie Sakury i nie zamierzam się poddać! Kiedy czułem, że nie jestem w stanie zapanować nad większą ilością chakry uwolniłem ją przesyłając do nadgarstków dziewczyny. Nim się obejrzałem pieczęcie przybrały kolor rozżarzonego węgla i powoli zanikały, już po chwili nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. W tym momencie Sakura z ledwością utworzyła rękoma parę pieczęci, a wraz z ich końcem na jej czole pojawił się podobny symbol co u obecnej V Hokage - Tsunade. Rany jakie odniosła Sakura zaczęły się w zadziwiającym tempie leczyć do czasu aż nie pozostał po nich żaden ślad.
 - Dobrze się spisałeś... Itachi... - powiedziała swobodnie łapiąc bez najmniejszego problemu powietrze po czym wtuliła się we mnie łkając. - Tak się bałam... Tak się bałam Itachi... Bałam się, że zostawiłeś mnie na zawsze, że w ogóle ciebie nie interesuje, że jestem tylko dla ciebie ciężarem,  że jestem nic nie warta...
 - Ciiii... - uspakajałem ją gładząc po włosach i tuląc do siebie. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić co przeżyła ta dziewczyna będąc tutaj przetrzymywana. Musiało być jej naprawdę ciężko... Nie wiem co jej za bzdur do głowy nakładli na mój temat, ale nigdy im nie wybaczę. Sprawię, że zapłacą za wszystko co jej uczynili. - Już wszystko dobrze Sakura... Już dobrze... 
 - Ah...! - wykrzyczała łapiąc się za brzuch. 
 - Sakura!? - patrzyłem na nią przerażony nie wiedząc co teraz się stało.  
 - Skurcze... Skurcze się zaczęły... - wszystkiego teraz się spodziewałem, ale nie tego. Muszę ją jak najszybciej stąd zabrać w bezpieczne miejsce. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk dochodzący za drzwi. Natychmiast stanąłem przed Sakurą gotowy do walki w jej obronie. Drzwi pomału się otwierały ukazując postać której bym się w życiu nie spodziewał. 
 - Leyra...? - zapytałem zdziwiony. 
 - Itachi, Sakura...? - spojrzała w naszą stronę równie zdziwiona. - Co wy tu robicie?
 - Chciałem o to samo spytać ciebie, ale teraz to nie istotne nie mamy czasu do stracenia. 
 - Co się stało? - pytała słysząc bolesne pojękiwania Sakury.
 - Sakura ma skurcze musimy ją stąd wyprowadzić. 
 - Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. Parę metrów nad nami toczą się walki.
 - Jednakże nie możemy pozwolić jej tutaj rodzić. 
 - Masz racje... Dziecko nabrałoby w zadziwiającym tempie sporo infekcji równocześnie...
 - Co oznacza, że nie mamy innego wyboru jak przebić się przez pole bitwy. 
 - Dokładnie. 
 - W takim razie wskaż nam drogę do wyjścia. - prosiłem biorąc Sakurę na ręce. Ta nic nie mówiąc wyszła z pomieszczenia pokazując gestem dłoni bym szli za nią. Tak też zrobiliśmy. Co jak co, ale nie spodziewałem się, że Pein ma jeszcze jedną tak ukrytą kryjówkę o której nie wiedziałem. Powinienem bardziej się interesować tym co się dzieje wokół mnie. Szliśmy już tak od dziecięciu minut, kiedy na końcu korytarza dostrzegłem światło. 
 - To tam. - wskazała zatrzymując się. 
 - A co z tobą? - zapytałem zdziwiony. 
 - Muszę coś sprawdzić. W końcu nie przyszłam tutaj przypadkowo. 
 - Rozumiem. W takim razie do widzenia i... dzięki... 
 - Nie ma za co. - odchodziła uśmiechając się - Itachi...? - zatrzymała się jeszcze przez chwilkę. - Kiedy wyjdziesz skieruj się od razu do medyka. Jest jeden na polu bitwy. Na pewno wiesz o którego mi chodzi. 
 - Taa... 
 - W takim razie na mnie już czas. Narka! - wykrzyczała po czym zniknęła z mojego pola widzenia. Ja też nie czekając dłużej ruszyłem czym prędzej przed siebie. Nie jestem wstanie sobie wyobrazić jaki ból odczuwa teraz Sakura podczas tych skurczy, ale jest pewne... W tym momencie cierpi i nie ma sensu tego przeciągać. Kiedy wybiegłem z kryjówki oślepiło mnie światło słoneczne. Naokoło nas toczyły się walki. Co więcej jesteśmy w obrębie walk grupy "A", więc nie jesteśmy w zbyt ciekawym położeniu. Jeżeli wróg nas zauważy mogę nie być wstanie ochronić Sakury z powodu braku chakry, więc muszę szybko dotrzeć do sprzymierzonych sił shinobi, gdzie w tym momencie będzie najbezpieczniej. Resztą chakry jaką mi pozostała przyśpieszyłem kroku mijając wszystkie pobliskie drzewa z dużą szybkością, aż prawie na kogoś wpadłem. Gdyby ta osoba nie zrobiła uniku prawdopodobnie już bym leżeli. 
 - Uchiha Itachi... - spojrzała na mnie zdziwiona, a później na kunoichi na moich rękach, która w świetle słońca wyglądała teraz przerażająco. Długie rozczochrane różowe włosy, podkrążone zielone oczy, zwykle malinowe ponętne usta stały się sine, a biały szlafrok zabrudzony był ziemią i szkarłatem podobnie jak ciało. - Sa... Sakura!? - wykrzyczała przerażona jak i zarazem zdziwiona na widok dziewczyny.
 - Ino... to Ty? - spytała nie dowierzając.
 - Tak, ale co Ci się stało...?
 - Nie czas teraz na wasze pogawędki. - skarciłem je przerywając rozmowę. - Sakura potrzebuje natychmiastowej pomocy medyka. 
 - O co chodzi? - zapytała słysząc kolejne ciche jęki Sakury. 
 - Sakura ma skurcze porodowe. 
 - Skurcze!? Sakura posłuchaj mnie... - zwróciła się do różowo-włosej z poważną już postawą. - Choćby nie wiem co musisz powstrzymać poród. Jeżeli tego nie zrobisz twojemu dziecku grozi niebezpieczeństwo. Pewnie przez bóle nie zauważyłaś, ale właśnie teraz wszyscy twoi przyjaciele i rodzina dają z siebie wszystko na polu bitwy, by zniszczyć raz na zawsze Akatsuki. A doszło do tego ponieważ wszyscy przybyli tutaj, aby ocalić Ciebie jak i twoje jeszcze nienarodzone dziecko. Dlatego ty też musisz się postarać i dać z siebie wszystko. Zrozumiałaś!?
 - Ta... Tak! - odpowiedziała z trudem zaciskając swoje dłonie na moje bluzce.
 - Co teraz mamy zrobić? - zapytałem blondynki nie wiedząc co w takiej sytuacji począć. 
 - Nie mamy innego wyboru jak czekać, aż wszystko się skończy. Dlatego póki co połóż Sakurę tutaj. - wskazała na miejsce pod drzewem w cieniu. Tak też zrobiłem siadając zaraz obok niej. W tym czasie Ino wyjęła zwój przyzywając z niego wszystkie potrzebne rzeczy do życia podczas długiej misji. Czyli wodę, śpiwór i inne tym podobne rzeczy. Zaraz po tym dziewczyna kazała mi przełożyć Sakure na śpiwór, a sama zaraz po chwili obmywała jej czoło wilgotną szmatką. - Itachi - usłyszałem patrząc pytająco na kunoichi. - pomóż mi zdjąć z Sakury ten brudny szlafrok. Muszę ją umyć nim dziecko się narodzi inaczej nałapie pełno chorób. - w pewnym sensie zrobiło mi się gorąco kiedy to powiedziała, ale mimo tego musiałem powstrzymywać moje prawdziwe myśli, gdyż one są tu niewskazane w takiej chwili. Bez mówienia niczego pomogłem Ino zrobić to o co mnie poproszono. Jakieś paręnaście minut później Sakura była czysta i znowu musiałem pomagać założyć dziewczynie na Sakure czyste rzeczy, które zostały przyzwane wraz z innymi bublami z tego dziwnego zwoju. Mijały godziny, a walki nadal trwały podobnie jak coraz mocniejsze skurcze Sakury. Nie mogłem znieść patrzenia na jej cierpienie, kiedy co parę minut traciła przytomność z bólu. To było przerażające... Budziła się tylko po to, by znów ponownie cierpieć i tracić przytomność. Ino cały czas wraz ze mną powtarzała by się nie poddawała i ocierała poty z jej twarzy. Natomiast ja wspierałem Ją dodatkowo trzymając mocno za dłoń, która zaciskała moją mocno, gdy tylko pojawił się najmniejszy skurcz. Byłem wykończony psychicznie... Już nic nigdy w życiu nie przebije tego dnia...
Słońce pomału zachodziło, a walki cichły. Za drzew koleino wyłaniały się pojedyncze jednostki sprzymierzonych sił shinobi. Kiedy większość się zebrała usłyszeliśmy wszyscy po raz pierwszy płacz nowo narodzonego dziecka. Tak to właśnie ono - moje dziecko. 



No i notka 
Proszę o jakieś komcie ^^"

sobota, 25 maja 2013

Rozdział XXV

 "Itachi... już nie mogę..."


