czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział XIV

Biegnąc ile sił w nogach w stronę wyczuwalnej chakry Itachiego zastanawiałam się „Dlaczego chcę go uratować?”  przecież to przez niego zostałam porwana do Akatsuki i zmuszona do pracy dla nich, ale z drugiej strony to dzięki niemu poznałam Shime o którym wcześniej nie miałam zielonego pojęcia, to dzięki temu, że nalazłam się w Akatsuki mogłam go poznać i dowiedzieć się czegoś więcej o swoim pochodzeniu, To chyba wystarczający powód żeby go uratować… ***Czy to jedyny powód?*** usłyszałam pytanie z własnych myśli.
To prawda nie jest to jedyny powód, choć chciałabym żeby tak było… kiedy tylko nad tym się dłużej
zastanawiam mam wrażenie jak bym już wcześniej żyła z Itachim pod jednym dachem. Ponad to myślałam, że zapomniałam o moich prawdziwych uczuciach, starałam się żyć tylko nienawiścią żywioną do młodszego Uchihy, ale kiedy tylko pojawiłam się w tej przeklętej organizacji coś we mnie pękło i znów zaczęłam czuć pozytywne uczucia nie tylko względem brata, ale i… Itachiego?
To prawda. Za nim dowiedziałam się o tej misji od Peina dużo rozmawialiśmy. Rzadko, ale to naprawdę rzadko szło zauważyć u nas uśmiech kiedy byliśmy sami. Gdy o tym myślę chcę zobaczyć jeszcze raz ten jego skryty uśmiech, chcę poczuć, że nie jestem sama wśród tylu nieprzyjaciół, chce mieć znów osobę, której mogę zaufać.
W trakcie moich rozmyśleń doszły do moich uszu odgłosy walki w ułamku sekundy się zatrzymałam kryjąc się za drzewem żeby zbadać sytuację. Dwoje ludzi walczyło ze sobą na śmierć i życie. Jedną z tych osób była mocno poraniona nie znana mi kobieta, natomiast drugą osobą był Itachi również mocno poraniony stojący już bez swojego płaszcza zwarty i gotowy do dalszej walki.
Przyglądając się przez chwilę ich walce nie mogłam uwierzyć, że istnieje taka osoba która umie przejrzeć ruchy Itachiego dosłownie jak by znała prawie każdą kombinację jego ruchów, ponad to dorównuje mu szybkością tak jak by sharingan nie miał dla niej najmniejszego znaczenia. Kim Ona jest?
- Itachi chyba ktoś przygląda się naszej walce. Nie sądzisz? – zapytała kobieta kontratakując natarczywe ataki Itachiego.
- Przeszkadza Ci to?
- Chcesz pokonać mnie w dwóch na jednego? To jest nie fair.
- A co jeśli ta osoba pochodzi z Konohy tak jak ty?
- Wyczułabym kompana swojej drużyny, więc nie wciskaj mi kitu.
Zabawne… zachowują się tak jak by się bardzo dobrze znali. Nawet Itachi z nią się drażni. Naprawdę ta kobieta jest intrygująca. Ale moment! Powiedział, że ta dziewczyna jest z Konohy? W takim razie nie jest dobrze. Nie mogę pozwolić by zabił kogoś z Konohy na moich oczach, a pójść sobie też nie wypada, nawet jewśli bym chciała to nie mogę. Co mam zrobić jeśli przyjdzie co do czego. Kogo mam uratować, a kogo zabić? Przeciez nie mogę się tylko przyglądać temu co ma nadejść jestem
medykiem, a zadaniem medyka jest leczyć, ratować od śmierci! Nagle moje oczy zapiekły, a czas jak by staną w miejscu.
Niemożliwe przecież to moje… kekei-genkai! Nie ma czasu do stracenia nie mogę tego używać w nieskończoność. wszystko wygląda tak inaczej, aż oczy bolą, ale nic na to nie poradzę. Podbiegłam od tyłu do Itachiego i wykonałam dość trudne pieczęcie uderzając otwartą dłonią w jego plecy, a następnie do nieznanej mi kobiety i zrobiłam dokładnie to samo. Po paru sekundach czas ponownie ruszył własnym tempem, a dwoje ludzi, którzy właśnie mieli zadać sobie koleinę obrażenia zostali
zatrzymani poprzez moje dłonie, które z niesamowitą szybkością odrzuciły ich na dwie różne strony uderzając kolejno o drzewa, które się złamały.
- Wybaczcie, że przerywam Wam ten wasz cyrk, ale mam wam coś do powiedzenia. – ogłosiłam kiedy tych dwoje po zszokowaniu
doszło do ładu wstając z połamanych drzew.
- Sakura kto kazał ci się wplatać do walki!? – wrzasnął niczym grom pioruna. Trochę się speszyłam, ale po za tym byłam pewna
tego co chce teraz im powiedzieć.
- Musicie mi wybaczyć, ale nie mogę pozwolić z pewnych powodów, aby któreś z was kopnęło w kalendarz.
- O czym ty gadasz dziewczyno? – zapytała kobieta przyglądając mi się jak by zobaczyła ducha czekając podobnie jak Itachi na ciąg dalszy mojej wypowiedzi.
- Cóż po prostu nie mogę na to pozwolić, dlatego też nałożyłam na was pewne pieczęcie. Nie martwcie się nie blokują wam one chakry, gdyż i tak byście mogli się wtedy pozabijać. Są to pieczęcie połączenia. To moja własna, oryginalna technika zrobiona na podstawie medic-jutsu. Nie pozwala osobą naznaczonym pieczęcią ze sobą walczyć. Jeśli jedna z naznaczonych osób zaatakuję
drugą naznaczoną osobę wtedy obydwie osoby zyskują takie same obrażenia jakie zadała ta pierwsza osoba. Innymi słowy jeśli ta kobieta przebije twoje serce Itachi tak jej serce też zostanie przebite w czego rezultacie oboje umrzecie. Jakieś pytania?
- Jedno. Porąbało cie? – zapytał Itachi.
- Nie. jeszcze jakieś pytania?
- Tak w zasadzie to mam ich parę. – powiedziała Leyra.
- W takim razie słucham.
- Nie koniecznie są one dla ciebie, bo mam też parę do Itachiego. – i tu zwróciła się do niego. – To Ona prawda?
- Tak. – odpowiedział choć nie wiedziałam o co im chodzi.
- Powiedziałeś jej?
- Nie.
- Dlaczego?
- Jak będzie taka potrzeba to jej powiem.
- Dlaczego ją tutaj zabrałeś?
- Nie twój interes. – to było dziwne nie podawali szczegółów, a wiedzieli o czym mówią. Teraz jestem pewna, że oni bardzo dobrze się znają. – Chyba już na ciebie pora Leyra.
- Skoro i tak nie mogę cię zabić… to chyba nic tu po mnie, ale pamiętaj o tym co kiedyś mi obiecałeś. Sakura?
- Tak? – odezwałam się jak by zmieszana.
- Miło Cię było znowu zobaczyć po tylu latach. Wyrosłaś naprawdę na piękną i mądrą kobietę tylko szkoda, że Itachi ci wszystkiego nie powiedział. – podeszła do mnie szepcząc na ucho. – Mimo wszystko jestem Ci wdzięczna, że ocaliłaś i mnie i Itachiego. Wbrew pozorom nie chciałam go zabić, ponieważ to mój przyjaciel. Postaraj się go ściągnąć na dobrą drogę, ponieważ tylko ty to możesz zrobić. – Po tych słowach dziewczyna ruszyła ku lasowi biegnąc ile sił w nogach, a ja bez żadnego zbędnego gadania podeszłam do bruneta zaczynając leczyć jego rany. Nie wiem dlaczego, ale widziałam w jego oczach ulgę. Może on również nie chciał zabijać tej kobiety?
- Itachi powiedz mi. Kim była ta kobieta? – pytałam lecząc kolejno jego rany.
- Sutoshi Leyra strażniczka Konohy pilnująca granicy miedzy krajem Ognia i trawy.
- Wiesz… kiedy zobaczyłam, że nikogo nie ma w organizacji naprawdę się wystraszyłam choć nie powinnam, bo jestem tylko waszym więźniem. Nie wiem dlaczego… A raczej nie rozumiem, dlaczego tak panicznie bałam się, że Ci się coś stanie. Głupia jestem. Martwię się o osobę którą chciałam wcześniej zabić.
- Głupia to jesteś, bo wyszłaś z organizacji w tak cienkich rzeczach, a co dopiero byłaś w ciężkim stanie. Nie chcę żebyś umarła. Nie wiem jak to zrobiłaś, że nie masz żadnych ran, a twoje ciało wydaję się zdrowe, ale i tak chcę byś wróciła do łózka przynajmniej jeszcze na jeden dzień, ale najpierw muszę cię prosić o przysługę.
- O co chodzi?
- Wylecz mojego brata. Wiem, że to jego wina, bo Cię sprowokował, ale…
- Ciii… – przyłożyłam mu palec do ust, a by go uciszyć. – Nie musisz się o niego martwić, ponieważ Sasuke właśnie odpoczywa po operacji. Kiedy szukałam kogoś w kryjówce znalazłam tylko jego, więc od razu się nim zajęłam. Operacja którą przeszedł była bardzo poważna. Prawdopodobnie będzie spał jak zabity przez 3 kolejne dni. powiedz mi Itachi jest coś czego nie rozumiem… Co miała na myśli ta kobieta… Layra mówiąc, że mi o wszystkim nie powiedziałeś? Dlaczego zachowywała się tak jak by mnie znała? Ty znasz odpowiedzi na pytania, prawda?

Rozdział XIII

”Dawno się nie widzieliśmy… Itachi!” 
                  Niebezpieczna operacja Uchihy

Chcąc powitać naszych gości jak najszybciej wyruszyłem z Kisame ku wyjściu z siedziby. Cała organizacja rozdzieliła się na zespoły, aby jak najszybciej wyszukać wrogów i zniszczyć. Jakieś niecałe 10 kilometrów od siedziby na zachód zauważyliśmy kobietę o brązowych oczach i tego samego koloru włosach uniesionych klamrą ku górze (jak Mitarashi Anko), ubrana w nietypową dla ninja bluzkę odkrywającą brzuch koloru ciemnego nieba z grubszymi ramiączkami osuniętymi lekko w boki tak, że odkrywały jej ramiona do tego bardzo krótkie dżinsowe spodenki sięgające do ud i kozaki na obcasie sięgające pod kolana. Na szyi widniała chusta z herbem Konohy, a na łokciach ochraniacze zrobione z cienkiego czarnego materiału. Znałem tą kobietę, strażniczka pogranicza między krajami, jedna z najlepszych szpiegów Konohy nawet lepsza niż Anbu w swoim fachu. Kobieta która ukończyła rok szybciej akademie ninja ode mnie mimo, że byliśmy w tej samej klasie – Sutoshi Leyra. Odesłałem Kisame by przeszukał inne tereny, a sam wyszedłem na przeciw dawnej przyjaciółki.
 
 - Dawno się nie widzieliśmy… Itachi… – powiedziała spokojnie tak jak by już wcześniej wyczuła moją obecność. – Ile to już czasu minęło 5…? 10…? Nie… to już 13 lat. Mimo to muszę stwierdzić, że prawie w ogóle się nie zmieniłeś. Nadal masz taki obojętny wyraz twarzy. 
 - Nie przyszłaś tu rozmawiać prawda?
 - Szczerze? To tylko wracam z misji zwiadowczej. Nigdy nie przypuszczałam że znajdę tu Ciebie, a co za tym idzie Akatsuki, ale cóż… chyba nie mamy innego wyboru jak walczyć. Tak jak powiedziałeś nie przyszłam tu rozmawiać.