Na polanie jakieś 12 km od siedziby głównej przestępczej organizacji znanej jako Akatsuki, kiedy słońce unosiło się powolnie ku górze pewna większa grupa ludzi biegła ile sił w nogach przed siebie. Czas był bowiem dla nich bardzo istotny, gdyż teraz to on decydował o życiu i śmierci jednej drobnej, ale za to bardzo ważnej dla nich osoby. Kto by pomyślał, że niewielka wojna, która może spowodować ogromne zniszczenia wybuchnie z powodu jednej dziewczyny, która nawet nie poznała całej prawdy o swoim życiu. W świecie shinobi wszystko jest możliwe... W jeden dzień możesz cieszyć się życiem, a w kolejnym żegnać się z nim i umierać. Tak więc kim są shinobi? Po co istnieją? Czy bez nich życie nie byłoby lepsze? Na te pytania nikt nie zna odpowiedzi... Shinobi istnieją, a ich istnienie jest niezbędne w tymże świecie...
Grupa wcześniej razem biegnąca podzieliła się na dwa zespoły z których jeden z nich składał się z shinobi Konohy i trzech członków klanu Karanami, grupa ta została nazwana Atakującą - "A". Natomiast druga grupa "B" składała się z pozostałych członków klanu Karanami (9), oraz dwóch sprzymierzonych ludzi z Akatsuki - Deidary i Itachi'ego, których zadaniem jest za pomocą swoich sensorycznych umiejętności i uzbieranych dotychczasowych informacji odnalezienie dokładnej lokalizacji pobytu Sakury. 

Biegliśmy już od dłuższego czasu, kiedy coś we mnie pękło. Otoczenie wokół mnie zatraciło się w ciemności, a ja sam stałem jak wryty patrząc w pustą przestrzeń. Przez chwilę miałem wrażenie jak by ktoś mnie wzywał nawołując: "pomóż mi... pomóż mi...". Mimo, że głos ten wydawał mi się być znajomy nie byłem wstanie go rozpoznać... Kolejne głośniejsze wołania podziałały na mnie jak kubeł orzeźwiającej wody. Ten głos... 
 - SAKURA!!! - wydarłem się na całe gardło słysząc jej rozpaczliwy głos.
 - Chcesz jej pomóc? - usłyszałem głos tuż przy uchu natychmiastowo się obracając. Stała obok mnie zgrabna dziewczyna o zielonych oczach i czarnych jak noc włosach. Jej karnacja podobna jak Sakury w ciemności wydawała się być jak mleko. 
 - Kim jesteś? 
 - Nie czas na pytania. Nie zostało już dużo czasu... Tak więc powtórnie zapytam... Czy chcesz jej pomóc? - nie ma czasu do stracenia. Jeżeli się zawaham mogę stracić to na czym mi najbardziej zależy.
 - Tylko tego pragnę. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą na co dziewczę się uśmiechnęło, a za nią pojawiły się kolejne cztery osoby w tym dwóch chłopców i dwie identyczne dziewczyny (bliźniaczki).
 - Tego można było się spodziewać po naszym staruszku! - wykrzyknął jeden z chłopaków. Nie rozumiałem jego słów. Co miał przez to na myśli? Chciałem ich o to zapytać, kiedy każde z nich wykonało dziwne pieczęcie, a ciemność dookoła mnie zaczęła znikać.
 - Czekajcie! - wykrzyczałem, ale to na nic się nie zdało jedyne co usłyszałem to krótkie "Do zobaczenia". 

Wszystko wróciło do normy nadal biegłem z towarzyszami, kiedy nagle naokoło mnie pojawił się ogromy okrąg z wypisanymi pieczęciami. 
 - Itachi!? Co to do cholery jest!? - wykrzyczał Deidara na co zwróciła uwagę cała reszta zatrzymując się. 
 - Przecież to... - wykrztusiła przywódczyni zdziwiona podobnie jak pozostali członkowie klanu. - pieczęć gwiazdy!? Ale jak to!? Tylko doświadczeni shinobi z klanu Karanami mogą jej użyć. Na dodatek musi ich być piątka inaczej pieczęć się rozleci. W wiosce jest tylko trzech shinobi wliczając w to mnie, którzy potrafią ją wykonać, dlatego nie możemy stworzyć kompletnej, więc jak to możliwe? Przecież nikt nie wykonał pieczęci! 
 - Nie czas teraz na rozmyślenia pani. Mamy towarzystwo. 
 - Chrońcie Itachiego i pieczęci! Jeżeli w ciągu dziesięciu minut pieczęć będzie cała przeniesie go prawdopodobnie prosto do Sakury! 
 - Tak jest! - wykrzyknęli wszyscy na rozkaz pani.
 - Kogo my tu mamy...? Czyżby zdrajców?! - roześmiał się Hidan trzymając swoja ogromną, czerwoną kosę, za którym wyszedł Kakuzu, a zaraz za nim Sasori w swojej przerażającej lalce.
 - Deidara kto by pomysł, że jesteś tak głupi by przyłączyć się do wroga i zdradzić swoich towarzyszy. - wymamrotał Sasori podchodząc bliżej. - Ale nie martw się zakończymy wasz żywot. Jestem pewien, że szczury Konohy też zginą. Kisame, Zetsu, Tobi oraz Pein z pewnością się już z nimi bawią.
 - Wal się! Dziś przekonamy się czym jest sztuka!

Wszyscy uformowali się w szykach bojowych szykując się do walki. Już po chwili ruszyli na siebie pełni nienawiści. Przywódczyni klanu za przeciwnika obrała sobie Kakuzu chociaż podwładni chcieli powstrzymać ją od udziału w walce, jednak ona mając silną wolę nie kazała się sobie sprzeciwiać i postawiła na swoim. Widocznie wyczuła jego siłę i cztery dodatkowe bijące serca zdając sobie sprawę, że jej podwładni mogli by nie dać sobie rady z tak silnym przeciwnikiem sama ruszyła do walki zlecając im by zaatakowali Hidana, który też do łatwych przeciwników nie należał. Kto by pomyślał, że Ja jako jedyny będę stał w miejscu przyglądając się toczącym się naokoło mnie walką. Pieczęć w której się znajdowałem sama w sobie wytwarzała potężna barierę chroniącą, która nie pozwalała ani mi opuścić pieczęci, ani nikomu z zewnątrz się do niej dostać. Czułem jak z każdą sekundą pieczęć przybierała na sile, a powietrze wewnątrz gęstniało. Czekałem spokojnie przyglądając się walkom. Ludzie odnosili rany, raz mniejsze, raz duże, a raz głębokie i poważne. Ludzie ci mają w sobie ogromne pokłady nie tylko chakry, ale i odwagi. Walcząc tak dla dobra dziewczyny, o której nic nie wiedzą tylko znają z tytułu. Miałem wrażenie, że czas się wlókł bardziej niż zwykle. Czy to na moją niekorzyść? Czy może Bóg próbuje powstrzymać ostrze śmierci? Kto wie... 
Nagle pieczęć rozbłysła oślepiając wszystkich wokół łącznie ze mną. Kiedy blask zanikł powolnie otworzyłem swoje oczy. Znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu, gdzie szło wyczuć zapach krwi. rozejrzałem się dokoła i nagle moje oczy dostrzegły tą którą tak długo szukałem...
 - SAKURA!!! - moje usta wykrzyczały, a ja sam czym prędzej podbiegłem do opierającej się o ścianę zakrwawionej dziewczyny...      







Ciąg dalszy nastąpi...
^^"















poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział XXIV

"Zjednoczenie i wojna"

Kiedy słońce wspinało się ku górze w pewnej wiosce zbierali się ludzie pod jednym z wyższych budynków wioski. Budynek ten był miejscem, gdzie zasiadała na swym tronie potężna przywódczyni wioski, którą obecnie jest Karanami Moriana, która za zgodą umierającej matki objęła dowództwo nad wioską. Moriana po powrocie do swej wioski wraz z synem musiała stawić czoła wielu zmaganiom, by ludzie zaczęli im ufać. Oczywistym jest, że Shima został szybciej zaakceptowany przez ludzi niż jego matka, która mimo wszystko złamała prawo uciekając z wioski wbrew woli przywódczyni  Jednakże to jej nie przekreślało w oczach ludzi, ponieważ każdy zasługuje na drugą szansę, a wioska nie miała prawowitego następcy, więc nawet byli wdzięczni jej za powrót. Wielu z nich się zastanawiało nad jej młodym wyglądem i z chęcią wysłuchało jej opowieść o podróży jaką przeżyła po tym jak się wybudziła z tak długiej śpiączki. Wielu też było zdziwionych wieścią o bliźniaczych następcach tronu, którzy byli bezpośrednimi potomkami Moriany, ale najbardziej dziwił ich fakt, iż młoda pani jest przetrzymywana w przestępczej organizacji - Akatsuki. Kiedy Moriana wraz z Shimą trenowała, by odzyskać dawną formę widziała wizje w których jej córka bardzo cierpi. Na całe szczęście wracając do domu dostrzegła ogromnego białego ptaka, a na nim blondyna, który okazał się być członkiem owej organizacji. Bez wahania ruszyła na niego, by uzyskać potrzebne jej informacje i właśnie wtedy zawarła z nim układ, który okazał się być bardzo korzystny dla obu stron. I oto nadszedł ten dzień, kiedy wszyscy razem mają się spotkać przed główną siedzibą klanu Karanami, gdzie opracują dokładną strategie i ruszą do ataku, by raz na zawsze zniszczyć organizacje i odzyskać Sakurę z rąk wroga. 
 - Moja Pani... - ukłoniła się jedna z tutejszych służek przed przywódczynią kontynuując. - Pańscy goście przybyli. 
 - Wpuść ich. - rozkazała patrząc pewnie przed siebie na drzwi, gdzie już po chwili pojawili się dwaj mężczyźni. 

Kiedy dolecieliśmy do wioski natychmiast zaprowadzono nas do ogromnego, bogato przystrojonego budynku, gdzie na pokaźnym tronie siedziała piękna różowo-włosa kobieta ubrana w biało-czarne kimono w czerwone kwiaty, która wpatrując się w nas z powagą wstała z miejsca mówiąc:



 - Witajcie w mojej wiosce. Cieszę się, że dotarliście mimo wszelkich trudności. Zaraz zaczniemy nasze spotkanie z resztą wezwanych przed budynkiem osób, ale najpierw musimy poczekać na jeszcze jednych ważnych gości, którzy zgodzili się zawiązać z nami sojusz i przybyć do mojej wioski. Podobnie jak z wami chce się z nimi spotkać przed całym wielkim spotkaniem. - wpatrywałem się w kobietę słuchając tego co ma do powiedzenia. Nie mogłem uwierzyć, że pomyliłem ją z Sakurą. Teraz kiedy na nią patrzę, wiem że mam do czynienia z tą samą osobą, którą spotkałem w lesie, ale mimo tego ona wydaje mi się inna. Te jej władcze spojrzenie i ta aura... Na dodatek ta przytłaczająca siła, którą mogę wyczuć stojąc naprzeciwko niej jest zupełnie inna niż wtedy. Dlaczego wtedy dała się tak łatwo pokonać skoro dysponuje tak dużą siłą? Jestem pewien, że teraz mogła by mnie znieść z powierzchni ziemi w parę minut, a może to tylko moje wrażenie? Gdybym teraz zobaczył pierwszy raz Moriane na pewno nie pomylił bym jej z Sakurą.
 - Kim są twoi goście? - pytał blondyn bawiąc się wybuchową glinką. 
 - Dowiesz się jak przybędą. - odpowiedziała delikatnie przymykając oczy. - Bez obaw nie są oni dla Was zagrożeniem. Zgodnie z naszą umową wasze karty zostaną wyczyszczone. A teraz zdejmijcie wasze płaszcze symbolizujące przynależność do waszej organizacji. - Tak też zrobiliśmy rzucając je na podłogę przed siebie. Kiedy kobieta otworzyła swoje oczy zabłyszczały one jasnym światłem, a  płaszcze w mgnieniu oka zmieniły się w proch. - Wasz symbol przynależności został zniszczony. Teraz jesteście wolni od Akatsuki. 
 - Mam do ciebie pewne pytanie. -  wtrąciłem na co przeniosła swój wzrok z blondyna na mnie.
 - O co chodzi?
 - Dlaczego dysponując taką siłą mnie wtedy nie zabiłaś? 
 - Dlaczego? - zapytała rozbawiona. - Ponieważ nie byłam wstanie tego zrobić. 
 - Nie rozumiem. - widziałem jak blondyn na mnie patrzy zszokowany. No tak w końcu On nawet nie wiedział, że miałem kiedykolwiek z nią potyczkę. 
 - Spałam przez bardzo długi czas. Zresztą sam powinieneś bardzo dobrze to wiedzieć Itachi. W końcu to tobie zostało powierzone moje dziecko. - Kiedy się nad tym zastanawiam wszystko ma sens. Nie była w stanie walczyć, ponieważ jej ciało nie było nawet przystosowane do chodzenia po parunastu-letnim śnie, a co dopiero do walki. Po takiej śpiączce trzeba dobrej i długiej rehabilitacji. Jednak ona doprowadziła się do porządku w tak krótkim czasie to naprawdę niezwykła osoba. Jestem pod wrażeniem, że była wstanie w ogóle stanąć wtedy ze mną do walki. Jednak zastanawia mnie skąd wie, że to ja zabrałem Sakurę z domku przyjaciółki sensei'a?
 - Skąd o tym wiesz? 
 - Wiem więcej niż może ci się wydawać...

Nagle naszą rozmowę przerwała służka zapowiadając przybycie kolejnych oczekiwanych przez Panią gości, która natychmiast kazała wpuścić owe osoby na których widok moje oczy podobnie jak Deidary rozszerzyły się ze zdziwienia do granic możliwości. Moim oczom ukazał się nieprzewidywalny ninja numer 1 w Konoha o blond-włosej czuprynie i niebieskich jak niebo oczach, ubrany w swój ulubiony dres z wymalowaną powagą na twarzy co jest u niego rzadkim widokiem. Zaraz za nim wszedł legendarny kopiujący ninja czytając swoją ulubioną książkę oraz sześciu innych ninja Konohy - Sai'em, Neji'm, Shikamaru, Choji'm, Kibą, Hinatą i Ino. Wszyscy podobnie jak my wpatrywali się w siebie ze zdziwieniem, ale mimo wszystko każdy zachowywał się spokojnie czekając na wyjaśnienia ze strony przywódczyni. 

 - Z pewnością czekacie na wyjaśnienia. - zaczęła na co każdy przytaknął czekając na jej dalszą wypowiedź. - Jestem wam je winna, ale na początek witam was pierwszych w historii tej wioski sojuszników Wioski Ukrytego Księżyca, którzy przybyliście czym prędzej na moje wezwanie. Jestem wam z tego powodu wdzięczna. Z tego co mi wiadomo moi drodzy przybysze z Konohy nie znacie szczegółów tej misji. Zostaliście tu wezwani z myślą o zwiedzeniu tej wioski, ale nie na tym polega wasza wizyta. Mimo, że zawarliśmy dopiero co sojusz nie zdradziłam Hokage powodu dla którego mieliście tu przybyć. Hokage okazała swe zaufanie do mnie wysyłając was do tak niepewnego miejsca z czego jestem jej z całego serca wdzięczna. A więc teraz chcę usłyszeć wasze zdanie odnośnie mojej propozycji. - ludzie z Konohy byli bardzo zmieszani. Nie wiedzieli po co głowa nowo utworzonego sojuszu ich tu wzywa, a kiedy zobaczyli nas byłych członków Akatsuki na pewno mieli zmieszane myśli. 
 - Proszę wybaczyć... - odezwał się Kakashi stając przed przywódczynią. - Możesz nam w końcu zdradzić w jakim celu tu przybyliśmy i dlaczego są tu członkowie Akatsuki?
 - Oni nie są już członkami tej bluźnierczej organizacji. Od dzisiaj zostają prawnie mieszkańcami tejże wioski. Co do waszego przybycia... - nagle przykucnęła przed shinobi Konohy spuszczając głowę. - Proszę pomóżcie ocalić moją córkę i zniszczyć Akatsuki raz na zawsze! - wszyscy byli zszokowani jej zachowaniem, do końca nie wiedzieli co powiedzieć. W końcu kiedy porwano Gaarę dwaj członkowie organizacji powalili prawie całą wioskę.
 - Wstań nie ma sensu się nam kłaniać. Pomożemy! - wykrzyczał blondyn szeroko uśmiechając się przy tym wyciągając w stronę Moriany pomocna dłoń, którą od razu przyjęła wstając na równe nogi.
 - Naruto! - krzyknęli równo shinobi Konohy. 
 - No co? Chyba nie zamierzacie zostawić jej samej? W końcu wszyscy chcemy pozbyć się tego wrzodu na dupie jakim jest Akatsuki. - podsumował patrząc uważnie na swoich rówieśników, a następnie na mnie i Deidarę. 
 - Naruto... - zaczął Kakashi. - Wiemy, że Ona ci ją przypomina, ale mimo wszystko nie możemy podejmować tak pochopnej decyzji bez wiedzy szanownej Tsunade. 
 - Babcia na pewno by się zgodziła. 
 - Tego nie wiemy. - słuchając ich debaty miałem ochotę ich ukatrupić. Czy oni naprawdę nie wiedzą kim jest córka przywódczyni? Najwyraźniej nie, więc najwyższy czas ich uświadomić.
 - Przepraszam, że przerywam waszą wyczerpującą debatę, ale mam do was pytanie... - wszyscy z Konohy spojrzeli na mnie przeszywającym wzrokiem jakiego naprawdę nie lubiłem, ale cóż... Nie mamy czasu na głupoty. - Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę kim jest córka tej kobiety?
 - Małym dzieckiem? - zapytał Choji
 - Następczynią tronu? - Odpowiedział Shikamaru
 - Piękną, śliczną, małą dziewczynką? - pytała sama siebie Ino. Wszystkie te odpowiedzi, które usłyszałem dosłownie mnie zdołowały. Naprawdę mamy pracować z tymi bez mózgami?
 - Moja córka ma na imię Sakura i niedługo kończy 20 lat, jest także następczynią tronu. - powiedziała w końcu Moriana. W sali, gdzie przebywaliśmy zrobiło się bardzo cicho, a większość ludzi patrzyła na siebie zszokowanych. - Wasze dobranie do tej misji nie było przypadkowe... Poprosiłam Hokage bym sama mogła wybrać dostępnych wolnych ludzi, których na chwile obecną nie mieli żadnej misji, by tu przybyli. Tak też się stało... Sakura, którą wy znacie pod nazwiskiem Haruno tak naprawdę jest dzieckiem legendarnego klanu Karanami i tak jak powiedziałam jest następczynią tego tronu. Teraz jest uwięziona i przeżywa katusze czując przerażający ból. Akatsuki chce stworzyć idealnego Jinchuuriki z krwi Karanami i Uchiha dla juubiego 10-cio ogoniastego demona. Mielibyśmy sporo czasu na jej odbicie gdyby nie to, że Sakura za tydzień prawdopodobnie urodzi dziecko, a wtedy ją zabiją, ponieważ stanie się niepotrzebnym narzędziem. Itachi i Deidara chcą odkupić swoje grzechy, dlatego chcą uratować Sakurę i pomóc zniszczyć doszczętnie Akatsuki. Mam 100% pewności, że nas nie zdradzą, ponieważ ich uczucia i prawda o nich samych na to nie pozwalają. Tak więc jeszcze raz zapytam... Czy zechcecie pomóc mi w uratowaniu córki i pozbyciu się Akatsuki? - nikt z konoszan nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Wszyscy mieli mieszane uczucia. Obserwowałem bacznie ich zachowanie. To nie była łatwa decyzja w końcu nie ma pewności, że wrócą z tej wojny żywi. Jaka będzie ich odpowiedź...? Pytałem sam siebie patrząc uważnie na Uzumaki'ego, który takim samym wzrokiem patrzył na Hatake.
 - Na pewno wielu z was nie raz ode mnie słyszało te słowa, ale mimo to powtórzę jeszcze raz... - zaczął Hatake zwracając się do swoich towarzyszy. - Ci którzy łamią reguły są draniami, to prawda, ale Ci którzy porzucają przyjaciół są jeszcze gorsi... - te słowa sprawiły iż każdy z tu obecnych zobaczył światełko w tunelu. Długo nie trzeba było czekać na odpowiedź, gdyż każdy wierząc w te słowa przyjął propozycję przywódczyni mając nadzieje na lepsze jutro. 