Obudziłam się w moim i Itachiego pokoju ubrana zieloną piżamę z krótkimi rękawami. Zdziwiona wstałam z łóżka szukając Itachiego, który prawdopodobnie mnie tu przyniósł. Nie zauważając nikogo wyszłam z pokoju. Coś mi tu nie pasowało… było cicho, za cicho. Postanowiłam się rozejrzeć po siedzibie kierując się najpierw do kuchni, gdzie nikogo nie zastałam, następnie na pola treningowe i do innych miejsc gdzie ta banda mogłaby być. Kuchnia, pola treningowe, korytarze, a nawet ich prywatne pokoje były opustoszałe i pozamykane na klucz. Tak więc udałam się do mojego gabinetu, gdzie zostawiłam wcześniej moje wyniki badań krwi. Jakie było moje zdziwienie i zniesmaczenie nie sposób opisać kiedy poczułam znienawidzoną przeze mnie chakre młodego Uchihy w pobliżu mojego gabinetu, gdzie znajdowała się wybudowana sala dla ciężko rannych. Kiedy zawitałam do wcześniej wspomnianej przeze mnie sali przez chwile mnie zamurowało. Uchiha leżał na lekko podwyższonym łóżku czytając jakąś książkę o samokontroli, kiedy spostrzegł, że jestem tuż obok niego zamkną ją odkładając na białą szafkę stojącą obok wpatrując się w moją twarz ze zdziwieniem mówiąc: 
 - Widzę, że się obudziłaś, ale czy aby na pewno powinnaś już chodzić? – zapytał jak by zmartwiony choć szło wyczuć nutkę ironii którą natychmiast olałam. 
 - Nie twój interes, – warkłam zmieniając od razu temat. – Tak właściwie co Ty tu robisz? To jest sala dla ciężko rannych.
 - Równie dobrze też mógłbym powiedzieć „Nie twój interes”, ale Ty jesteś tutaj odpowiedzialna za rannych, choć dziwi mnie fakt, że się o to pytasz w końcu osobą która mnie tak urządziła byłaś Ty.
 - Ja? – zapytałam zdziwiona. Dziwne… nie przypominam sobie czegoś takiego. Właśnie jak się tak zastanowić ostatnią rzeczą jaką pamiętam od wyjścia z gabinetu Peina z pomocą Deidary było spotkanie braci Uchiha i… Tu film się urywa…
 - Nie pamiętasz? – zapytał wyrywając mnie z mojego toku myślenia, ale nie słysząc mojej odpowiedzi kontynuował. Powoli wstał z łózka trzymając się za brzuch odwracając się w moją stronę podniósł swoją koszulę ku górze. Moim oczom ukazał się spory bandaż okrywający cały brzuch. Powoli przybliżyłam się do Sasuke odwijając delikatnie bandaż w taki sposób, aby nie zrobić mu większej krzywdy. Już po chwili moje oczy ujrzały duży opatrunek wcześniej znajdujący się pod bandażem. Nie jest dobrze cały opatrunek ma czerwoną barwę czyli rana nie została dokładnie zamknięta, więc ulatuje z niej krew. Ponad to cały brzuch przykryty wcześniej bandażem był siny. Bez żadnego strachu odkleiłam od rany opatrunek teraz miałam całkowity wgląd na ranę która wyglądała strasznie… powoli sączyła się z niej krew, a jej głębokość może nawet zabić, sina skóra znajdująca się wokół całej rany była mocno spuchnięta nic dziwnego, że się nie zamknęła. – Konan nie była w stanie jej wyleczyć ze swoimi umiejętnościami medycznymi, ani dokładnie zamknąć. Jedynie co mogła zrobić to powstrzymać do pewnego stopnia krwawienie i opatrzyć tak abym przeżył do twojego powrotu do zdrowia. Do tego czasu miałem jechać na tabletkach przeciwbólowych i unikać zbędnego ruchu które mogło by wzmóc krwawienie. 
  – Rozumiem, ale to nie wszytko… prawda? – zadałam pytanie retoryczne – Twoja chakra jest niestabilna, a ty sam słabniesz pod wpływem podwyższonej temperatury twojego ciała co dodatkowo wpływa na wygląd twojej skóry która stała się matowa. Twój stan jest podobny do mojego w którym wcześniej się znajdowałam. Wiesz dlaczego? Młody Uchiha pokiwał przecząco głową na co odpowiedziałam delikatnym uśmiechem – Ponieważ zostaliśmy zatruci tą samą trucizną. 
 - Trucizną? 
 - Dokładnie… to rana po kunai’u?
 - Taa…
 - Sama rana nie jest taka zła dało by się ja zamknąć. Najgorsza w tym wszystkim jest trucizna która stopniowo uśmierca twoje ciało i sprawia, że skóra wokół rany puchnie zwiększając nacisk na ciśnienie krwi przez co rana się nie zamyka. Skoro to ja cię dźgnęłam tym kunai’em musiałam użyć tego samego którym sama zostałam trafiona. 
 - Jak usunąć truciznę? – pytał patrząc na swoja ranę z której nadal powoli sączyła się krew. 
 - Operacyjnie. To dość skomplikowany zabieg, który wymaga dużego skupienia, rzadkich ziół i wytrzymałości pacjenta na ból, a przede wszystkim odwagi medyka, gdyż nie każdy taki zabieg kończy się powodzeniem. 50% ludzi podczas tego zabiegu umiera, co więcej posiadanie tak dużej rany na brzuchu zwiększa ryzyko niepowodzenia o 25% co daje nam po przeanalizowaniu 75% na niepowodzenie się operacji. Jednak kiedy pacjent nie podejmie się operacji tak czy siak w ciągu niecałego tygodnia umrze w męczarniach. 
 - Nie to chciałem usłyszeć… – skomentował z grymasem niezadowolenia.
 - Każdy medyk ma obowiązek poinformować o ryzyku pacjenta. 
 - A co z tobą? Też jesteś zatruta.
 - Moje ciało już wcześniej miało styczność z tą trucizną, kiedy walczyłam z Sasorim. Myślałam, że go zabiłam, ale widać jakoś się wymknął z rąk śmierci… Wracając do trucizny… Moje ciało prawdopodobnie wytworzyło już wcześniej antyciała przeciw tej truciźnie, choć nie dały sobie rady w 100% pokonać tej trucizny dlatego byłam w tak kiepskiej kondycji. 
 - Ile razy już przeprowadzałaś tą operacje?
 - Raz… i to z całym oddziałem medycznym, który mi pomagał w Sunie, kiedy Kankuro został zainfekowany tą samą trucizną. To bardzo rzadki zabieg, ponieważ takie zaawansowane trucizny to rzadkość. Wszystkie inne można wyleczyć zwykłymi zastrzykami. Nie martw się. Jestem pewna, że teraz dam sama sobie rade. Przygotuję sale operacyjną, a ty się połóż nim stracisz całą krew.
Wyszłam z sali chorych do sali operacyjnej, gdzie zaczynałam przygotowywać cały sprzęt. Jak by nie patrzeć nie jest tu tragicznie. Mam tu swój własny mały szpital, gdzie był osobno gabinet, składzik na zioła i inne pierdoły, sala operacyjna i mała sala szpitalna, gdzie mogły leżeć 4 osoby. Kiedy przyszykowałam wszystkie zioła, kroplówki z krwią, miskę z gorąca wodą i wszystkie inne narzędzia poszłam po Sasuke, który z moją pomocą wrócił na sale operacyjną. Powoli zdjął koszulę kładąc się na stole operacyjnym, gdzie przypięłam jego ręce i nogi do specjalnych pasów zabezpieczających, aby się zbytnio nie szarpał podczas operacji. Pamiętam jak Kankuro się rzucał mimo leków przeciwbólowych, nie chcę by to się powtórzyło z udziałem Sasuke. 
 - Gotowy? – zapytałam patrząc na jego bezuczuciowa twarz na co ten pokiwał tylko twierdząco głową abym zaczynała.  - Pogryź to i przełknij. - przyłożyłam mu parę liści ziół do ust, które już po chwili pogryzł i połknął.
 - Ohyda… – skomentował robiąc niezadowolona minę.
 - To ma działać nie smakować. – po tych słowach wbiłam mu wenflon w jedną i drugą rękę przy zgięciach łokci w same zły podłączając do nich woreczki z krwią. Uchiha już nic więcej nie mówił tylko przyglądał się moim poczynaniom. Może i próbuje to ukryć, ale widać że się denerwuję całą operacją. Skupiłam chakre przy wrzącej wodzie w której moczyły się rzadkie zioła, których zadaniem jest nadanie tej że wodzie leczniczych właściwości, z której części zrobiła się dość duża bańka roztworu, kiedy przyłożyłam ją do ciała Uchihy z jego ust wydobył się pierwszy krzyk bólu, nie mogłam przerywać zabiegu mimo jego szarpaniny i wrzasków. Nim się obejrzałam z rany mężczyzny zaczęła wypływać obficie krew. Dokładnie tak jak przewidywałam stąd te kroplówki. A z drugiej strony gdzie wypływała już brudna woda , wylatywała też trucizna, która natychmiastowo usuwałam do drugiej pustej miski, kiedy usunęłam większość trucizny nie słyszałam już krzyku Uchihy, ani nie było już szarpanin, ponieważ stracił przytomność. Nawet On taki silny, bezwzględny Uchiha odczuwa ból, który może go pokonać. Delikatnie obmyłam szmatką jego spocone ciało i zaczęłam leczyć głęboką ranę zatrzymując natychmiast całkowicie krwawienie. Cała operacja trwała koło 2-3 godzin. Po ranie zostało płytkie nacięcie które szybko obmyłam czystą ciepłą wodą i zaszyłam na koniec smarując maścią urobioną wcześniej z ziół podczas przygotowań do operacji po czym nałożyłam o wiele mniejszy i czysty opatrunek od poprzedniego i zabandażowałam elastycznym bandażem. Kiedy tylko skończyłam sprzątać po operacji na moim czole pojawił się długo ukrywany znak podobny do Tsunade, tyle że ten był taki sam jak mojej matki, jednak że jedna cecha była identyczna tych znaków – leczyły wszystkie obrażenia i rany. Tak więc i ja pozwoliłam sobie uwolnić ten znak lecząc wszystkie moje dolegliwości za jednym razem. Sporo czasu minie zanim będę mogła użyć tego ponownie. Wcześniej nie mogłam tego zrobić z paru własnych powodów, a zwłaszcza dlatego iż nie chce by Akatsuki wiedziało o tej technice to jest mój As w rękawie na czarną godzinę. Podeszłam powoli do Sasuke przyglądając się mu jak śpi. Przez chwile mignęły mi wszystkie wspomnienia z nim związane te dobre jak i te złe.
Naruto, Sasuke, Kakashi i Ja… drożyna siódma… Nie mogłam już dłużej patrzeć na Uchihe, więc zaniosłam go do sali na łóżko, gdzie wcześniej leżał i wyszłam idąc do swojego pokoju wziąć prysznic i się przebrać, kiedy weszłam do pokoju do łazienki zdjęłam wszystkie zbędne rzeczy nie przejmując się czy ktoś wejdzie, czy też nie i weszłam pod prysznic, gdzie ciepła woda oplatała me nagie ciało dając ukojenie. Zaraz po prysznicu owinęłam się puszystym czerwonym ręcznikiem, a drugim z kolei wytarłam mokre włosy zaraz po tym je rozczesując. Powoli zdjęłam ręcznik nakładając już na suche ciało bieliznę koloru jasnej zieli i tego samego koloru zwiewną sukienkę sięgającą do kolan na co narzuciłam biały żakiet. Teraz wyglądałam jak niewinna bezbronna dziewczynka, ale jak to mówią pozory mylą. Na sam koniec ubrałam białe balerinki wychodząc z pokoju kierując się ku wyjściu z kryjówki. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wyjście zwykle zamknięte, pilnowane przez jakąś osobę było otwarte i niestrzeżone. Jednak wiedziałam, że to by było zbyt proste. Więc powoli przekroczyłam przejście organizacji wychodząc na świeże powietrze. Moja intuicja nie myliła się, kiedy tylko wyszłam poczułam w obrębie paru kilometrów z różnych stron. Co więcej te chakry nie należały tylko do członków Akatsuki. Czyżby organizacja została namierzona? Nie wiem dlaczego, ale najbardziej ze wszystkich potrafię wyczuć Itachiego. Jestem w stanie określić gdzie się znajduję, wiem jak do niego trafić. Jakieś przeczucie mówi mi, że to właśnie tam powinnam się udać. Czym prędzej ruszyłam z miejsca kierując się w stronę Itachiego biegłam ile sił w nogach. Dlaczego mam wrażenie, że On właśnie teraz mnie potrzebuję? Nie mogę znieść myśli, że może coś mu się stać, że może być zagrożone jego życie… Wytrzymaj Itachi!



                                W następnym rozdziale:
                        „Do czego dążą moje uczucia…?”
                          Między młotem, a kowadłem!  