Siedziała w ciemnym pomieszczeniu zamknięta od bardzo długiego czasu. Już dawno porzuciła wszelką nadzieję i chęć do życia. W końcu jaki to ma sens? Nie ma nikogo do kogo mogła by wrócić... Przynajmniej tak się jej wydawało. Konan, która przychodziła do niej codziennie tyle rzeczy jej na wmawiała, że ciężko było jej nie wierzyć. Już nie wiedziała co jest prawdą, a co kłamstwem. Jednym słowem poddała się, nie miało to dla niej znaczenia, czy po porodzie ją zabiją, czy też nie. Przynajmniej wie, że dziecko, które już niedługo urodzi będzie żyło. Może nie tak jak by chciała, ale zawsze to lepsze niż śmierć. Wpatrywała się w martwy punkt na ścianie, kiedy do pomieszczenia weszła niebiesko-włosa z tacą jedzenia i picia, którą położyła przy łóżku. Była shinobi Konohy nawet nie zwróciła na nią uwagi nadal wpatrując się w ten sam punkt. Kobieta z białym kwiatem we włosach nie wiedziała co o tym myśleć. Czy to w porządku ją tutaj trzymać na pewną śmierć? To nie fair... Wiele lat temu, kiedy utworzyła Akatsuki z Yahiko i Nagato nie to było celem ich organizacji. Ich organizacja miała służyć dobru - ochronie ludzi, który byli dotknięci przez panującą wtedy wojnę shinobi, a nie zabijaniu niewinnych osób. Co sprawiło, że organizacja, która miała stworzyć pokój na świecie o jakim zawsze marzył ich mistrz Jiraya stała się dla źródłem wszelkiego zła? Gdzie popełnili błąd? Ich ręce zabiły setki niezliczonych i niewinnych osób. Dlaczego upadli tak nisko!? Zadawała sobie wciąż te pytania, a jedno szczególnie nie dawało jej spokoju - "Dlaczego nie potrafię się mu sprzeciwić i powiedzieć dość?" Patrząc na Sakure coś sobie uświadomiła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej grzechy na pewno nie zostaną odpuszczone, ale w tej jednej chwili chce to wszystko skończyć. Wtedy nie będzie musiała cierpieć ani ona, ani Sakura. 
 - Przepraszam... - wypowiedziała, a z jej oczu leciały gorzkie łzy. Sakura spojrzała na nią nie zrozumiale odrywając wzrok ze ściany, kiedy przy jej plecach pojawiły się stworzone z tysięcy małych, białych karteczek skrzydła jak u Anioła, a w dłoni pojawiła się papierowa włócznia wypełniona chakrą. Strój wcześniej składający się z ciemnych rzeczy zmienił się w piękną suknie stworzoną podobnie jak cała reszta z papieru. - Ostateczna forma... Grzeszny Anioł! 



W jednej chwili wydawało się, że Świat staną w miejscu, kiedy z szybkością światła ostrze włóczni przebiło na wylot klatkę piersiową różowo-włosej, która zszokowana patrzyła na Konan będącą przy niej. Kobieta lekko uśmiechała się w jej stronę, kiedy nagle z jej ust parsknęła krew objęła kunoichi jak osoba, która byłaby jej bliska.
 - Nie martw się... - wypowiedziała łamiącym się głosem. - Zginiemy tu razem...
 - Dlaczego...? - pytała nie rozumiejąc "anioła".
 - Ponieważ tak będzie dla nas lepiej... Sakura... Gdyby twoje dziecko przyszło na świat... - przerwała kaszląc coraz większa ilością krwi. - Nigdy by... Nie zaznało szczęścia w Akatsuki, było by tylko narzędziem... "Grzeszny Anioł" moja ostateczna forma... po użyciu zabija użytkownika... Dlatego... Dlatego umrzemy razem... - po tych słowach kobieta opadła na ziemie nie mogąc utrzymać się na nogach umierając podobnie jak Sakura powoli przymykała oczy nie mogąc złapać oddechu niezbędnego do życia traciła przytomność...




No i rozdział :)
Wiem, wiem trochę przynudzałam, ale cóż...
tak to czasem bywa ^^"
Mimo wszystko mam nadzieje, że ten rozdział zachęci was do przeczytania następnego :D
Pozdrawiam Nibea






poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział XXIII

Dedykacja dla Karci-chan

W ciemnym pomieszczeniu przy świetle świecy prowadziły rozmowę dwie kobiety. Jedną z nich była Konan - prawa ręka lidera przestępczej organizacji Akatsuki, która jest poszukiwana przez wszystkie główne wioski. Natomiast drugą była ciężarna różowo - włosa, która zeszłego dnia została uprowadzona pod nieobecność Itachiego, kiedy spała. W pomieszczeniu panowała napięta atmosfera do czasu, kiedy jedna z nich przerwała chwilową ciszę przerażonym głosem:
 - Nie rozumiem... - wyjąkała - Gdzie Itachi?
 - Itachi, Itachi i Itachi... - zawołała rozbawiona. - Już go nie zobaczysz, więc o nim zapomnij. Tak będzie lepiej i dla nas i dla ciebie.
 - Itachi na pewno tu przyjdzie! 
 - Pozwól, że coś Ci powiem. Jakiś czas temu twój Romeo w postaci Itachi'ego dostał misję, która polegała na na rozkochaniu Cię w sobie, a następnie łatwym spłodzeniu potomka z krwi Uchiha i Karanami w celu stworzeniu idealnego Jinchuuriki dla przyszłego Juubi'ego 10-cio ogoniastego demona. Więc to normalne, że po zakończeniu misji sukcesem oddał cię w nasze ręce. Zresztą sam powiedział, że nie ma czasu na niańczenie takiego dziecka jak ty, ale powiedz Sakura... Naprawdę myślałaś, że On cię kocha? - nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony różowo-włosej wybuchła śmiechem - Nie żartuj! Ty naprawdę myślałaś, że On cię kocha! No to się naśmiałam. Zapamiętaj jedno... - jej głos przybrał poważną barwę dźwięku z nutką smutku. - Nie ważne jak kobieta będzie się starać, nie zawsze jej prawdziwe uczucia zostaną odwzajemnione. - po tych słowach Niebiesko-włosa opuściła pomieszczenie zostawiając samą dziewczynę ze swoimi myślami.
Zastanawiała się... Czy to wszystko prawda? Czy dla niego była tylko zabawką, która nic dla niego nie znaczyła? "Niech ktoś mi pomoże" błagała w myślach, by móc się obudzić z tego koszmaru, który niestety był rzeczywistością... Nie była w stanie odgonić od siebie tych pesymistycznych myśli, których tak bardzo chciała się pozbyć. Im dłużej nad tym myślała tym więcej się ich pojawiało. 