Rozdział XII

Obudziłam się parę godzin później po całym zajściu. Leżałam w łóżku okryta kołdrą, a moje rany z których wcześniej sączyła się krew zostały opatrzone przez kobietę o niebieskich włosach. W pokoju przy biurku siedział starszy Uchiha czytając jakieś papiery, kiedy spostrzegł że się obudziłam miałam wrażenie jak by odetchną z ulgą, a może to tylko wrażenie…? Mój wzrok jeszcze nie powrócił do normy, wciąż obraz rozmazywał się i kręcił jak w wesołym miasteczku. Kiedy tylko chciałam wstać z łóżka od razu podszedł do mnie powstrzymując ręką abym tego nie robiła, ale co mi z tego skoro ja muszę wstać do łazienki…? „No chyba do łazienki ze mną nie pójdzie?” Zaśmiałam się w myślach.
 - Muszę wstać… – powiedziałam zachrypniętym głosem próbując się podnieść.
 - Zostań w łóżku. Masz wysoką gorączkę – odpowiedział sięgając pod kołdrę z pod której wydobył moją dłoń w którą już po chwili wstrzyknął zawartość strzykawki leżącej wcześniej na stoliczku obok łóżka. Dobrze wiedziałam co to za substancja i do czego służy, więc nie zareagowałam w końcu osobą która stworzyła całą serie takich zastrzyków byłam Ja. – Zaraz wrócę - usłyszałam po czym Itachi wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju. Kiedy tylko zostałam sama powolnie wstałam z łóżka idąc do łazienki wolnym chwiejącym się krokiem. Gdy tylko załatwiłam swoją potrzebę mimo swojego ciężkiego stanu chwyciłam za kluczyki leżące na stoliczku od mojego gabinetu i wyszłam z pokoju kierując się w jego stronę. Mimo iż nie czułam się dobrze sama musiałam się przekonać jak ze mną źle. Musiałam tylko przebadać swoją krew i zrobić podstawowe badania które nie wymagały zbyt dużo pracy i wysiłku. Na moje szczęście nikogo nie spotkałam po drodze do gabinetu. Boję się nawet pomyśleć co by mogło się stać kiedy bym spotkała Itachiego. 


Kiedy wróciłem do pokoju po Sakurze nie było żadnego śladu z wyjątkiem małej ilości chakry którą zawsze pozostawia po sobie dana osoba. Mimo iż poprosiłem aby nie wychodziła z łóżka Ona i tak musiała postawić na swoim i pójść nie wiadomo gdzie. Jedno jest pewne na pewno nie wyszła z kryjówki… Boże co za kłopotliwa dziewczyna… Od kiedy pojawiła się w naszej organizacji nie mogę się skupić na własnych sprawach. Moje myśli krążą wokół niej dosłownie jak bym był… Nie to nie możliwe… to uczucie dla mnie nie istnieje, ponieważ jestem tylko bezwzględnym mordercą, który po wymordowaniu swojej rodziny uciekł z wioski do organizacji której każdy się boi. Jednak kiedy pomyśle o misji jaką dał mi Pein dotyczącą Sakury. Sam z siebie mam ochotę ją wypełnić. Muszę sam to przyznać, ale ta dziewczyna sprawia, że przy niej moja maska obojętności znika. Muszę jej poszukać za nim doprowadzi się do jeszcze gorszego stanu. Wyszedłem z pokoju przeszukując po kolei pomieszczenia w których mógł bym znaleźć różowo-włosą dziewczynę, która mimo że jest medykiem jest bardzo nieodpowiedzialna. Na sam początek odwiedziłem były pokój Shimy, następnie jadalnie w której siedzieli pozostali członkowie Akatsuki, kuchnie, a nawet pole treningowe, ale i tam nie znalazłem Sakury. Dopiero teraz sobie przypomniałem, że na stoliku obok łóżka leżały klucze od jej gabinetu medycznego. Natychmiast tam poszedłem otwierając drzwi które były lekko uchylone. To co tam zobaczyłem wcale mnie nie zdziwiło. Dziewczyna leżała nieprzytomna na kolanach oparta rękoma o kozetkę ubrana w swoja zielonkawą piżamę z narzuconym na siebie fartuch lekarski. Zastanawia mnie czego ona szukała tutaj w takim stanie. Podszedłem do biurka gdzie leżały rożne papiery, a miedzy innymi wyniki badań… krwi? Po co badała sobie krew? Niestety symbole badań lekarskich są mi obce, więc nie za bardzo wiem o co w nich chodzi. 
 - Sakura – wyszeptałem jej imię do ucha chcąc ją obudzić, ale nadal spała jak zabita. Co prawda to po części moja wina, że w takim jest stanie, ale nie wiedziałem że się podłoży za tamtą kobietę. Kunai który wtedy rzuciłem nasączony był w truciźnie od Sasoriego, która po kilku godzinach, czasem nawet minutach obezwładnia paraliżem przeciwnika podwyższając niebezpiecznie temperaturę ciała co często prowadzi do śmierci. To czy się przeżyje zależy od opieki medycznej nad chorym i leków jakie się mu podaje. Gdyby nie to, że Sakura przygotowała wcześniej różne leki kiedy była w pełni sił z rzadkich roślin z pewnością nikt nie byłby w stanie jej pomóc i najprawdopodobniej w przeciągu 3-4 dni by umarła. A na to nie mogę pozwolić. Położyłem różowo-włosą na kozetce o którą wcześniej była oparta kładąc zimny okład na czoło. Mam nadzieje, że niedługo moja księżniczka się obudzi. 


      ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Miałem 10 lat kiedy Cię po raz pierwszy spotkałem.  Byłem na misji z moim nauczycielem i właśnie wracaliśmy do domu. Jak zawsze po długiej misji będąc na granicy Kraju Ognia weszliśmy do chatki, gdzie mieszkała kobieta w średnim wieku z córką. Owa kobieta miała na imię Yuko i była najlepszą przyjaciółką mojego mistrza. W ten dzień, gdy po raz kolejny zawitaliśmy w jej skromne progi trzymała na rękach niemowlę z jasno różowymi włosami i bujnymi zielonymi oczami. Nie ukrywaliśmy zdziwienia, gdy je zobaczyliśmy to dziecko. W końcu Yuko-san nie była w ciąży. Yuko wytłumaczyła nam, dziecko które trzyma należy do kobiety która śpi już od ponad miesiąca w drugim pokoju niczym śpiąca królewna niemogąca wybudzić się ze snu. Według Yuko- san kobieta niedługo odejdzie z tego świata, więc trzeba znaleźć dla dziewczynki rodzinę zastępczą. Tak więc wzięliśmy już śpiące dziecko do Konohy. Od córki Yuko dowiedzieliśmy się, że dziewczynka ma na imię Sakura (kwiat wiśni) to imię idealnie pasowało do różowo-włosej. Przez trzy lata Sakura była wychowywana w klanie Uchiha w tajemnicy przed mieszkańcami wioski. Jedynie Hokage wiedział o istnieniu owego dziecka. Rodzina Haruno u którego klan miał dług została oddana Sakura której wykasowano wspomnienia tak jak całemu klanu w ramach jego spłaty, ponieważ tego sobie zażyczyli. Jedynie mi pozostawiono wspomnienia w ramach podziękowań za sprowadzenie tego dziecka do wioski. W tamtym dniu życie Sakury zaczęło się na nowo wraz z wykasowaniem wspomnień uzyskała nowe w których od samego początku była z przybranymi rodzicami, których uznawała za tych prawdziwych. Przez kolejne dwa lata mimo ciężkich misji po wstąpieniu do oddziału Anbu obserwowałem Ją jak dorasta do czasu, gdy przyszedł czas za który Sasuke mnie znienawidził. Mimo opuszczenia wioski co jakiś czas nadal do niej przychodziłem choć wiedziałem, że to nie ta sama miła i wesoła Sakura. Miłość do Sasuke ją zniszczyła, stała się bezwzględną morderczynią, która wstąpiła do oddziału Anbu, ale nigdy bym nie przypuszczał, że stanie się dowódcą jednego z nich, ale tak też było… W końcu nadszedł ten dzień w którym dostałem rozkaz pojmania dziewczyny do organizacji, która przewyższyła nawet swą wiedzą i umiejętnościami Tsunade legendarnego medyka. Dowiedziałem się też, że różowo-włosa kobieta posiada specjalne zdolności, ponieważ pochodzi z legendarnego klanu o którym Akatsuki zbierało informacje od wielu lat. Sam byłem świadkiem jak ich używała może i nieświadomie, ale używała… Dlatego też bez zastanowienia poszedłem po Haruno do Konohy. 



    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Minęły trzy dni, a zielonooka piękność nadal spała. Mimo leków gorączka nie ustępowała nawet sam Sasori nie wiedział dlaczego. Jednak nie powinienem brać od niego żadnych trucizn, bo trudno się ich pozbyć z organizmu człowieka, ale wiem że nawet z tym Sakury organizm da sobie radę i dziewczyna wyzdrowieje.
Przez dłuższy czas rozmawiałem z Peinem na temat dalszych planów Akatsuki. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem upieczemy dwie pieczenia na jednym ogniu. Nagle go gabinetu zawitała Konan z dość nieciekawą wiadomością. Aczkolwiek parę psów Konohy węszy na naszym terenie. Tak więc razem z Kisame postanowiliśmy powitać gości w naszych skromnych progach.


                      W następnym rozdziale:                               

             ”Dawno się nie widzieliśmy… Itachi!” 
                  Niebezpieczna operacja Uchihy

Rozdział XI

Stała sparaliżowana w objęciach obcego mężczyzny. Nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała walczyć o życie zaraz po opuszczeniu chatki kobiety. Próbowała wyrwać się  z Jego uścisku, lecz wszystkie jej próby zakończyły się fiskiem.
 - Czego chcesz? – zapytała przez zaciśnięte zęby. – mężczyzna słysząc inny głos zdziwił się zluźniając uścisk kobiety. Ta zaraz po tym oswobodziła się odskakując na pięć metrów. teraz Itachi miał okazję się bardziej przyjrzeć kobiecie. Włosy miała różowe sięgające za ramiona, karnacja koloru dojrzałej brzoskwini i bujne zielone oczy zupełnie jak Sakura. Choć ta kobieta wyglądała na poważniejszą. Po za tym ubrana w czarny strój, na szyi widniał złoty wisior w kształcie półksiężyca, czarna bluzka na ramiączkach na którą był zarzucony niebieski z rozszerzającymi się rękawami sweter z znakiem półksiężyca oplatającym miecz oraz czarne rozszerzające się spodnie. Itachi nawet nie spostrzegł kiedy, a na jego ręce pojawiła się obfita rana która zaczęła mocno krwawić. 
 - Jak? – zapytał pod nosem. Przecież kobieta stała nadal w tym samym miejscu dopiero teraz patrząc na nią swoimi czerwonymi oczami spostrzegł  u niej zmianę chakry i kekkei – genkai w oczach które nieco różniło się od Sakury (było na wyższym poziomie) 
 - Zostaw mnie w spokoju, a o wszystkim zapomnę. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż walka z tobą. – Nagle kobieta upadła na kolana. Widać długa śpiączka dawała siwe oznaki. Było słychać ja kobieta cicho bluzgała pod nosem powoli wstając z kolan. 
 - Twoja technika niesie z sobą pewne ryzyko prawda?- zapytał przyglądając się z pogardą kobiecie podchodząc bliżej.
 - Odsuń się… – wykaszlała cofając się w tył na chwiejących nogach. 
- Nie ma takiej potrzeby bym się odsuwał. W tej chwili nie jesteś dla mnie zagrożeniem.



                             *******************



Kiedy skończyła opowiadać historie zapadła grobowa cisza. Sakura i Shima mieli mieszane uczucia co do rodowego klanu po wysłuchaniu historii królowej, która tak długo jest w sojuszu z klanem Karanami. Wiedzieli, że w końcu na nich przyjdzie pora i będą musieli pokazać się w rodzinnej wiosce, gdzie będą ważyć się ich losy.
 - Ta chakra… – usłyszeli zdziwiony głos królowej. – To niemożliwe…
 - Kuro-sama co się stało? – Zapytał Shima. Nagle z komnat wybiegły dwa wilki kłaniając się swojej pani czekając na rozkazy.
 - Zabierzcie Shimę do Asnabel. Sakura pojedzie ze mną. – rozkazała.
 - Ale gdzie? – pytał różowo-włosy wsiadając na jednego z wilków. 
 - Shima nie bój się. Wrócę po Ciebie – po tych słowach Sakura wsiadła na już zmienioną Kuro i jako pierwsza ruszyła w drogę.