Dni mijały bardzo szybko, tak szybko, że dni zmieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Brunet wiedział, że popełnił błąd zostawiając ją wtedy samą, ale nie mógł winić za to młodszego brata, który tylko przyszedł go ostrzec. Próbował już wszystkiego, by ją znaleźć, wydawało się nawet, że szukał wszędzie, w każdym zakamarku i kątku organizacji. Sasuke również był zdesperowany, obwiniał się o zniknięcie swojej dawnej przyjaciółki z teamu 7. Kiedy tylko mógł pomagał bratu w poszukiwaniach, ale to również nie przyniosło żadnego skutku. Od jej zaginięcia minęło prawie sześć miesięcy, niedługo nadejdzie upragniony dzień dla Peina - narodziny przyszłego idealnego Jinchuuriki dla Juubi'ego, a wtedy z pewnością zabije niepotrzebną już Sakure. Dla starszego bruneta ta myśl była katorgą, a przecież nie mógł sobie pozwolić na ujawnienie uczuć w tak kluczowym momencie. Wciąż musiał wykonywać misje w jak najbardziej wiarygodny sposób, by przestali go podejrzewać, choć i tak nie był do końca pewien swoich działań. Zastanawiał się... Jak Sakura musi się czuć? Choć to silna kobieta to na pewno się boi, każdy normalny na jej miejscu by się bał. "Przepraszam, że nie byłem wstanie dotrzymać słowa" co dziennie przepraszał w myślach za swą bezradność. Siedząc przed organizacją na kamieniu czekał na Deidarę z którym wyjątkowo miał udać się na misje. Spóźniał się już dobre dwie godziny... Kiedy  nagle usłyszał jego głos:
 - Sorki za spóźnienie. - ale brunet go zignorował ruszając w drogę. - Chyba nie zamierzasz iść na pieszo? - mówił lepiąc małego ptaka, który w mgnieniu oka stał się ogromny. Itachi bez żadnego gadania wskoczył na jego grzbiet wzlatując w powietrze, ale kiedy zobaczył że lecą w odwrotnym kierunku natychmiast zwrócił uwagę.
 - Pomyliłeś kierunki.
 - Serio? Ja tak nie sądzę. - uśmiechnął się szeroko w stronę bruneta, który nie rozumiał jego zachowania. - Sorki, że dopiero teraz o tym wspominam, ale umówiłem nas na drobną wizytę. 
 - O czym ty mówisz? Mamy misje do wykonania. Nie mamy czasu na twoje zabobony.
 - Czyżby los pewnej różowo-włosej księżniczki był ci obojętny? - słysząc to natychmiast zareagował przybierając poważny wyraz twarzy złapał blondyna za kołnierz. 
 - Gdzie Ona jest? - warknął.
 - Spokojnie kochasiu! Zaraz ci wszystko wytłumaczę tylko puszczaj mnie. - tak tez zrobił choć miał ochotę udusić gada. 
 - Jakieś trzy miesiące temu przez przypadek natknąłem się na dość dużą wioskę, której nie ma na zwykłych mapach. Jak gdyby nigdy nic leciałem dalej, kiedy nagle zauważyłem różowo-włosą dziewczynę. Od razu zleciałem niżej, by się jej bardziej przyjrzeć. Od tyłu wyglądała dokładnie tak samo jak nasza królewna z tą różnica, że ta miała krótsze włosy. Nim się obejrzałem Ona już była obok mnie na moim ptaku a jej katana była przy moim gardle. Zaskoczyło mnie to kiedy zapytała "Gdzie przetrzymujecie moją córkę?", była wściekła, a ja nie potrafiłem jej dokładnie tego opisać  więc zacząłem bełkotać po swojemu, co ją jeszcze bardziej zdenerwowało, ale jakoś się opanowała, kiedy zawołał ją ten chłopak, który był naszym więźniem. Okazało się, że ta kobieta jest nowo wybranym przywódcą tamtejszej wioski, a Sakura i Shima to jej dzieci. Nie mając wyboru opisałem sytuacje, a ona zaproponowała mi układ. W zamian za darowanie mi życia i załatwienie na przyszłość czystego konta bez kryminalistycznej przeszłości byłem szpiegiem w organizacji. Podlizywałem się Pein'owi, by się do niego jeszcze bardziej zbliżyć i zebrać informacje, które przekazywałem co tydzień Morianie matce Sakury. Zawsze to ty byłeś pupilem Peina zaraz po Konan, więc dzielił się wszystkimi informacjami z tobą, ale kiedy Ty zawiodłeś Ja to wykorzystałem i tak dowiedziałem się na jakich terenach znajduje się nasza księżniczka, ale tu już zaczyna się bitwa z czasem i właśnie tu przystąpi do działania klan Karanami z którym teraz mamy się spotkać. 
 - A więc klan Karanami wykonał swój ruch...
 - W końcu Sakura jest następczynią swojej matki. 
 - A co z Shimą?
 - Shima zrzekł się następstwa. Twierdzi, że nie podoła na tym stanowisku, gdyż nie miał warunków do odpowiednich treningów. W porównaniu do Sakury uważa się za zero. 
 - Dziwię się, że przywódczyni nie wzięła pod uwagę twojej zdrady. Dlaczego Ci tak zaufała? Przecież mógł byś ją zdradzić, więc dlaczego? - zastanawiał się. Przecież to nieracjonalne, by tak zaufać wrogowi, więc albo nowa przywódczyni jest głupia, albo zauważyła coś czego Ja nie jestem wstanie zauważyć, więc musi być naprawdę mądra. 
 - Były dwa powody dla których to zrobiła. Jeden to pieczęć na moim brzuchu, która w razie mojej zdrady natychmiastowo by mnie zabiła.
 - A drugi?
 - Drugi jest moją tajemnicą. - Nikt tego nie wie, ponieważ wszyscy zawsze myśleli, że się zgrywał, kiedy flirtował z nią, a powód był zupełnie inny... Powodem były jego prawdziwe uczucia, którymi darzył dziewczynę, która rozweseliła jego życie w organizacji, która mimo, że była tam więźniem uśmiechała się i dbała o jego zdrowie, dlatego teraz On chce uratować ją podobnie jak ona jego. Jest pewny, że Moriana zauważyła jego uczucia do jej córki, dlatego dała mu szansę i zaufała.
 - Ile czasu zajmie nam dotarcie do celu?
 - Trzy góra Cztery dni. 
 - W takim razie śpieszmy się. Nie ma czasu do stracenia. Akatsuki na pewno dowie się w ciągu 24 godzin o zmianie naszych planów, a wtedy będzie wojna. 


 Ciąg dalszy nastąpi
Następnym razem moi drodzy czytelnicy
koleino:
"Zjednoczenie i wojna"
"Itachi... Już nie mogę..."
"Przybycie wybawcy"
"Na zawsze razem"

Tak moi drodzy te cztery tytuły, będą tymi ostatnimi ^^"
Liczę na wasze komy 
Pozdrawiam i całuje Nibea 







poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział XXII

Siedziała w pokoju sama leżąc na łóżku czekając na powrót ukochanego, który zapewne teraz przeprowadza z bratem dość trudną rozmowę. Była bardzo ciekawa jak im poszło. Ma nadzieje, że żadne z nich nie rzuci się na siebie z zamiarem zabicia, w końcu po nich nie wiadomo czego się spodziewać. Z zamyśleń wyrwało ją głośne pukanie do drzwi ,za którymi stała Konan wołając:
 - Sakura jesteś tam? - nie odpowiadała na wołanie, nie chciała z nikim gadać, ponieważ wie, że rozmowa z prawą ręką Peina nie przyniosła by nic dobrego, a nawet by jej tylko zaszkodziła. Mimo, że bariera założona na drzwi przez bruneta raniła każdego kto tylko lekko jej dotknie Niebiesko-włosa nie poddawała się i uparcie chciała dostać się do środka. Po parunastu minutach poddała się i ruszyła w drogę powrotną do swojego pokoju. Za nim dotarła do pokoju na swojej drodze spotkała Lidera, który właśnie wracał z pola treningowego.
 - I jak? - zapytał tym samym zatrzymując dziewczynę, która już po chwili kroczyła za nim do jego gabinetu.
 - Zostawił barierę w drzwiach, a nawet w ścianach, której nie byłam w stanie przebić.
 - A próbowałaś? - zapytał patrząc mrożącym wzrokiem na Konan.
 - Nie było takiej potrzeby. Umiem osądzić swoje siły na zamiary.
 - Rozumiem... - rzucił wchodząc z Konan do swojego gabinetu, gdzie usiadł za biurkiem patrząc na pewien zwój i zdjęcia. 
 - Kto by pomyślał, że znali się już wcześniej. - mówiła przyglądając się zwojowi i zdjęciom, które dziś rano wykradła z rozkazu Pein'a z pokoju młodego Uchihy, który w tym czasie był na treningu.
 - Ta dziewczyna jest w wieku Sasuke, ale masz racje. Też nie wziąłem pod uwagę, że może znać się z Itachi'm.
 - Z tego co mi wiadomo Sasuke i Sakura byli w jednej drużynie wraz z lisim demonem Uzumakim Naruto, drużyna ta była prowadzona przez legendarnego kopiującego ninja Hatake Kakashi'ego syna Białego kła, jak i ucznia IV Hokage. Ponad to zdobyłam nowe informację, iż to Minato Namikaze jak i Kushina Uzumaki poprzednia jinchuuriki Kyuubiego specjalizująca się w pieczęciach pieczętujących z zaginionej Wioski Wiru są rodzicami Naruto, ale wracając do Sakury. Sakura jest nie tylko członkiem Karanami, ale i następcą przywódczyni klanu, który zarządza wioską. Kiedy byłam na misji zwiadowczej zobaczyłam kobietę bardzo podobną do Sakury z naszym zbiegiem Shimą. Kobieta była tak podobna do naszej Sakury, że z daleka można je dwie bardzo łatwo pomylić. Ciekawi mnie kim ona jest. Pogłoski głoszą iż jest to córka władczyni jak i matka dziedziców Karanami Moriana. W każdym bądź razie... Sakura nie jest jedyną następczynią przywódczyni. W końcu ma brata bliźniaka Shimę, który również może przejąć stanowisko przywódcy.
 - W takim razie sprawy się nie co komplikują. Itachi któremu najbardziej ufaliśmy z tej całej zgrai, nie jest już wart naszego zaufania jeśli zakochał się w dziedziczne Karanami.
 - W takim razie musimy go sprawdzić.
 - Dokładnie. Zabierzemy mu Sakure przetrzymując ją w takim miejscu, gdzie nie będzie mógł jej znaleźć, czy nawet wyczuć chakry. Jego zachowanie podczas jej nieobecności da nam odpowiedź. Zwołaj zebranie. Musimy omówić parę spraw. 
 - A co z braćmi Uchiha?
 - Itachi'emu pozwólmy zostać przy "ukochanej", a Sasuke niech przyjdzie. On chętnie by zabił Itachiego, więc nie będzie z nim problemu. 
 - Rozumiem. - mówiąc zmieniła się w małe karteczki zostawiając Peina samego z swoimi myślami. 