                                  * Parę minut później * 

 - Kuro gdzie jedziemy?
 - Myślałam, że ona już dawno nie żyje.
 - Kto? Kuro nie mów zagadkami. Nic z tego nie rozumiem…
 - Twoja matka… – Byłam w szoku. Jak to możliwe, że świat co chwile mnie zaskakuje? Co jeszcze przede mną ukrywa? – Twojej matki chakra jest bardzo rozproszona to oznacza tylko jedno… Ona walczy i to z potężnym przeciwnikiem. Od twojej ucieczki minęło koło pięciu godzin. Myślę, że natknęła się na członków Akatsuki i ma poważny problem. Niestety jedyne co mogę teraz zrobić to podrzucić Cie na miejsce walki i wrócić do siebie.
 - Rozumiem i tak wiedziałam, że będę miała jeszcze do czynienia z Akatsuki, ale nie wiedziałam, że tak szybko… Kuro…? – Zapytałam troszkę zażenowana. 
 - O co chodzi?
 - Jaka Ona jest?
 - Kiedy przyjdzie na to czas sama się dowiesz Sakura… zresztą powinnaś to wiedzieć skoro istniejesz. Choć Moriana mogła się Ciebie i Shimy pozbyć już przed porodem to jednak tego nie uczyniła. Na moje to o czymś świadczy.

Kiedy usłyszałam te słowa przypomniała mi się wizja moich i Shimy narodzin, że mimo wszystko mama i tata nas obronili choć sami mogli przez to zginąć, byli w stanie poświęcić dla nas swoje życie i porzucić swoje marzenia, ale mimo tego byli szczęśliwi, ponieważ obronili to co dla nich najważniejsze… świadectwo swojej miłości czyli nas ich dzieci. Moja matka jak i ojciec to najwspanialsze osoby dlatego muszę za wszelką cenę obronić mamę nawet za cenę swojego życia i marzeń.



                             *******************



Jaki był głupi nie doceniając swojego przeciwnika, ale już po wszystkim wygrał i wie, że kobieta nie ma prawie w ogóle chakry, a jej stan zdrowia nie pozwalał jej dalej walczyć, Powoli zbliżałam się do Moriany kiedy nagle dostał mocnego kopa, który wbił go w drzewo mieszczące się 15metrów od ofiary. Wiedział, że na całym świecie nie ma nikogo z wyjątkiem dwóch osób, które w taki sposób używają swą chakre by aż w taki sposób zwiększyć silę uderzenia. Jedną z nich była piękna blond-włosa kobieta, która w rzeczywistości ma ponad 50 lat, ale używając wyjątkowego jutsu wygląda na dwudziestolatkę, natomiast druga to różowo-włosa dziewczyna o bujnych zielonych oczach będąca uczennicą tej pierwszej, która nazwana jest Piątą Hokage w KonohaGakure. Nigdy w życiu by nie przypuszczał, że jego uciekinierka tak szybko wróci, a jednak cuda się zdarzają.
 - Wszystko w porządku? – zapytałam kobietę dość mocno zdziwiona. Wiem, że matki mogą być podobne do córek, ale to chyba z lekka przesada. Ta kobieta była bardzo podobna mogła bym ją nazwać swoją siostrą, ale dlaczego Ona jest taka młoda i dlaczego ma na czole symbol podobny do Tsunade? Nie… zaraz ten symbol się jednak różni. Ten który ma Tsunade nie ma od góry i od dołu żadnych łuków, ale to i tak nie wyjaśnia jej młodego wyglądu. 
 - Taa… – Moriana wpatrywała się w moją postać podobnie jak Ja w jej. Wyglądała również na równie zaskoczoną. Widziałam jej niepewność, mieszane uczucia jak i przerażenie. Z pewnością nie była pewna czy to wszystko nie jest tylko snem, czy nasze spotkanie to tylko iluzja… Wiedziałam o co chce się zapytać, ale nie ma na to czasu. Itachi z pewnością zaraz wstanie. Dlatego wyprzedziłam jej pytanie.
 - Wiem co czujesz, ale musisz już iść… 
 - Ale…
 - W porządku… – powiedziałam czując ogromny smutek. Miałam wrażenie jak bym zaraz miała się rozpłakać. To tak jak by ktoś dał ci wielkie szczęście, a następnie je ukradł. – W Asnabel czeka na ciebie Shima. On z pewnością bardziej Cie potrzebuje niż Ja. – Jestem pewna, że teraz dałam jej odpowiedź na pytanie które z pewnością chciała mi zadać.
 - Sakura! – usłyszałyśmy władczy głos Itachi’ego. Nie czekając na nic pomogłam Morianie wstać i podleczyłam jak najszybciej jej rany, aby nie zagrażały w drodze jej życiu po czym puściłam ją w drogę. Resztą z pewnością zajmie się Kuro. Itachi widząc uciekającą kobietę rzucił w jej stronę kunai, nie mogłam pozwolić by ją trafiono, ale tez było za późno by złapać lecące narzędzie. Jedyne co mogłam zrobić to przyjąć w ostatniej sekundzie cios na ramie, dlatego też tak uczyniłam.
 - Sakura! – krzyknęła przerażona matka.
 - Idź! Nie oglądaj się głupia! – po tych słowach kobieta znikła z mojego pola widzenia z łzami w oczach. Powolnie wyciągałam sobie wbity w ramie kunai, który pozostawił po sobie głęboką ranę. Tuż przede mną stał Itachi, któremu o dziwo raczej nie śpieszyło się do walki.
 - Nie źle Cię poturbowała… – skomentowałam patrząc na dziedzica sharingana wzrokiem pełnym pogardy – Jednak nie pozwolę Ci za nią iść.
 - Nie mam takiego zamiaru. Moją misją jest sprowadzenie ciebie. Tak więc masz wybór. Idziesz po dobroci, czy siłą tak jak poprzednim razem? 
 - Chodźmy już. Zaczyna się ściemniać. 
 - Skoro chcesz iść po dobroci to jaki był twój cel twojej ucieczki? 
 - Shima… to był mój największy powód, chciałam tylko obronić brata. W końcu nie ja jedna chce bronić swoje rodzeństwo. Prawda Itachi? – po raz pierwszy widziałam takie zdziwienie u Uchihy, ale cóż… w końcu każdy ma uczucia nie ważne jak się je ukryje one i tak w końcu wyjdą na zewnątrz. 
 - Mimo, że wracasz z własnej woli kara i tak cie nie ominie Sakura. Pein się nie da udobruchać tak jak poprzednim razem. 
 - Wiem… Chce to już mieć za sobą.

Wiedziałam, że wcale nie będzie łatwo trzeba być przygotowanym na wszystko co przyniesie los. Nawet jeśli przyjdzie mi cierpieć wiedz Matko, wiedz bracie długo tu nie zabawię. Na pewno znajdę sposób żeby stąd uciec, a wtedy na pewno będziemy wszyscy razem jak prawdziwa jedna rodzina. Już nawet mi nie zależy by wrócić do Konohy w końcu tam nie moje miejsce, choć chciałabym wrócić na chwilę by zobaczyć moich przyjaciół, ale czy to będzie możliwe? Wszystko się okaże w przyszłości, bo w końcu w tajemnicy tkwi magia, a w nadziei siła.

Kiedy tylko dotarliśmy do kryjówki Itachi zaprowadził mnie do Peina, gdzie na samo wejście zostałam przygnieciona do ściany jednym z jutsu Peina. Czułam jak by ogromny magnes przyciągnął mnie do siebie i nie chciał puścić.

 - Misja wykonana możesz iść. – zwrócił się do Uchiha, a ten zaraz po tym wyszedł zostawiając mnie samą z Peinem. Nim się obejrzałam przywódca Akatsuki stał tuż przede mną świdrując mnie swoim rinneganem. W jednej chwili czułam ogromny ból jak by mi ktoś robił przemeblowanie w mózgu, a po ciele spływał zimny pot z przerażenia. – Teraz poznasz znaczenie prawdziwego bólu – powiedział zimno wbijając kunai w ranę zadaną wcześniej przez Itachi’ego, następnie w drugie ramie z której jeszcze bardziej sączyła się krew. Próbowałam hamować jęki bólu, ale kiedy wbił kolejnego kunai’a w nogę nie byłam stanie się powstrzymać. Przywódca Akatsuki pomału jeździł kunai’em po mojej skórze robiąc kolejne płytkie rany, a kiedy myślałam, że już skończył zaczynał na nowo. Nie wiem ile to trwało, ale byłam wykończona cała poharatana i we krwi. Kiedy jutsu trzymające mnie przy ścianie zostało przerwane upadłam z hukiem na zimna podłogę. Za nim się postrzegłam wyleciałam przez zamknięte drzwi z gabinetu Lidera pozostawiając je w rozsypce za pomocą kolejnego jego jutsu. Jednego byłam pewna jeśli tak dalej pójdzie to się wykrwawię. – Ominąłem twoje punkty witalne, na drugi raz tego nie zrobię, więc dobrze Ci radze zapamiętaj te lekcje do końca swojego życia, a teraz zabierzcie mi ją z oczu. – zwrócił się do stojących niedaleko dwóch członków Akatsuki, którymi byli Deidara i Tobi. Blondyn widząc mnie w tragicznym stanie pomógł mi wstać. Idąc korytarzem widziałam pozostałych członków Akatsuki, którzy patrzyli zszokowani widząc mnie w takim stanie, ale cóż… Kiedy zbliżaliśmy się do mojego pokoju zastaliśmy tuż przed nim rodzeństwo Uchiha rozmawiające o czymś, ale kiedy mnie zobaczyli od razu przerwali rozmowę.
 - Itachi mam do Ciebie przesyłkę od Peina – powiedział Deidara po czym skierował się do swojego pokoju, który był parę kroków dalej od naszego. Oczywiście nie obyło się bez drwin Sasuke. na sam jego widok skoczyło mi ciśnienie z nerwów. 
 - Sakura… Biłaś się z kotem? – drwił widząc krew cieknącą z ran.
 - Sasuke przestań. – wtrącił się starszy Uchiha podchodząc do mnie kiedy miałam upadać. – Zawołaj Konan trzeba jak najszybciej o patrzeć te rany i wyciągnąć z niej to żelastwo za nim się wykrwawi.
 - Jak dla mnie może zdychać w tej chwili. – kiedy usłyszałam te słowa nie mogłam się powstrzymać. Dosłownie jak by wstąpił we mnie szatan we własnej osobie. Nie patrząc na swój stan zdrowia chciałam zatłuc gada. Wyjęłam sobie kunai z ramienia i popędziłam na niego atakując. Zdziwiony młodszy Uchiha nie spodziewając się ataku został zraniony w sam brzuch plując krwią. Kiedy Itachi to zobaczył natychmiast nas rozdzielił, a Deidara widząc całą scenę za nim wszedł do pokoju sam popędził do Konan, która mimo wszystko trochę się znała na medycynie, choć nie była jakimś wyszkolonym specjalnie medykiem. Obraz pomału się rozmazywał pozostawiając mnie samą pogrążoną w ciemności. Głosy które wcześniej słyszałam również ucichły pozostała tylko pustka tak jak by zatrzymał się czas…



              Wiem, że mi się od Was dostanie prędzej, czy też później za tak długi brak notki, ale to naprawdę nie moja wina v.v  Notka była napisana o wiele wcześniej tylko, że w moim zeszycie i nikt nie miał czasu jej po prostu przepisać. Jeszcze raz przepraszam i nie bić!

Z pozdrowieniami Nibea :*
PS: 2429003 – gg

Rozdział X

Kiedy Shima ubrał się w porządne ubrania wyszliśmy z pokoju kierując się ku wyjściu z kryjówki. Niestety odkąd tu jestem nic nigdy nie idzie po mojej myśli. Obok wyjścia z kryjówki stał Deidara bawiąc się swoją wybuchową gliną. Widząc że kierujemy się do wyjścia zatrzymał nas pytając:
 - A Wy dokąd? – schował glinę do pobocznej kieszonki mierząc nas wzrokiem.
 - Po zioła, po za tym zaraz Itachi przyjdzie, a wtedy nie będzie zadowolony, że nas zatrzymujesz.
Punkt dla mnie. To dobra wymówka. Kiedy naprawdę czegoś potrzebowałam do laboratorium nikt nie miał prawa mnie zatrzymywać. Co prawda nigdy nie mogłam opuścić kryjówki sama, ale przynajmniej raz na jakiś czas wyszłam stąd na parę minut. Po rzadsze zioła które leżały dość daleko od kryjówki szli sami członkowie Akatsuki abym nie uciekła, ale teraz mam idealna okazję żeby stąd nawiać i nie zamierzam jej przepuścić.
 - Skoro Itachi będzie Cię pilnował to idź, ale po co Tobie On? – wskazującym palcem pokazał na brata.
 - Muszę uzupełnić dość duże zapasy niektórych pospolitych ziół, więc musi ktoś mi pomóc ich szukać. Nie zamierzam spędzić całego dnia na szukaniu ich. No chyba… że chcesz nam pomóc… Co Deidara? – uśmiecham się chamsko w jego stronę. Wiem jak bardzo nie cierpi ziół zbierać, ponieważ ma na niektóre alergie i kicha co pięć sekund. – To jak? Idziesz z nami?
 - Chyba spasuje… idźcie sami. – po tych słowach blondyn wykonał serie pieczęci, a głaz zasłaniający wejście do kryjówki uniósł się ku górze. Nie czekając na Itachiego, który i tak się nie zjawi opuściliśmy kryjówkę kierując się na pobliskie pole z najpopularniejszymi ziołami. Deidara widząc w jakim kierunku się kierujemy przekonał się do naszej prawdomówności, a głaz ponownie zasłonił kryjówkę.
 - Sakura ile mamy czasu za nim się zorientuje, że zrobiliśmy go w jajo?
 - Biorąc pod uwagę Jego głupotę jakieś 10 minut. Jeżeli spodka w przeciągu tego czasu Itachiego mamy przerąbane co skróci nam czas o połowę… w najlepszym wypadku… – westchnęłam kontynuując – natomiast w najgorszym wypadku Itachi wpadnie na pomysł by się przejść, a wtedy mamy przechlapane. Wyobraź sobie, że właśnie wychodzi… a wtedy czeka nas naprawdę nieprzyjemna kara… – wykonałam pieczęcie i nagle w kłębie dymu pojawiły się dwa dość potężne wilki z którymi podpisałam pakt jakieś 3 lata temu. Wilki te specjalizują się w szybkości dlatego nazywane są wilkami wiatru. Moi wrogowie którzy byli świadkami ich przywołania dawno już wąchają kwiatki od spodu, ponieważ nie mogli nadążyć za ich tempem poruszania się.
 - Sakuro jak śmiesz przyzywać nas w obecności jakiegoś obcego człowieka?
 - Nie ma teraz czasu na tłumaczenia, ani na wasze humorki. Potrzebuje waszej mocy wiatru by opuścić to miejsce.
 - Widzę, że sytuacja jest poważna. Nigdy nie byłaś tak zdenerwowana.
 - Mam do czynienia z AKATSUKI. Tu trzeba być poważnym.
 - Kim jest ten chłopak? – zapytał mnie drugi wilk
 - To mój brat bliźniak. Nie czas na wyjaśnienia zabierzcie nas do Karamentarzu.
 - Dobrze.
Dosiadłam jednego z pary wilków, natomiast mój brat dosiadł drugiego.
 - Trzymaj się mocno młody! – zwrócił się mój wilk do Shimy ruszając z miejsca prze siebie w drogę.

Patrzyłem na moją siostrę, która skupiała się nad szukaniem wrogiej chakry w pobliżu, miała przymknięte oczy, jedną ręką trzymała się biało-śnieżnego wilka z długą grzywą i ogonem, a drugą skupiała swoją chakrę.
Te wilki była naprawdę szybkie ledwo co utrzymywałem się dwoma rękoma aby nie spaść. Naprawdę nie wiem jak Sakura przy takiej prędkości może trzymać się jedną ręką będąc tak skupiona na wrogu. Jechaliśmy z jakieś 5-6 minut, a mimo tego przebyliśmy ogromna trasę. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Sakury która otwierając oczy zwróciła się do nas.
 - Zorientowali się. Pein natychmiast wysłał Itachiego. Zaczynam czuć Jego chakrę.
 - Co teraz zrobimy?
 - Musimy tylko
równocześnie przyśpieszyć i zgubić Itachiego .
 - Tylko? – zdziwiłem się patrząc na jej bezuczuciowa twarz. Czyżby taka była naprawdę Sakura?
 - Tak, tylko… Kuro, Kira poziom drugi!
 - Hai! – kiedy myślałem, że te wilki nie mogą szybciej biec przyśpieszyły zwiększając swoją szybkość dwukrotnie. Nie byłem w stanie określić naszego położenia, ponieważ poruszaliśmy się tak szybko, że obraz rozmazywał się od nadmiaru prędkości. Po 20 minutach Sakura stwierdziła, że Itachi zgubił nasz trop, więc powili zwalnialiśmy aż zatrzymaliśmy się niedaleko gór.
 - Kuro, Kira odpocznijcie chwile.
 - Niema takiej potrzeby za parę minut piechotą dotrzemy do Karamentarzu.

Tak tez było szedłem za Sakurą i wilkami w dół po schodach ukrytymi za gałęziami i posągiem. Już po chwili staliśmy przed wielkimi drzwiami które po wykończeniu koleino odpowiednich pieczęci otworzyły się z hukiem. Wkroczyliśmy do środka jakiegoś korytarza, a drzwi ponownie się zamknęły.
 - Nie ma to jak w domu. – skomentował Kira przeciągając się. Zaraz po tym ruszyliśmy przez korytarz aż do do jego końca, gdzie napotkaliśmy koleinę drzwi które natychmiast się otworzyły. Kiedy weszliśmy do środka zobaczyłem wielka komnatę z ilością drzwi. naprzeciw nas ok. 15 metrów dalej stał kamienny tron wykładany czerwonymi poduszkami i drogocennymi kamieniami, aby na niego usiąść trzeba wejść po trzech stopniach na górę, ale po co wilkowi tron??? Nagle wszystkie pary drzwi otworzyły się a z nich wyszły wilki i…? Ludzie? O co tutaj chodzi? Patrząc na nas ukłonili się, a niektórzy przykucnęli przepuszczając Kuro na przód. Gdy podeszła do tronu zmieniła się w piękną kobietę o długich, białych, lśniących włosach, które sięgały prawie do kostek, ubrana była w równie długą, a nawet dłuższą czarną suknie niż sięgały włosy. Byłem zszokowany jak wilk może przemienić się w człowieka? Czy każdy jest tu taki jak Ona?
 - Shima dobrze myślisz. Wszyscy tu obecni z wyjątkiem nas są tacy. Oni są wilkołakami, a Kuro to ich królowa. Śliczna prawda?
 - Ta… Tak.
 - Możemy tu zostać przez jakiś czas, ale proszę nie denerwuj ich, bo mogą Cię zabić.
 - Wstańcie. – zwróciła się Kuro do poddanych, którzy bez czekana wykonali Jej polecenie.- Możecie wrócić do swych zajęć i wrócić do swoich komnat.-  Tak też zrobili. Natomiast my zostaliśmy z samą królową nawet Kira gdzieś się ulotnił. – Sakura mówiłaś, że masz problemy z Akatsuki?
 - Dokładnie. Byłam więziona tam prze prawie 4 miesiące, choć był jeden tego plus. Poznałam ich samych i ich umiejętności, znam ich słabe i te mocne strony, poznałam również ich taktykę, a co najważniejsze mojego brata bliźniaka Shimę o którym nie miałam nawet zielonego pojęcia. – wytłumaczyła siadając na jednej z poduszek znajdujących się przy tronie.
 - Rozumiem. Powinnaś wrócić do Konohy Sakura, a Ty… – wskazała na mnie.
 - Pozwól mi iść z Sakurą. – przerwałem białowłosej która czerwonymi jak krew oczami wpatrywała się w moje oblicze.
 - Chcesz iść do Konohy chłopcze?
 - Chcę iść tam, gdzie Sakura.
 - Nie widzisz, że stwarzasz dla niej zagrożenie?
 - Dlaczego? – zapytałem z siostrą równo.
 - Gdyby nie Ty… Sakura dawno by zwiała z Akatsuki, ale powstrzymywała się by nie zostawiać Ciebie samego w tej organizacji, ale dobrze niech będzie, ale za nim wyruszycie gdziekolwiek chcę byście usłyszeli pewną historię, ale najpierw… – nagle w jej dłoniach pojawił się ogromy zwój.
 - Przecież to… – wyjąkała zdziwiona Sakura.
 - W rzeczy samej. Shima – zaczęła rozkładać zwój który wylądował pod moimi nogami. – Podpisz z nami pakt. – W tym momencie spojrzałem na Sakurę która tylko skinęła głową dając mi znak abym zrobił to co każe mi białowłosa królowa. Przegryzłem skórę kciuka, gdzie powstała mała ranka z której ciekła krew zaraz pod tym w zwoju zamieściłem swoje imię i nazwisko. Dopiero teraz przyjrzałem się uważnie wszystkim widocznym podpisom w zwoju. Wszystkie należały z wyjątkiem Sakury do klanu Karanami.
 - Dobrze. Sakura… aby twój pakt był aktualny dopisz swoje rodowe nazwisko. Twój brat już to zauważył, a ty? – kiedy różowo-włosa usłyszała pytanie momentalnie popatrzyła na zwój.
 - Wszystkie podpisy… Są rodziny Karanami?!
 - Dokładnie. Odkąd pierwszy raz Cie tylko ujrzałam wiedziałam, że należysz do Karanamich. Przyznam, że to nie zmienia faktu, że zdziwiłam się kiedy zobaczyłam w twoim podpisie nazwisko HARUNO, ale nie mogłam się pomylić więc trzymałam się swojej wersji. – Sakura szybko dokonała poprawki dopisując w nawiasie nazwisko „Karanami” – Skoro wszystkie formalności zostały ukończone opowiem wam historię…
                      ***********************
Szła przez las obserwując błękitne niebo. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała od starszej kobiety i jej córki, która opiekowała się wraz z swoją matką nią prawie 19lat.
Jak to możliwe, że od czasu kiedy przyszła tu ze swoim dzieckiem i błagała o pomoc minęło tyle lat? Przecież to niemożliwe… Ona wciąż jest młoda i piękna jak przed laty, nic się nie zmieniła. Trzy dni temu podziękowała starszej kobiecie za opiekę i opuściła jej dom. Idąc dalej przed siebie spostrzegła czarnowłosego mężczyznę ubranego w czarny płaszcz na którym widniały czerwone chmurki, mężczyzna wyglądał jak by czegoś szukał, a raczej kogoś, lecz nie mógł znaleźć. Kobieta nie wystraszyła się mężczyzny w końcu nie wiedziała kim On jest, Kiedy czarnowłosy odwrócił się w jej stronę nie minęło pięć sekund, a już trzymał kobietę w obezwładniającym uścisku.
 - Mówiłem, że nie warto uciekać.
                   ~~~~CDN~~~~
   Sorka że tak długo notki nie było ^^”
Wszystkiego najlepszego z okazji dnia Kobiet :***

 

Rozdział XI

       Misja 

                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozmawiałem z Peinem na temat misji dotyczącej zielonookiej dziewczyny kiedy ta była w łazience biorąc prysznic. Kiedy wręczył mi papiery ze szczegółami misji opuścił mój pokój zostawiając mnie samego ze swymi myślami. Czytałem uważnie kartka po kartce nie pomijając żadnego szczególiku. Nigdy bym się nie spodziewał, że tak szybko otrzymam tą misje. Jedna kartka była najistotniejsza, zawierała ona dokładnie określony cel misji i czas w jakim musi zostać ona wykonana. Celem misji jest spłodzenie dziecka z płynącą krwią Uchiha i Karanami. Dzięki temu możliwe będzie połączenie dwóch kekkei – genkai co przyczyni się do powstania idealnego człowieka stworzonego do walki taktycznej, a zarazem da nam następce tronu Karanami i klucz do ich mocy. Misja musi zostać wykonana w przeciągu 12 miesięcy. A więc mam 3 miesiące na zapłodnienie jej. Mam to zrobić bez względu na wszystko, choćbym miał ją zgwałcić.
Sądzę, że nie warto z tym zwlekać. Może warto ją w sobie rozkochać?

                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Tak wtedy myślałem, a teraz? Trzymam ją w obezwładniającym uścisku chcąc zadać jej przy tym jak najwięcej bólu. Muszę przyznać stawia silny opór, aż trudno uwierzyć że tak młoda kobieta ma w sobie tyle siły i energii.
 - Puszczaj sukinsynu! – co chwile wykrzykiwała bluźnierstwa pod moim adresem. Postanowiłem zamknąć jej tą śliczną buźkę zanim zrobię jej krzywdę pocałunkiem. Widziałem w jej oczach zdziwienie patrzyła prosto w moje oczy przerażona jak małe dziecko. Powoli jej mięśnie przestały stawiać opór, a oczy mimowolnie powoli przymykały się zasłaniając soczystą zieleń oczu. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie mogłem jej od tak zgwałcić. Dlatego kiedy ją pocałowałem użyłem sharingana aby ją uśpić. Jeszcze na chwile otworzyła oczy po czym jej ręce próbujące mnie wcześniej odepchnąć opadły delikatnie na łóżko. Oderwałem swoje usta od Sakury. Choć to nie było takie proste. Sam się dziwie, że miałem z tym taki problem. Dziewczyna spokojnie oddychała leżąc poturbowana na łóżku.