Wracał po długiej rozmowie z bratem, która ku jego zdziwieniu nawet dobrze poszła. Nie spodziewał się, że Sasuke, który tak bardzo chciał go zabić przystanie bez żadnych oporów na jego propozycje. Niestety nie udało mu się dochować tajemnicy wymordowania klanu i w końcu wyznał mu prawdę. Nigdy by nie pomyślał, że Sasuke wjedzie na tak dla drażliwy temat, ale cóż... Na tym świecie niczego nie można być pewnym... Mylił się co do niego, a Sakura miała rację. On lekko zniesmaczony sprawą zrozumiał jego zachowanie i dlaczego zabił klan, zresztą sam przyznał, że zrobił by to samo na jego miejscu gdyby miał tyle odwagi co jego starszy brat. W pewien sposób był szczęśliwy, że jego młodszy brat rozmawiał z nim tak jak dawniej - otwarcie i bez kłótni, jak prawdziwi bracia. Zdejmował barierę, którą wcześniej nałożył na drzwi i ściany dla bezpieczeństwa Haruno, która teraz smacznie spała na posłaniu. Rozmowa z Sasuke trwała naprawdę długo, gdyby nie to zebranie, które zwołał Pein z pewnością trwałaby jeszcze dłużej. Jedna rzecz była niepokojąca, dlaczego Pein zwołał wszystkich, nawet tych giermków Sasuke na zebranie z wyjątkiem jego? Czyżby się domyślił? Nie... to chyba niemożliwe... Póki co nie ma na co narzekać. Dopóki może być z Sakurą wszystko zniesie, a nawet i tą zniewagę ze strony Peina... W końcu i tak jutro o świcie zamierzają opuścić organizację, więc nie powinien się tym przejmować. 
Po dłuższym czasie, kiedy leżał wygodnie na łóżku razem z różowo-włosom gładząc ją leciutko po jej jedwabistych włosach do pokoju niczym struś pędzi wiatr wpadł Sasuke, który nawet wcześniej nie pukając wykrzyczał:
 - Itachi! Złe wieści! Musimy porozmawiać! - Itachi widząc zdenerwowanie brata, najpierw uciszył go gestem ręki wskazując na śpiącą dziewczynę, a następnie wstał z łózka wychodząc razem z bratem za drzwi pokoju. 
 - A więc...? O co chodzi?
 - To nie jest dobre miejsce na rozmowę. Chodźmy do mojego pokoju. - po tych słowach bez żadnego słowa natychmiast ruszyli do pokoju młodszego Uchihy, gdzie po dotarciu kontynuowali rozmowę. W pośpiechu zapomnieli o śpiącej dziewczynie, która teraz bez utworzonej bariery, która odpowiadała za jej bezpieczeństwo była łatwym celem dla wroga...

Obudziła się w ciemnym pomieszczeniu przykuta do łózka, na którym spała, gdzie jedynym źródłem światła była średniej wielkości zapalona świeca. Chcąc oswobodzić ręce z potrzasku postanowiła użyć swej siły, której o dziwo użyć nie mogła. Zdziwiona spojrzała na swe ręce na których widniała pieczęć chakry, która uniemożliwiała jej użycie. Zdenerwowana wykrzyknęła imię tego, który miał ja chronić, ale nikt nie odpowiedział. Po paru minutach do pomieszczenia zawitała postać, którą dziewczyna od razu rozpoznała w blasku świecy:
 - Konan!
 - Itachi już Cie nie uratuje...
     
  




Notka trochę spóźniona, ale grunt, że napisana ^^"









środa, 20 lutego 2013

Informacja

Witam Was moi cenni czytelnicy
chciałabym was poinformować iż powstał nowy blog mojego autorstwa pod tytułem:
"Historia jak ze snu..."
http://historia-jak-ze-snu.blogspot.com/

Historia ta będzie pisana na podstawie mojego, prawdziwego snu, który mi się przyśnił jakiś czas temu. Jeżeli chodzi o gatunek tego opowiadania to zaliczyłabym go do:
romans, dramat, nadprzyrodzone moce, okruchy życia

To tyle jeżeli chodzi o tą informacje, a co do następnego rozdziału tego opowiadania pojawi się on prawdopodobnie do Wtorku:
25.02.2013r.

Pozdrawiam i całuje cieplutko Nibea 
^^"


Z powodu wyjazdu nie byłam w stanie dzisiaj napisać notki też ona pojawi się w piątek
(inf. z dn. 25.02.2013r.)


poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział XXI

Zaskakująca wiadomość, czas wyruszać!


Patrzył na śpiącą różowo-włosą piękność, która smacznie spała w ich wspólnym łóżku. Nie mógł uwierzyć, że wczoraj dał się ponieść takim negatywnym emocją skierowanym w stronę Sakury nie znając nawet do końca szczegółów. Dopiero, kiedy Ona wystraszona i roztrzęsiona upadła z hukiem na ziemię zdał sobie sprawę jak bardzo ją skrzywdził swoim zachowaniem. Było mu z tego powodu bardzo głupio... Nawet nie wiedział jak ją przeprosić, kiedy obudzi się ze swojego głębokiego snu. Jednakże nie tylko to było powodem jego niepokoju... Zastanawiał się co miał na myśli Sasuke, kiedy mówił "Przez swoje zachowanie możesz stracić kogoś więcej niż tylko Sakurę!". Nie rozumiał tych słów, dlatego zamierza poczekać na wyjaśnienia ze strony Haruno, które z pewnością dadzą mu nowe światło na sprawę. Z jego zamyśleń wyrwał go dźwięk pukających drzwi, gdzie już po chwili na ich miejscu stała niebiesko-włosa kobieta, która była prawą ręką Peina. 
 - Czego chcesz Konan? - zapytał oschle nawet na nią nie patrząc.
 - Pein kazał mi sprawdzić co z Sakurą. Deidara widział jak niesiesz ją wczoraj nieprzytomną wraz z Sasuke do pokoju. 
 - To nie wasz interes. Jak widzisz nic jej nie jest, więc możesz już wyjść.
 - Od wczoraj jeszcze się nie obudziła? - pytała ignorując jego wcześniejsze uwagi. Nie słysząc żadnego słowa od bruneta podeszła do śpiącej dziewczyny przykładając dłoń do czoła. - Ma lekką gorączkę. 
 - Przejdzie jej. Nie jest jakąś słabizną, by lekka gorączka zrobiła jej krzywdę.
 - Z pewnością... - odpowiedziała patrząc w stronę posiadacza sharingana, który właśnie wychodził z pokoju mówiąc:
 - Za paręnaście minut przyjdę, jak wrócę ma Cię tu nie być. - kobieta wiedziała, że nie ma co się narażać Itachi'emu, wiec jak najszybciej chciała sprawdzić co z różowo-włosą, by jak najszybciej zdać raport Pein'owi, który był niezmiernie ciekawy stanu zdrowia dziewczyny co nawet ją z lek-sza wnerwiało, ale nic na to nie poradzi, bo przecież rozkaz to rozkaz, który chce, czy nie chce musi wypełnić. Powoli rozbierała nieprzytomną Sakure do samej bielizny, by zobaczyć czy jej ciało nie jest nigdzie poważnie, bądź lekko uszkodzone, ale żadnych takowych uszkodzeń, czy ran nie znalazła. Jedyne co zwracało uwagę Konan to lekko zaokrąglony brzuch dziewczyny, który jak sama wiedziała nie był jej naturalną postacią, dobrze wiedziała jaką figurę ma Haruno. Coś musi być nie tak i już chyba wie co. Z powrotem ubrała Sakure w jej koszulę nocną w postaci czarnej falowanej u dołu sukienki, która mieniła się blaskiem czerwieni sięgając do kolan, po czym wyszła z pokoju kierując się do gabinetu lidera by zdać raport. Tym czasem do pokoju wracał Itachi, który mijając Konan widział w jej oczach zaniepokojenie. Może jednak coś nie tak z Sakurą? Sama myśl o tym, że to przez niego Sakura źle się poczuła i być może jest na coś chora doprowadza go do obłędu, którego nie w sposób opisać. A świadomość tego, że sam nic nie wie co jej dolega jeszcze dolewa oliwy do ognia. Szybkim krokiem wszedł do pokoju jak by się bał, że ktoś mu ją zabierze, po czym delikatnie usiadł na krawędzi łóżka ujmując jej dłoń w swoją lekko gładząc, przy czym modlił się by w końcu otworzyła swoje pełne życia zielone oczy. Po niezliczonych minutach, może nawet godzinach usłyszał piękny melodyjny głos dla jego uszu, którego tak długo wyczekiwał siedząc tu razem z nią. 
 - Itachi...? - wydukała delikatnie otwierając oczy, po czym szybko przeszła do pozycji siedzącej łapiąc się za brzuch. W szybkim tempie uaktywniła medyczne ninjutsu przykładając je do brzucha. Itachi nie wiedząc o co chodzi przyglądał się jej poczynaniom w ciszy i skupieniu. Po chwili skończyła opadając na poduszkę. - Całe szczęście... - wypowiedziała, a z oczu zaczęły płynąć łzy. 
 - Sakura... - usłyszała od razu podnosząc wzrok na bruneta, który wyrażał zarówno szczęście, jak i smutek w jednym. - Wiem, że głupio postąpiłem dając ponieść się emocją, ale... kiedy zobaczyłem Cię w objęciach innego... myślałem, że... że się rozsypię ze zazdrości, czułem jak ból przeszywa mi klatkę piersiową... Chyba to drugi raz, kiedy czułem taki ból... Nie oczekuje od ciebie wybaczenia,  ale proszę uśmiechnij się! - wykrzyczał patrząc jej prosto w oczy. - Jeśli nie będziesz się uśmiechać,  Ja tez nie będę! Zawsze będziemy cierpieć idąc tą samą drogą pogrążeni w smutku, więc proszę choć ten jeden raz... uśmiechnij się... - mówiąc to od tak wielu lat w jego oczach pojawiły się łzy, które różowo-włosa od razu dostrzegła wycierając je dłonią z twarzy bruneta. 
 - Nie możesz płakać Itachi... Musisz nas wspierać, ponieważ to Ty jesteś dla nas podporą... - spojrzała na swój brzuch przykładając do niego dłoń bruneta. - Tutaj w tym miejscu... poczęło się nowe życie, które zostało zrodzone z naszej miłości... Nie warto jej niszczyć skoro to ona czyni nas szczęśliwymi. Prawda? - zapytała lekko się uśmiechając do zszokowanego mężczyzny.
 - Ja... Ja zostanę...? - jąkał się nie mogąc uwierzyć w przeanalizowane wcześniej słowa ukochanej.
 - Ojcem. - dokończyła spokojnie za niego... - Dokładnie Itachi... Zostaniesz Ojcem. - powtórzyła próbując przekonać Itachi'ego do prawdomówności nowiny. 
 - Zostanę Ojcem! - wykrzyczał śmiejąc się na cały głos ze szczęścia, po czym znienacka przyciągnął Sakure do siebie całując, po czym odrywając się od niej wyszeptał do ucha. - Dziękuję Sakura... Mój kwiecie wiśni... Nawet nie wiesz jak się cieszę. - wypowiedział z pewnością w głosie przytulając dziewczynę jeszcze bliżej siebie. 
 - Itachi... - rozpłakała się wtulając się w jego ramię. Tak się bała, że nadal będzie na nią zły za wczorajszą sytuację z Deidarą, bała się, że będzie zły z powodu ciąży, ale jednak on zrozumiał i był szczęśliwy z niej, z dziecka które za parę miesięcy przyjdzie na świat. Nic nie mogło opisać jak bardzo się cieszyła z tego powodu. Jednak wiedziała, że to też czas na poważne decyzje, które muszą jak najszybciej podjąć, by zapewnić bezpieczeństwo sobie, jak i dziecku. 
 - Już dobrze Sakura... Jestem tu... - uspokajał ją choć zdawał sobie sprawę, że Haruno też martwi się o przyszłość tego dziecka. W końcu nie mogą pozwolić, by narodziło się ono tutaj, gdzie Pein i inni mogą mu zagrażać. Zresztą też nie wiadomo po co Pein chciał potomka złączonego z klanu Uchiha i Karanami. Do czego on dąży, co chce tym osiągnąć? Jedno jest wiadome... Nigdy nie pozwoli tknąć Sakury i swojego dziecka, choćby miał przypłacić za to życiem!
 - Nie możemy tu dłużej zostać... Zaczyna się już czwarty miesiąc, a ciążę w moim przypadku nie jest tak łatwo zamaskować. 
 - Wiem, dlatego jutro też wyruszamy. 
 - A co z Sasuke? - zapytała podnosząc głowę do góry, by spojrzeć w jego oczy.
 - Już podjąłem decyzje. Z Sasuke sam się rozprawię, ale najpierw muszę Cię ukryć.  Nie chce byś znalazła się w niebezpieczeństwie. 
 - Nie możemy go tak zostawić! Co dopiero udało mi się go skierować na dobra drogę. Nie mogę pozwolić, by moje starania poszły na marne... Proszę Itachi... 
 - Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuje. 
 - On wie już o naszej przeszłości... Znalazł zwój, kiedy rozwaliłam pokój i zdjęcia...
 - Rozumiem... - wstał puszczając dziewczynę z uścisku całując lekko w czoło. - W takim razie pójdę z nim porozmawiać, ale ty tu zostań. Naładuje drzwi chakrą, by nikt nie proszony tu nie wszedł. - po tych słowach za nim Sakura zdążyła odpowiedzieć wyszedł zostawiając ją samą w pokoju ze swoimi myślami w zamkniętym pokoju.






No i notka gotowa pozdrowienia dla wszystkich moich czytelników :*
PS: Niedługo powstanie koleiny blog mojego autorstwa
(niekoniecznie związany z Naruto i jego postaciami)
Jeśli chcecie być powiadamiani o notkach proszę napisać na numer gg:
"2429003"  




Koszula nocna sakury 











niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział XX

Parzyłam na zwój pokazywany przez Sasuke, na którym widniał napis "Haruno". Z początku nie wiedziałam o co chodzi, więc wzięłam od krótkowłosego bruneta zwój czytając. Kiedy przeczytałam zwój głośno westchnęłam mówiąc:
 - No i co z tym? - zapytałam. W zwoju znajdowały się informacje na temat zawiązania transakcji między klanem Haruno, a Uchiha. Chodziło o prawowite oddanie praw do dziecka, którym zajmowali się Uchiha klanowi Haruno. Dzieckiem opisywanym w zwoju jak każdy się domyśla byłam Ja. Nie wiem o co chodzi Sasuke, bo przecież ta sprawa jego nie dotyczy.
 - To nie wszystko. - powiedział pokazując mi zdjęcia, na których znajdowałam się ja i on kiedy byliśmy mali.




Kiedy zobaczyłam te zdjęcia omal z łóżka nie spadałam byłam w takim szoku.
 - Nie przypominam sobie żebyśmy byli tak blisko ze sobą związani, by robić sobie wspólne zdjęcia. Jednak kiedy znalazłem ten zwój w rzeczach Itachiego nie mogłem uwierzyć, że możemy mieć ze sobą coś wspólnego. Sakura... Kim ty do jasnej cholery jesteś? - przez chwilę zastanawiałam się co mu powiedzieć. W końcu sama co niedawno poznałam prawdę o samej sobie, ale nie za bardzo wiedziałam jak to ująć w słowa.
 - Nie martw się... Nie jesteśmy spokrewnieni - uspokajałam go widząc jego zdenerwowanie w oczach. - mamy tylko wspólną przeszłość, której nawet ja nie pamiętam.
 - Co masz na myśli? - pytał nie rozumiejąc tego co powiedziałam.
 - Całą prawdę zna Itachi... trochę mi opowiedział o samej sobie... Zabawne prawda? - zaśmiałam się łapiąc się za czoło. - Żyję już tak długo, a mimo tego nic o sobie nie wiedziałam. Powiem Ci całą prawdę, choć szczerze wątpię, że ci się do czegoś przyda. Od czego by tu zacząć... a tak! A więc wszystko się zaczęło od Wioski Ukrytego Księżyca i klanu Karanami, gdzie żyli moi rodzice będąc jego częścią. Z powodu przed wczesnej ciąży moja matka nie mogła zostać, by objąć dowodzenie jakie sprawował klan Karanami w wiosce, bowiem była ona następczynią przywódczyni klanu jak i wioski, a tak wczesna ciąża tylko przeszkadzała w obowiązkach, więc postawiono jej warunek, który mówił "Jeśli usuniecie to dziecko o wszystkim zapomnimy". Moi rodzice nie przystali na ten warunek i w obronie jeszcze nienarodzonego dziecka uciekli z wioski... Po wielu miesiącach, kiedy myśleli, że udało im się uciec Oni znaleźli ich trop i znowu zaczęła się ucieczka... Jednakże moja matka zaczęła rodzić. Zmuszeniu do postoju i pogrążeni w strachu przed utratą dziecka odebrali poród. Ku ich zdziwieniu na świat przybyły bliźnięta w postaci dziewczynki i chłopca, którego już znasz. Kochająca para postanowiła się rozdzielić, by zwiększyć szanse uratowania swych pociech. Tak, więc ja trafiłam do pobliskiej chatki graniczącej z krainą trawy, a krajem ognia, gdzie moja matka resztkami sił mnie zaniosła padając nieprzytomnie na ziemi wymawiając tylko moje imię... Po paru dniach do tej chatki przybył twój brat wraz ze swoim mistrzem i zabrali mnie do Konohy, gdzie zostałam wychowywana przez ponad trzy lata w klanie Uchiha, w tajemnicy przed wioską... Po tych latach do klanu Uchiha przybył klan Haruno, z którymi wasz klan miał niewyrównane warunki, a za ich spłatę Haruno zażądał mnie, a raczej praw do mojej osoby. Tak naprawdę nie wiem po co im byłam, ale takie by ich żądanie. Klan Uchiha przystał na te warunki zgadzając się również na wymazanie wspomnień odnośnie mej osoby. Jedyną osobą, która się sprzeciwiła był Itachi. Kazano mu zachować wspomnienia w ramach podziękowań za sprowadzenie mnie do wioski i zachować je w dyskrecji. Moja pamięć odnośnie klanu również została skasowana, a na jej miejsce przyszła nowa, gdzie od samego początku żyłam z przybranymi rodzicami, których uważałam za tych prawdziwych. Dopiero, kiedy moi rodzice umarli, a ja zostałam porwana do Akatsuki zaczęłam wszystkiego się dowiadywać. Kim jestem, kim byłam... Poznałam brata, który okazał się być moim bliźniakiem, a nawet matkę, która po tylu latach nic się nie zmieniła po wybudzeniu z prawie 20 letniej śpiączki... Zaczęłam na nowo żyć. Moje uczucia, które niegdyś zamknęłam szczelnie w sobie powróciły niczym światło w ciemności. Wiem, że mam przed sobą przyszłość, że mam o co walczyć. Dlatego czuje, że jestem w stanie zrobić wszystko. - kiedy wypowiadałam te słowa młodszy Uchiha wydawał się być zaskoczony jak by zobaczył coś czego dawno nie widział. 
 - Zazdroszczę Ci... - usłyszałam ciche słowa bruneta, które już dziś po raz koleiny mnie zdziwiły. - twoje oczy są napełnione determinacją, której już nic nie zatrzyma. Zastanawiam się... czy ja także mam coś o co warto walczyć? Pomścić klan... Nawet nie wiem, czy nadal chce to zrobić. Mimo, że tak nienawidzę brata to przebywam z nim w jednej organizacji. Z początku myślałem, że jak się bardziej do niego zbliżę łatwiej będzie mi go zabić, ale w cale tak nie jest. Nie wiem co mam zrobić. - mówił patrząc w podłogę zaciskając prawą pięść na spodniach. - Wiem co teraz myślisz... Jak ten cham śmie mi się wyżalać po tym wszystkim co mi zrobił? 
 - Nie. - odpowiedziałam przerywając jego wypowiedź na co On od razu podniósł na mnie wzrok patrząc ze zdziwieniem. Najwidoczniej zagięła go moja odpowiedź, której w rzeczywistości się nie spodziewał. - Wcale tak nie pomyślałam. - wstałam z łózka podchodząc do drzwi o które się oparłam nadal patrząc w stronę bruneta, który przez chwile wydawał się nieobecny po uzyskaniu takiej odpowiedzi. - Jedno jest pewne... Nigdy nie zapomnę krzywdy jaką mi wyrządziłeś, ale to nie znaczy, że do końca życia będę darzyła cię nienawiścią. Kiedy wstąpiłeś do tej organizacji miałam ochotę Cię zabić, ale teraz nie ma to dla mnie znaczenia, czy zabiję Cię ja, czy zrobi to ktoś inny. - znowu podniósł na mnie wzrok otwierając lekko usta jak by chciał coś powiedzieć, ale chyba zrezygnował zamykając je, kiedy ja kontynuowałam swoją wypowiedź. - Ponieważ Ja już otrzymałam lek na moje złamane serce. - uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie o osobie, która ten lek mi podarowała. - Jeszcze jedna rzecz jest pewna... Jeśli będziesz dążył ścieżką nienawiści i ciemności. Nic innego w życiu cie nie spotka jak smutek, cierpienie i rozczarowanie. Na szarym końcu twojej męki przyjdzie śmierć, która pogrąży cię w wiecznej ciemności. Tego chcesz? - zapytałam widząc w oczach Uchihy zainteresowanie, jak i chęć zrozumienia tego o czym mówię. - W swoim życiu popełniłeś wile błędów, tak samo jak twój starszy brat. Jednak to nie znaczy, że nie ma dla was nadziei. Nigdy nie jest za późno by wrócić na tą dobrą drogę. Wystarczy tylko chcieć. - po tych słowach wyszłam z pokoju słysząc ciche "dziękuję" z jego strony. Ja sama kierowałam się w stronę gabinetu, gdzie czekało mnie jeszcze sporo pracy za nim wróci Itachi. Jestem ciekawa co teraz porabia... O mały włos, a bym wszystko wypaplała Sasuke łączenie z tajemnicą mordu jego klanu. Jestem ciekawa, czy to co mu powiedziałam choć w części trafiło do jego serca. Mam nadzieje, że moje staranie nie pójdą na marne i uda mi się uchronić przed nieszczęściem ich obu. Jestem pewna, że Naruto byłby również szczęśliwy z tego powodu. 