Przykryłem ją kołdrą i zostawiłem ją samą wychodząc z pokoju kierowałem się do wyjścia z kryjówki, gdzie na świeżym powietrzu wszystko przemyśle.

Parę godzin później…

Otworzyłam oczy wstając od razu na równe nogi jak oparzona. Rozejrzałam się po pokoju, nikogo nie było… Całe szczęście, ale co mi się stało? Nagle przed oczami pojawiły się obrazy z przed utraty przytomności, a moje serce zabiło jak oszalałe. Natychmiast przebrałam się w czyste rzeczy i wybiegłam z pokoju kierując się do Shimy. Nie pukając wbiegłam do pomieszczenia gdzie siedział na łóżku mój brat i…? Sasuke?!

 - Co ty tutaj robisz?! – zapytałam zła podchodzą bliżej nich.
 - Rozmawiam. – odpowiedział z zimnym wyrazem twarzy. 
 - Stało się coś? – pytał mój bliźniak.
 - Ni… Nic poważnego. – odpowiedziałam szybko widząc zmartwioną minę brata. Niebezpiecznie jest mówić o tym przy Sasuke.
 - W zasadzie to muszę już lecieć. Pogadamy jutro jak twoja nadopiekuńcza siostra nie będzie nam przeszkadzać. – dokończył Uchiha po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając nas samych. Kiedy czułam że jego chakra oddaliła na odpowiednią odległość złapałam brata za dłoń i pociągnęłam tak aby wstał na równe nogi.
 - Sakura co ty…! – przymknęłam mu buzie dłonią kiedy jego głos się uniósł pokazując palcem aby był cicho na co on kiwną tylko twierdząco głową.

 - Musimy się stąd zbierać. Później Ci wszystko wytłumaczę. Teraz nie ma na to czasu. Przebierz się w jakieś porządne ubrania. Wynosimy się z tej nory.

                                 
                                    CDN


Koleina notka tym razem szybko się uwinęłam :P
Oby było tak dalej… xD

Rozdział VIII

     Zaskoczenie 



Leżałam jak bezbronne dziecko w łóżku pogrążona w beztroskim śnie, gdzie nic mi nie grozi. Znów śniłam o różowo-włosej kobiecie która po długoletnim śnie budzi się niczym śpiąca królewna ze swego długiego snu który wydawał się nie mieć końca. Nic się nie zmieniła, wciąż wyglądała pięknie i młodo jak przed zapadnięciem w sen co było wręcz nierealne, a jednak prawdziwe aż trudno w to uwierzyć. W końcu i Ja postanowiłam otworzyć swe oczy i powrócić do świata gdzie panuje chaos.

Czułam pod sobą ciepło które wydobywało się z ludzkiego ciała , Kiedy otworzyłam oczy unosząc delikatnie głowę ku górze dostrzegłam czarne jak noc oczy wpatrujące się we mnie zamyślonym wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłam że leżę na brunecie, a nogę trzymam pomiędzy jego nogami przy samym „przyjacielu” 

 - Dzień dobry śpiochu. – powiedział brunet delikatnie się uśmiechając. Trzeba przyznać uśmiech ma ładny i uwodzicielski tylko szkoda że tak rzadko się uśmiecha, ale nic straconego. W końcu nie zależy mi na tym by się do mnie uśmiechał. Nie jesteśmy przecież przyjaciółmi, a już tym bardziej parą. 
 - Która godzina…? – zapytałam zaspana kładąc się obok.
 - 07:35 – kiedy usłyszałam która godzina natychmiast zerwałam się z łóżka jak oparzona potykając się o własną nogę co skończyło by się upadkiem gdyby nie posiadacz sharingana który trzymał mnie mocno w tali. – Nie zrywaj się tak bo sobie krzywdę zrobisz. – szeptał mi spokojnie do ucha drażniąc oddechem moją skórę co spowodowało pojawienie się gęsiej skórki po czym obrócił mnie przodem do siebie tak że patrzyłam prosto w jego oczy. Nasze nosy prawie się ze sobą stykały, więc obróciłam twarz w bok aby na niego nie patrzeć. Jakoś ostatnio unikam jego bezpośredniego kontaktu wzrokowego z moimi oczami. Sama nie wiem dlaczego, ale nie potrafię tego wyjaśnić. – Dlaczego unikasz mego wzroku Sakuro? Boisz się mnie? – złapał delikatnie za podbródek przesuwając moją głowę tak abym z powrotem spojrzała w jego oczy.

 - Nie rozśmieszaj mnie Itachi. Dlaczego mnie nie obudziłeś? Dobrze wiesz, że mam dziś prace do wykonania.
 - Nie chciałem przerywać Ci snu. Z resztą dziś jest Niedziela to wszyscy długo śpią. Wyjątkiem są osoby które mają na dziś przydzielone misje. – naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
 - Wszyscy długo śpią…? – mówiłam z naburmuszoną miną słysząc coraz głośniejsze pukanie, a raczej walenie do drzwi.
Wyswobodziłam się z uścisku Itachiego biorąc swoje rzeczy z szafy, po czym poszłam do łazienki się wykapać. Kiedy brałam prysznic słyszałam rozmowę dwóch osób. Okazało się, że dzisiejszym porannym gościem był sam Pein. Rzadkością jest by sam lider przychodził do jakiegokolwiek członka organizacji. Zazwyczaj Konan biegała i załatwiała wszystkie jego sprawy, ale dajmy temu spokój. Szybko wykonałam poranne czynności ubierając na koniec swój dzisiejszy, uszykowany przed dwudziestoma minutami stój. Kiedy wyszłam lidera nie było, a Itachi siedział na łóżku przeglądając jakieś papiery.
 - Misja? – zapytałam podchodząc do bruneta.
 - Taa… – kiwną głową odpowiadając po czym wstał odkładając papiery na biurko, a już po chwili sam zniknął za drzwiami łazienki. Wiem że nie powinnam tego robić, ale naprawdę ciekawi mnie co to za misja. Wzięłam papiery do dłoni po kolei przeglądając i czytając dokładnie. Każda koleina kartka misji napawała mnie obrzydzeniem coraz bardziej. Co oni sobie wyobrażają! Nigdy nie pozwolę na spełnienie tej misji choćby nie wiem co! Odłożyłam papiery na biurko wychodząc z pokoju kierowałam się do mojego małego szpitala, gdzie dzisiaj miałam przebadać Uchihe co jeszcze bardziej obrzydzało mi moje życie. Czekałam parę godzin w gabinecie aż usłyszałam donośne pukanie do drzwi gabinetu.
 - Wejść! – krzyknęłam, a wejście do gabinetu zostało otwarte, a po chwili zamknięte. Naprzeciw mnie usiadł krótkowłosy brunet chamsko się uśmiechając.
 - Tak jak prosiłaś jestem. Możemy już zaczynać śpieszę się.
 - Jeżeli będziesz mnie pośpieszał to zrobię Ci krzywdę.
 - Nawet gdybyś chciała to zrobić całą swoją nienawiścią to i tak byś nie dała rady. Jesteś na to zbyt miękka i dobrze o tym wiesz Sakura. – skomentował.

 - Nie znasz mnie. – odpowiedziałam rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie aby uważał na słowa. Po czym sięgnęłam z szuflady jego kartę zdrowia. – Zdejmij koszulę.- rozkazałam, a on natychmiast bez zbędnych pytań wykonał polecenie. Wstałam z miejsca podchodząc do „pacjenta” biorąc przy okazji słuchawki do osłuchania jego serca. Wykonywałam po kolei wszystkie czynności jakie powinien wykonywać medyk przy badaniu tymczasowym. Widziałam jak młody Uchiha uważnie się przygląda mojej pracy. Na sam koniec musiałam pobrać krew do przebadania, więc bez czekania na pozwolenie wbiłam strzykawkę w żyłę bruneta pobierając krew. Gdy skończyłam przyłożyłam wacik namoczony w spirytusie do rany, a ten syknął przymykając delikatnie powieki. – I po bólu. – skomentowałam siadając na miejsce za biurkiem uzupełniając Sasuke kartę zdrowia.

 - Mogę już iść? – zapytał trzymając wacik przy ranie.

 - Tak, ale mam dla ciebie małą uwagę.
 - O co chodzi?
 - Nie przemęczaj się przez jakiś czas. Ty może tego nie odczuwasz, ale twoje ciało jak najbardziej to odczuwa. Jeżeli będziesz dalej tak trenował opadniesz z sił mimo tego, że będziesz się czuł dobrze nie będziesz w stenie wykonywać jutsu. Twoje przewody chakry się zamkną co czasem może prowadzić do śmierci . Dlatego daj sobie spokój z treningami przez chociaż tydzień. Sądzę, że to nie jest długo. 
 - Dlaczego dajesz mi rady? – zapytał z pod byka.
 - Taka rola i praca medyka.  
 - Co jeśli się nie dostosuje do tych rad?
 - Nie ma takiej możliwości. Powiadomię Peina aby Cię pilnowano jeżeli sam nie umiesz o siebie zadbać. Nie wiem jak słuchałeś Peina na zebraniu, ale wyraźnie powiedział, że wszystkie rozkazy dotyczące zdrowia wydane przez medyka mają być bez żadnych zastrzeżeń wykonane.
 - Niby jesteś niewolnikiem, a masz dość wysoką pozycje tu Sakura. – skomentował ubierając koszulę.
 - To dlatego, że odpowiadam życiem za wasze zdrowie.
 - Rozumiem, a więc Sakura… do zobaczenia. – powiedział po czym znikł zostawiając mnie samą w gabinecie. Musiałam jeszcze sprawdzić co z moim bratem, więc od razu po pracy ruszyłam do jego pokoju zanosząc przy okazji mu jedzenie. Akurat kiedy weszłam do jego pokoju spał, więc zostawiłam mu kanapki na szafce nocnej i sama udałam się do pokoju, gdzie siedział przy biurku Itachi. Kiedy tylko weszłam do pokoju poczułam mocny ból na policzku spowodowany uderzeniem przez bruneta. Upadłam na kolana łapiąc się za piekące miejsce. Itachi złapał mnie za włosy ciągnąc na łóżko. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Kiedy znalazłam się już na łóżku puścił mnie pytając:
 - Nie wiesz, że nie należy brać nie swoich rzeczy? – nie opowiedziałam na to pytanie. Wiedziałam, że teraz czeka mnie bolesna kara z rąk samego Itachiego. Poczułam koleiny raz uderzenie na policzku. Tym razem warga pod wpływem uderzenia rozcięła się. – Nie lubię znęcać się nad kobietami, więc odpowiadaj kiedy pytam, bo stanę się naprawdę nie miły. Wiedziałam, że nie mogę mu oddać, ponieważ życie mojego brata byłoby zagrożone, ale to nie znaczy że nie mogę się bronić.
 - Zostaw mnie! – chciałam wstać, ale mnie przytrzymał w żelaznym uścisku. – Puszczaj do cholery! – wyrywałam się, ale to na nic… Nie mogę nawet z moją siłą się jemu wyrwać… – Nie pozwolę wykonać Ci tej misji! Nie pozwolę! Prędzej się zabije!

 - Dobrze wiesz Sakura, że nie możesz tego zrobić, ale pomyśl… – szeptał mi na ucho – jaką by ono miało moc?
 - Nie zgadzam się! Puszczaj!
 - A chciałem zrobić to po dobroci…


                                        CDN


I oto notka na którą czekaliście. Następna ukaże się chyba jeszcze w tym miesiącu ^^”

Rozdział VII

         Nowi członkowie Akatsuki
 
Kiedy odwiesiłam szpitalny „fartuch” ruszyłam wraz z Shimą do wielkiej sali. Po jakiś 5 minutach dotarliśmy na miejsce. Tam zobaczyłam wszystkich członków Akatsuki i stojącego w półmroku mężczyznę którego natychmiast rozpoznałam. Te ciemne jak noc oczy budzące strach w człowieku… ciemno-krucze włosy i ten zimny wyraz twarzy. Tak… to ten do którego pawam największą nienawiścią, ale… Co on tu w ogóle robi!? Życie mu niemiłe czy jak? Nie ważne…
Nim ktokolwiek się obejrzał młody Uchiha leciał uderzając po chwili w ścianę z której pod wpływem uderzenia posypał się tynk. Wszyscy zgromadzeni wraz z liderem wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem. Z ust Sasuke sączyła się krew, powoli podniósł się otrzepując ubranie z brudu pozostałego po ścianie.
 - Co to ma znaczyć!? – zapytał lidera unosząc głos, lecz lider nie odezwał się słowem tylko wskazał na mnie bawiącą się skalpelem. Kiedy kruczowłosy mnie zobaczył zaniemówił. Najwyraźniej był oszołomiony całym zajściem. No tak kto by się spodziewał małej beksy w Akatsuki prawda Sasuke? – To jakieś żarty? – zapytał kpiącym głosem. – Co ona tu robi? To nie miejsce dla takich jak ona. – skomentował podchodząc do mnie po czym posłał kpiący uśmieszek perfidnie patrząc się na mnie. – A ten to kto? – pytał wskazując na mojego brata. – Koleina różowo-włosa beksa? – kiedy to usłyszałam nie wyrobiłam i chciałam koleiny raz go uderzyć, lecz kiedy się zamachnęłam Shima zasłonił Sasuke swoim ciałem przyjmując na siebie cios.
 - Shima! – krzyknęłam przerażona widząc jak mój brat trzyma się za żebro w które wcześniej uderzyłam. – Ty idioto dlaczego to zrobiłeś?
 - Siostrzyczko… Nie warto… Widzisz że On nie jest tego wart… Więc się uspokój. – powiedział uśmiechając się promiennie. Sasuke uważnie przyglądał się całej sytuacji, nagle przerwał Pein.
 - Skoro już wszyscy się przywitali – powiedział ironicznie patrząc na naszą trójkę. – to mogę chyba zacząć spotkanie.
A więc chciałem ogłosić, że za sprawą Itachiego mamy czterech nowych członków. Sasuke młodszego brata Itachiego którego już znacie, oraz jego trzy osobową drużynę która dojdzie do nas za trzy dni. W skład jego drużyny wchodzi Suigetsu jeden z siedmiu mistrzów miecza, Juugo przeklęty przez Orochimaru i Karin potocznie zwana wiedźmą. – wszyscy uważnie słuchali tego co ma do powiedzenia Pein. Między czasie ogłaszał tez nowe składy drużyn i wszystkie inne pierdoły. Kiedy tylko spotkanie dobiegło końca zabrałam brata do mojej małej lecznicy i położyłam go na kozetce po czym zaczęłam uleczać jego ranę którą sama mu zadałam.
 - Przepraszam – powiedział do brata lecząc jego ranę.
 - Nic się nie stało. To tylko małe stłuczenie.
 - Taa…
Kiedy skończyłam leczyć jego ranę podziękował mi po czym wyszedł zostawiając mnie sama w moim gabinecie lekarskim. Teraz siedziałam przy biurku wypełniając nowe karty zdrowia dostarczone przez Konan. Będę musiała szczegółowo przebadać nowych członków Akatsuki, a naprawdę nie chcę tego robić. Nagle ktoś zapukał do drzwi które wydały charakterystyczny dźwięk przy pukaniu.
 - Wejść! – krzyknęłam tak jak to robiła kiedyś moja mentorka gdy ktoś pukał do jej gabinetu. Drzwi sie oworzyły, a do pomieszczenia wszedł młody Uchiha zamykając za sobą drzwi. Kiedy go tylko zobaczyłam od razu wstałam z krzesła mówiąc – Czego chcesz?
 - Porozmawiać. – odpowiedział obojętnym głosem siadając na wolnym krześle znajdującym się przed moim biurkiem.
 - O czym ty chcesz ze mną rozmawiać? Jak dla mnie nie mamy o czym, więc bądź tak miły i usuń się stąd zanim stanie Ci się krzywda. – mówiłam z powrotem siadając na swoje miejsce.
 - Najpierw mnie wysłuchaj, a potem wygrażaj.
 - A czy ty mnie słuchałeś? Nie sądzę… Więc dlaczego niby ja miałbym wysłuchać Ciebie? Przez ciebie i twoją egoistyczna dupę zraniłam brata. Gdybym uderzyła ciut wyżej mogłabym go nieumyślnie zabić!
 - Nie wiedziałem że masz brata. I to w Akatsuki…
 - Jest niewolnikiem… Podobnie jak Ja przez swoje umiejętności.
 - Dlaczego mi to mówisz? Przecież nie chciałaś ze mną rozmawiać.
 - No cóż… Czasem trzeba się komuś zwierzyć nawet takiemu dupkowi jak ty. – uśmiechnęłam się mówiąc do niego te słowa po czym ponownie przeglądałam papiery. – Jutro masz stawić się na badaniu kontrolnym. Chętnie bym zleciła to komuś innemu, ale niestety tylko Ja tu jestem medykiem, więc nie mam wyboru jak Cię przebadać. Nie myśl, że jestem taka jak kiedyś, nie jestem już małą Sakurą która tylko płacze i polega na innych i wiesz co? Muszę Ci podziękować Sasuke za bycie taką szują. Gdyby nie to, że zdradziłeś wioskę nigdy bym nie stała się taka silna.
 - I piękna… złość dodaje Ci urody, ale cóż… na mnie czas. Do zobaczenia. – po tych słowach opuścił gabinet lekarski. Zaraz po nim i ja to uczyniłam zamykając drzwi na klucz i powędrowałam do mojego pokoju którego dzieliłam z Itachim. Kiedy weszłam do środka zastałam śpiącego bruneta który smacznie pochrapywał trzymając w dłoni książkę. Delikatnie ją wzięłam od niego kładąc na pobliskiej szafce po czym poszłam się odświeżyć. Kiedy wyszłam ubrana w zieloną koszulę nocną na ramiączkach ułożyłam się obok Uchihy i odpłynęłam w głęboki sen nie wiedząc nawet o tym, że przytuliłam się do śpiącego czarnookiego.



Wiem długo mnie nie było gomen, ale wiecie te i tamte sprawy. Tą notkę dedykuję specjalnie dla Kimci mojej kochanej blogerki :*

Rozdział VI

         Braterskie Więzi Klanu Karanami


 - Patrz na swoje… Możesz ze mnie zejść?! (kiedy upadliśmy wylądowaliśmy w nieciekawej pozycji xD)
 - Tak, jasne wybacz. – gdy tylko wstaliśmy z podłogi usiedliśmy na boku łóżka chłopaka.
 - Przepraszam, że wpadłam tak bez zapowiedzi, ale muszę z tobą porozmawiać.
 - Nic się nie stało i tak rzadko miewam gości w tym pokoju. Jedynie Itachi-san, albo Konan-chan przychodzą mi tu przynieść jedzenie. Prawdę mówiąc odkąd rozwaliłaś pięścią ścianę tego pokoju też chciałem z tobą porozmawiać. W końcu rzadko się widuje kobietę która ma taką siłę.
 - Taa… – I tylko dlatego chciał ze mną porozmawiać… v.v – Co robisz w Akatsuki? To nie jest miejsce dla takich jak Ty. Oczywiście nie mam nic złego na myśli.
 - Mógłbym zapytać Cię o to samo. Co taka ładna dziewczyna jak Ty tutaj robi? To nie jest miejsce dla kruchych istot. – Uśmiechną się promiennie.
 - Kruche istoty nie rozpieprzają ściany z ogromnym ładem chakry pięścią. Opowiedz mi swoją historie pobytu tutaj to Ja w zamian opowiem Ci swoją.
 - Ok, niech będzie. Nie potrafię odmówić pięknej kobiecie.
 - Mów mi Sakura. – spojrzał na mnie jak na głupią kiedy się przedstawiłam. Wyglądał na trochę podenerwowanego, ale cóż… może coś się wyjaśni kiedy przedstawi mi swoją historie.
 - Sakura – zaczął – Ta historia zaczyna się ponad 18 lat temu. Proszę posłuchaj uważnie, bym nie musiał niczego powtarzać. Ta historia dotyczy zarówno Ciebie jak i mnie. – jego wstęp do opowieści bardzo mnie zainteresował tym bardziej że jestem z tym powiązana co wzbudzało we mnie jeszcze większą ciekawość. – Abyś cokolwiek zrozumiała proszę wysłuchaj najpierw wstępu. Ponad 19 lat temu żyła w Wiosce Ukrytego Księżyca kobieta o imieniu Moriana, przyszła przywódczyni oddziału egzekucyjnego tak zwanych skrytobójców. Odział skrytobójców składał się tylko z członków klanu Karanami, lecz pewnego dnia do klanu przygarnięto mężczyznę który skradł serce przyszłej Pani. Nim się obejrzano byli parą, później Moriana zaszła w ciąże co było hańbą dla klanu, dlatego zażądano śmierci  dziecka, bo w końcu jak przyszła przywódczyni klanu oraz wioski może być w tak młodym wieku w ciąży?! Młodej parze dano prawo wyboru. Jeśli usuną dziecko zapomną o całej sprawie. Jednak jeżeli nie usuną dziecięcia sami będą musieli zostać usunięci jak zdrajcy. Nikt z wyjątkiem dwojga zakochanych nie wiedział że w łonie matki nie znajduje się jedno dziecko, lecz bliźniaki. Rada klanu dała czas parze do namysłu który wynosił 72 godziny czyli trzy dni. Ten czas para wykorzystała na ucieczkę w bezpieczne miejsce, a oddział szukał ich przez ponad osiem miesięcy. Kiedy zostało zaledwie parę godzin do porodu oddział odnalazł ich trop i ruszył w pościg. Na szczęście Moriana zdołała mimo wielkiego trudu i zmęczenia urodzić swoje dzieci. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo przeżycia swojego potomstwa para rozdzieliła się. Chłopiec został zabrany przez ojca, natomiast dziewczynka…
 - Przez matkę… – dokończyliśmy razem.
 - Niestety nie wiem co się dalej wydarzyło z tamtą dwójką… – spojrzał mi prosto w oczy. – Sakura ty wiesz prawda…? Wiesz co się stało z tamtą dwójką…?
 - Kobieta dobiegła do pewnej chaty znajdującej się na granicy Kraju Ognia trzymając resztkami sił swoją córkę. Kiedy wbiegła do środka zdążyła poprosić tamtejszych ludzi o pomoc dla swojej córki. Niestety później upadła nieprzytomna na podłogę. Prawdopodobnie była zbyt wyczerpana porodem i ucieczką, jej organizm był zbyt przeciążony i najprawdopodobniej umarła…
 - Ojciec mówił, że matka miała lśniące różowe włosy którymi kochał bawić się wiatr i piękne zielone oczy które były tak piękne jak świeżo ścięta wiosenna trawa. Jestem pewny, że matka wyglądała dosłownie jak ty.
 - Tak sądzisz ? – pytałam… w oczach szkliły mi się łzy które nie widziały świata od paru lat. W końcu co się dziwić? Dowiedziałam się że mam brata, brata bliźniaka. Czyli nie jestem sama… Jednak mam jeszcze na tym świecie prawdziwą rodzinę… Jestem taka… szczęśliwa! Już dawno nie czułam takiego szczęścia. Prawdę mówiąc prze te wszystkie tragiczne wydarzenia w moim życiu zapomniałam co to szczęście, a uczucia zapieczętowałam w zdjęciu drużyny siódmej, ale pieczęć z dnia na dzień słabnie i w końcu uwolnią się moje prawdziwe uczucia takie jak żal czy miłość… w końcu one powrócą… 


                            ~*~
Minęły trzy miesiące odkąd tu jestem. Na co dzień zajmuję się błahymi ranami członków Akatsuki. Mam tu swój gabinet lekarski, sale szpitalną dla chorych, sale operacyjną i magazyn gdzie znajdują się wszelkiego rodzaju rośliny lecznicze i różne grupy krwi. Mój brat bliźniak Shima pomaga mi w moim małym szpitalu za pozwoleniem Peina. Przynajmniej nie musi siedzieć w pokoju przykuty do kajdan. Trochę się już przyzwyczaiłam do Akatsuki, ale do jednego wciąż nie mogę się przyzwyczaić, a mianowicie do dzielenia pokoju z Uchihą. Co prawda nie pawam już do niego taką nienawiścią tylko dlatego, że pomógł mi wyciągnąć brata z tego pokoju, ale nadal dziele z nim łóżko i nie mam w ogóle prywatności. Skupiając się na pracy zapomniałam o moim prawdziwym celu. Zresztą tu mam brata którego kocham i nie zamierzam go opuścić. Shima od czasu do czasu trenuje ze mną, Konan i Itachim na polu treningowym, ale to naprawdę rzadki widok.