Od wyruszenia Itachi'ego na misje minęły prawie trzy miesiące. Od tego czasu wydarzyło się sporo rzeczy. Jedną z nich jest wiadomość o której jak dotychczas wie tylko Sasuke, jak i ja sama. Otóż jestem w ciąży. Jutro będzie zaczynał się czarty miesiąc. Drugą z tych ciekawszych rzeczy jest zmiana postawy Sasuke w stosunku do mnie. Podobnie jak Itachi jest dla mnie miły i często mi pomaga w gabinecie. jak tylko ma czas na co się wkurza jego rudowłosa przyjaciółka nosząca okulary, jak jej było...? A tak... Karin. Cała ona myśli, że zalecam się do Sasuke. Przez co często się złości, ale skoro nic między nami nie ma to może być spokojna. Jestem ciekawa jak zareaguje Itachi na wiadomość o ciąży? Czy będzie szczęśliwy, czy też zły? Sama nie wiem... Mimo wszystko wieżę, że wszystko się ułoży. 
 - Sakura - usłyszałam głos Sasuke, który mnie zdekoncentrował, przez co w efekcie spadałam ze taboretu, na którym stałam szukając pewnych rzeczy na szafie. Szykując się do bólu zamknęłam oczy wyczekując momentu, kiedy spadnę. Ku mojemu zdziwieniu nic się takiego nie stało. Otwierając powoli oczy spostrzegłam, że jestem w ramionach bruneta, który widząc, że spadam przybył mi z pomocą . - Wszystko w porządku? - zapytał  z troską jakiej jeszcze nigdy nie słyszałam w jego głosie. 
 - T... Tak... - odpowiedziałam, kiedy opuszczał moje nogi na ziemi bym mogła bezpiecznie wstać. - Stało się coś?  
 - Musisz bardziej uważać. Chyba nie chcesz by tobie i dziecku się coś stało?
 - Jasne, że nie chcę. To ty mnie zdekoncentrowałeś. - naburmuszyłam się oskarżając bruneta na co ten się roześmiał co mnie w całości rozwaliło. Nie wiem jak to możliwe, że przy mnie dwoje braci potrafi się śmiać, a przy innych udają kamienie bez uczuć. - nagle do mojego gabinetu, w którym się znajdowaliśmy wszedł Deidara, który widząc jak Uchiha się śmieje omal nie upadł nie dowierzając w to co widzi i słyszy. 
 - Ty potrafisz się śmiać? - zapytał w szoku na co Uchiha od razu się opanował. 
 - Nic Ci do tego. - warknął zły. 
 - Nie no spoko, zresztą nie ważne. - mówił podnosząc w geście żartu dłonie ręce do góry co jeszcze bardziej wkurzyło Sasuke.
 - Czego chcesz? 
 - Ja przyszedłem do Sakurci. - uśmiechnął się w moją stronę, że aż jego uśmiech przypomniał mi Naruto, który z pewnością obwinia się za moje zniknięcie. W jednej chwili na mojej twarzy szło dostrzec jedną samotną łzę, którą od razu starłam co nie uszło uwadze Uchihy. Wiedziałam, że już nigdy nie będę mogła wrócić do Konohy, chyba że zdarzy się jakiś cud i rzeczywiście wraz z Itachi'm opuszczę organizację. Mimo tego i tak najpierw będę musiała załatwić sprawę z klanem Karanami i Wioską Ukrytego Księżyca, gdzie na pewno już dawno dotarła moja matka z Shimą. Jestem ciekawa co tam zdziałali... 
 - Sakura... Sakura? - usłyszałam ponownie swoje imię wyrywając się z moich zamyśleń.
 - Przepraszam zamyśliłam się... - zaśmiałam się podchodząc do blondyna - A więc? Co się tym razem stało Deidara? - zapytałam delikatnie uśmiechając się na co się zarumienił. 
 - No bo wiesz... - pokazał na swoją dłoń, gdzie było lekkie skaleczenie, które leciutko krwawiło robiąc minę szczeniaczka błagającego o pomoc. Sasuke widząc to złapał się za głowę zakrywając oczy kręcąc przy tym przecząco głową. Po jego reakcji wywnioskowałam jedno zdanie, które mówiło " bez komentarza". Cała ta sytuacja ponownie mnie rozbawiła, ale starałam zachować się powagę biorąc dłoń niebieskookiego w dwoją lekko się uśmiechając.
 - Boli? 
 - Tak... - a z oczka poleciała jedna łezka jak u dziecka, gdy udaje. 
 - Zaraz to wyleczymy. - powiedziałam po czym w mojej drugiej dłoni pojawiła się zielona, medyczna chakra, która po przyłożeniu jej do ranki usunęła ją w błyskawicznym tempie. - I już gotowe. - po tych słowach blondyn przytulił mnie szepcząc na ucho "dziękuję", a do gabinetu weszła koleina osoba, którą okazał się być... Itachi! Starszy Uchiha widząc nas przytulonych do siebie od razu morderczym wzrokiem spojrzał na Deidarę, który w mgnieniu oka odsunął się ode mnie opuszczając błyskawicznie pomieszczenie. - Itachi to nie tak jak myślisz. - wydukałam podchodząc do niego.
 - A jak? - warknął nawet na mnie nie patrząc. Czułam tą jego złą aurę, która unosiła się w powietrzu powodując powstanie na mojej skórze gęsiej skórki. - Powiedz jak! - krzyknął szarpiąc mnie za ramiona. Dlaczego tak się zachowuje? Pytałam sama siebie nie rozumiejąc jego zachowania. Nim się obejrzałam z moich oczu wypływały stróżki słonych łez. Bolało mnie to, że widząc taką sytuacje, która o niczym nie świadczyła się tak zachowuje...   
 - Itachi przestań! - wydarł się Sasuke odpychając ode mnie starszego brata widząc całą sytuacje. Odsuń się Sakura. - poprosił, po czym od razu wykonałam jego polecenie osuwając się za biurko.
 - A ty co?! Nagły obrońca się znalazł?! A może sam się w niej zabujałeś i próbujesz mi ją odebrać?!
 - Co ty wygadujesz?! Spójrz na nią i zobacz do czego doprowadziłeś?  - krzyczał młodszy z braci wskazując na mnie palcem. Nie mogłam już tego wytrzymać... Przed oczami robiło mi się ciemno, nogi były jak z waty. Nim się obejrzałam opadałam na podłogę słysząc jedynie nawoływanie mojego imienia, które zanikało z każdą sekundą... 




Oto i nowa notka, na którą niektórzy z Was czekali ^^"
A co do ostatniej notki (Rozdział XIX) 
Przedstawiam Wam obraz kobiety, którą spotkała Sakura w swoim śnie:
Ogólnie mam nadzieję, że mój blog jest wart Waszej uwagi, oraz że nie nudzicie się zbytnio przy czytaniu moich wypocin, tak więc zapraszam Was do czytania dalszych przygód naszych bohaterów już w kolejnym rozdziale pod tytułem:
"Zaskakująca wiadomość, czas wyruszać!"
Z najcieplejszymi pozdrowieniami dla Kimi-san
Nibea ^^"