 - Sakura! – wyrwał mnie z zamyśleń głos brata kiedy wypełniałam papiery dla Peina przy biurku.
 - Co się stało? – zapytałam odkładając papiery na bok.
 - Pein wszystkich członków Akatsuki łącznie z nami prosi do wielkiej sali. – kiedy usłyszałam tą wiadomość byłam zdziwiona. Pein rzadko kiedy zwołuje takie zebrania, a jak już zwołuje to ja na nich nie bywam podobnie jak mój brat.
 - Ok. Zaraz przyjdę. – odpowiedziałam.
 - Poczekam za tobą. Pójdziemy razem.
Kiedy odwiesiłam szpitalny „fartuch” ruszyłam wraz z Shimą do wielkiej sali. Po jakiś 5 minutach dotarliśmy na miejsce. Tam zobaczyłam wszystkich członków Akatsuki i…
                                  
   CDN 


No i jest notka gomen że tak długo czekaliście, ale mam teraz urwanie głowy w technikum. Po za tym wiecie spr. miłosne ^^”

Rozdział V

Pomału otwierałam swoje oczy rozglądając się po pokoju Uchihy. A więc jednak przysnęłam… Leżałam na łóżku przykryta kołdrą w samej bieliźnie, z łazienki połączonej drzwiami z pokojem dobiegał szum wody wydobywającej się z prysznica. Najprawdopodobniej Itachi teraz bierze kąpiel. Zaczynam myśleć, że coś ze mną nie tak… Coraz częściej śnią mi się niezrozumiałe, dziwne sny po których cholernie boli mnie głowa. Kobieta z tych snów bardzo przypomina mnie. Kim ona jest? Czy tylko złudzeniem stworzonym przez moją wyobraźnie w śnie, czy prawdziwą postacią która wałęsa się po świecie uciekając przed swoimi wrogami…?
 - Widzę, że się obudziłaś. – mówił Itachi wychodząc z łazienki w samych bokserkach. Kiedy podniosłam na niego wzrok jego twarz pierwszy raz wyrażała zdziwienie jak by zobaczył coś czego jeszcze nigdy nie widział. Powolnym krokiem podszedł do łóżka podnosząc dłonią moją brodę tak abym spojrzała w jego oczy. Od razu odtrąciłam jego dłoń na co on tylko się uśmiechnął.
 - Co ty… – przystawił mi lusterko przed nos. Moje oczy… były inne! Na tęczówce znajdował się dziwny symbol pół księżyca w kształcie rogalika z którego szła tak jak by strzała przebijająca na wylot źrenice docierając do drugiego końca tęczówki. Co to jest?!
 - Jednak Pein miał racje. – odłożył lusterko na szafkę obok łóżka po czym jego wzrok znów wylądował na mnie.
 - Niby z czym? Coś ty zrobił z moimi oczami?! – wstałam z łóżka stojąc naprzeciwko niego.
 - Nic nie zrobiłem. Twoje kekkei-genkai się po prostu przebudziło. – mówił spokojnie.
 - Głupota… Nie pochodzę z żadnego rodowego klanu. Nie mogę posiadać kekkei-genkai.
 - To jak wytłumaczysz wzór na twoich tęczówkach? I te sny które są częścią twojej wrodzonej mocy?
 - Skąd wiesz o moich snach? Przecież nic Ci o tym nie wspomniałam.
 - Wiem więcej niż Ci się może wydawać. Dołączając do Akatsuki możesz się wiele dowiedzieć na temat swoich snów i swojego prawdziwego pochodzenia.



Prawda szukam wytłumaczenia dla tych snów, ale to nie znaczy,że zdradzę Konohę. Jestem honorowym ninja, ale teraz mam szanse zrealizować swój plan. Mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale jeśli zawalę i mnie przyłapią na wysyłaniu informacji do Konohy… Co zrobić… ? Dalej Sakura… Podejmij decyzje…
 - Więc co zrobisz? – pytał podchodząc tak blisko, że dotykaliśmy się czubkami nosów.
 - Zrobię to tylko dlatego żeby poznać prawdę. Nie myśl, że jest jakiś inny powód…
 - Grzeczna dziewczynka. – przejechał dłonią po moich po moich różowych włosach. Moje serce waliło pierwszy raz od paru lat jak młot. Co się dzieje?! Nim się obejrzałam jego usta były połączone z moimi w namiętnym pocałunku. Dlaczego… Dlaczego nie potrafię się od niego oderwać!?
Czy ja… Czy to możliwe żeby w tej jednej sekundzie moje uśpione uczucia powróciły? Nie to niemożliwe. Zapieczętowałam je parę lat temu. Pieczęć nie została złamana więc czemu?
Nawet nie zauważyłam kiedy Itachi znikł z pokoju zostawiając mnie tu samą. Otworzyłam szafę Itachiego z ubraniami biorąc sobie z niej dłuższą koszulkę. Nie brałabym jej gdybym wiedziała gdzie podziały się moje rzeczy. Natychmiast ubrałam ją na swoje ciało rozglądając się za jakąś frotką do włosów której niestety nie znalazłam. Wyszłam z pokoju Itachiego kierując się prosto przed siebie szukając pokoju tamtego chłopaka. Dlaczego mam wrażenie,że On jest ściśle ze mną powiązany?
Po paru minutach dotarłam chyba do odpowiednich drzwi, zapukałam delikatnie po czym  usłyszałam głośne „wejść”.  Otworzyłam drzwi wchodząc do pomieszczenia mężczyzny który siedział na łóżku. Zamknęłam drzwi odwracając się w jego stronę. – Niemożliwe – przemknęło mi przez myśl gdy upadłam z wrażenia na podłogę.
 - Dobrze się czujesz? – zapytał pomagając mi wstać z podłogi. Lecz kiedy sam zobaczył moje oczy potknął się o własny łańcuch obalając nas dwoje  . – Twoje oczy… – wydukał leżąc na mnie.



PS:
Chłopak do którego poszła sakura
http://sharetv.org/images/ao_no_exorcist_jp/cast/large/renzo_shima.jpg
Jest notka. Znowu krótka, ale to tylko dlatego, że pewien szkrab zniszczył mi zeszyt Ita-Saku z rozdziałami (cały) i muszę z pamięci jechać. A jak czegoś nie pamiętam to muszę nowe sytuacje wymyślać. Grunt, że fabułę pamiętam. I jeszcze raz przepraszam, że tak długo nie było notki. Wiecie moja miłość zawróciła mi w głowie xD 

Rozdział IV

 - A więc przybyłaś Sakuro Haruno… – wymówiła osoba siedząca za biurkiem obracając się na krześle w moją stronę.
 - Pein… – wydukała Konan patrząc w oczy rudowłosego.
 - Możesz wyjść. Chcę osobiście porozmawiać z Sakurą. – mówił spokojnie opanowanym głosem. Konan usłyszawszy polecenie natychmiast opuściła pomieszczenie zostawiając nas samych.
 - Czego chcesz? – zapytałam prosto z mostu stojąc naprzeciwko niego.
 - Może usiądziesz? – wskazał na krzesło stojące niedaleko biurka przy ścianie.
 - Nie zamierzam tu pić herbaty ty z pewnością też nie, więc przejdź do rzeczy.
 - Plotki jednak mówią prawdę. Zmieniłaś się w bezwzględną chłodną kobietę bez uczuć.
 - Co z tego? – Jego paplanina mnie irytowała. Zlituj się człowieku i przejdź do rzeczy!
 - Nie nic… przejdźmy do rzeczy. – zaczął. – Chcę byś została medykiem Akatsuki. Jak sama z pewnością wiesz zajmujemy się łapaniem Ogoniastych Bestii które są umieszczone w
jinchuuriki. Podczas walki z nimi wbrew pozorom odnosimy wiele obrażeń. Najczęściej są to złamane kości i otwarte rany wraz z zadrapaniami. Które bez medyka leczy się długi czas. Właśnie dlatego kazałem tu ciebie ściągnąć uczennice legendarnego medyka, która z pewnością wyleczy wszystkie nasze rany po walce o wiele szybciej niż zwykły medyk.
 - I sądzisz, że zgodzę się na to by pomagać wrogowi… który odebrał mi nie jednego przyjaciela? Chyba sobie kpisz… – odwróciłam się z zamiarem wyjścia. Jak może mnie o coś takiego prosić… przecież jestem jego wrogiem…
 - To nie była prośba. – Jego ton głosu zmienił się na bardziej poważny, przede mną pojawił się Itachi i Kisame uniemożliwiając ucieczkę z pomieszczenia. – Może zmienisz zdanie po torturach? – uśmiechnął się zadziornie patrząc na mnie z wyższością.
 - Chcecie mnie torturować…? Proszę bardzo! Zdania i tak nie zmienię! – nagle wyleciałam przez drzwi które otworzyły się z hukiem. Nim się obejrzałam stał obok mnie Itachi podnosząc moje ciało z kamiennej podłogi. – PUSZCZAJ… – warkłam w jego stronę, ale on nic sobie z tego nie robił. Pomału oddalaliśmy się od „biura” Peina krocząc ciemnym korytarzem. Czułam się dosłownie jak w kryjówce Orochimaru, gdy przybyliśmy z Naruto, Saiem i Kapitanem Yamato po Sasuke. Tam też były niekończące się korytarze z tysiącem par drzwi…
 - Nie narażaj się więcej Peinowi… Następnym razem może nie być taki miły. – usłyszałam głos Uchihy przy uchu, kiedy odstawiał mnie na ziemie. Nie rozumiem go… Dlaczego w jego sercu nie goszczą takie uczucia jak nienawiść czy złość ? Czy to u niego normalne? Ja gdybym miała więcej chakry by wykonać moje najlepsze jutsu bez zawahania bym go zabiła, a on…? Naprawdę barak mi słów na niego.
 - Dlaczego…? – pytałam – Dlaczego mnie po prostu nie zabijecie…?
 - Z pewnością już to słyszałaś nie raz, więc nie widzę powodu by się powtarzać.
 - Dlaczego każdy z Uchihów musi być taki zarozumiały i irytujący do cholery!!! – wybuchłam niczym wulkan uderzając w pobliską ścianę słysząc wypowiedź Itachiego.
Ściana natychmiast uległa zniszczeniu ukazując wnętrze pomieszczenia w którym znajdował się chłopak o różowych włosach raczej w moim wieku przykuty za nogę do podłogi 8 metrowym łańcuchem który pozwalał  mu się poruszać jedynie po obszarze pokoju (sypialni) i pobliskiej łazienki.
 - Itachi – san? – zapytał mężczyzna patrząc na mnie.
 - Zaraz przyśle kogoś kto naprawi tę ścianę. – odpowiedział mu ciągnąc mnie za rękę dalej przez korytarz.
 - Kim był ten chłopak ?
 - Nikim ważnym.
 -
Nigdy nie słyszałam o różowo-włosym członku Akatsuki…
 - On nie jest członkiem naszej organizacji.
 - Czyli krótko mówiąc jest więźniem.
 - Można tak to ująć.

Na tym skończyliśmy naszą krótką rozmowę. Widać Itachi raczej nie ma ochoty odpowiadać na moje pytania zgodnie z prawdą. Szliśmy tak w ciszy aż dotarliśmy do jednego pokoju, którym okazała się sypialnia starszego Uchihy.
 - Poczekaj tu muszę o czymś porozmawiać z liderem. – zostawił mnie samą w pokoju nakładając na drzwi jak i ściany pieczęć abym nie mogła wyjść. I co tu robić… Nie wiadomo ile Uchiha może siedzieć u tego lidera, a nie wydaje się człowiekiem który pawa energią do załatwienia  jakichkolwiek spraw… Położyłam się na jego łóżku które było przepełnione jego męską wonią. Muszę przyznać, że jak na mężczyznę to bardzo ładnie pachnie… Zresztą jak każdy Uchiha którego znałam…

Kobieta biegła z dzieckiem przez las ile sił w nogach. Czuła, że niedługo siły ją opuszczą i nie będzie w stanie obronić swojego dziecka jak przysięgła mężowi. Choć była po porodzie bliźniaków nie chciała się poddać i dać się złapać oddziałowi egzekucyjnemu.
Nagle przed sobą ujrzała chatę graniczącą z krajem Ognia. Bez żadnego zastanowienia udała się w jej stronę, a kiedy tam dotarła natychmiast podbiegła do niej starsza kobieta ze swoją dziesięcioletnią córką widząc jak ta pada na kolana trzymając niemowlę.
 - Proszę… Znajdźcie dla niej dom… – wykrztusiła matka patrząc na córkę.
 - Musimy natychmiast wam pomóc drogie dziecko – skierowała starsza kobieta słowa do Moriany zabierając od niej niemowlę. – Jak jej na imię? – pytała.
 - ma na imię Sakura… – po tych słowach kobieta padła nieprzytomna z kolan na podłogę…