poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział XXVII (The End)

Na zawsze razem


    Letni wiatr szumiał spokojnie przy zachodzącym słońcu wśród drzew i nas - ludzi, którzy właśnie teraz podziwiali z różnej odległości nowo narodzone dziecko, które płaczem dawało znać o swoim istnieniu. Mimo, że byłem taki szczęśliwy niepokoiło mnie jeszcze parę spraw. Między innymi to, że Naruto, ani matka Sakury wraz z nielicznymi osobami nie wrócili jeszcze z pola bitwy. Większość ludzi tutaj pewno też się tym przejmuje, ale nie chcą martwić Sakury, która jest bardzo osłabiona po porodzie. Prawdę mówiąc sam nie czuję się na siłach by to wszystko ogarnąć. Jestem wykończony nie tyle fizycznie co psychicznie... Przez ostatnie parę godzin najadłem się tyle strachu i niepewności, jak jeszcze nigdy wcześniej w całym moim życiu. 
 - Itachi-san? - usłyszałem głos blondynki obok siebie. - Co ty na to żebyś wykąpał jako pierwszy swoje dziecko? W końcu jesteś ojcem, co nie Sakura? - skierowała się z uśmiechem na ustach do zielonookiej trzymając niemowlę. 
 - Sądzę, że to dobry pomysł. 
 - No to postanowione. Odpowiednią wodę mamy już przygotowaną, więc do dzieła. - Wręczyła mi córkę tak bym jedną ręką podtrzymywał jej główkę, natomiast drugą resztę jej drobnego ciałka. Już po chwili oblewałem delikatnie ciepłą wodą jej ciałko tak by pod żadnym pozorem nie zamoczyć główki. Ino cały czas mi pomagała bym nie zrobił niczego nieodpowiedniego i w ten właśnie sposób wykąpałem moją córkę po raz pierwszy na końcu owijając ją w niewielki ręczniczek by jej nie zaziębić. 
 - Mogę ją potrzymać...? - usłyszałem pytanie Sakury. No tak w końcu chociaż to ona urodziła, to sama nie trzymała swojego dziecka. Musiała naprawdę się tym przejmować, bo jej oczy tak się błyszczą jak nigdy wcześniej, musi naprawdę tego pragnąć. Chciałem już odpowiedzieć, kiedy mi przerwano.
 - Sakura nie zrozum mnie źle, ale nie możesz jej teraz wziąć na ręce. Powinien najpierw Cię szczegółowo przebadać lekarz, najlepiej Tsunade-sama. Nie wykluczone jest, że czegoś nie nabyłaś, jakiejś choroby, czy innego dziwactwa. A tu nie jest odpowiednie na to miejsce, więc proszę... wstrzymaj się jeszcze. - Oczy Sakury wyglądały tak, jakby miała się załamać. Mimo, że nie jestem medykiem wiem dlaczego Ino tak postąpiła. Jednak to dla dobra dziecka, więc nie powinienem się temu sprzeciwiać. - Powinniśmy się pomału zbierać jak tylko doprowadzę Sakurę do ładu. Do tego czasu proszę byście wszyscy się oddalili. Bez wyjątków. - spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, więc bez zastanowienia ruszyłem przed siebie trzymając dziecko zwołując wszystkich wokół mnie, by poszli ze mną.


   Jakieś pół godziny później dziewczyny dołączyły do nas. Zastanawiałem się dlaczego blondynka chciała tak bardzo zostać z Sakurą sam na sam? Czy miała ku temu jakiś powód? Patrząc na różowo-włosom miałem wrażenie jak by cały czas błądziła gdzieś myślami. Rozumiem, że jest wyczerpana, ale do obozowiska jeszcze kawał drogi, więc chce czy nie chce do tego czasu musi jeszcze wytrzymać. 
 - Dobra ludzie wyruszamy do obozowiska. Tam prawdopodobnie spotkamy panią Moriane i pozostałych członków sojuszu. - wykrzyczał jeden z członków klanu Karanami podążając w w drogę powrotną. Reszta ludzi dłużej nie czekając ruszyła za nim podobnie jak Ja niosąc moje dziecko. Sakura trzymała się blisko mnie będąc pod opieką Hinaty i Ino, które pomagały zachowywać jej równowagę podczas marszu. Co jak co, ale kobieta po porodzie jest bardzo osłabiona, a mimo to Sakura wygląda na całkiem zdeterminowaną. Ostatnie wydarzenia z pewnością musiały na nią wpłynąć i zostawić po sobie ślad. Jestem ciekawy jak teraz będzie wyglądało nasze życie po tym wszystkim? Czy będziemy wiedli szczęśliwe życie? Czy może coś się wydarzy? Kto wie... 

   Późnym wieczorem, kiedy dotarliśmy do obozowiska, gdzie paliło się już ognisko ujrzeliśmy dość mocno poranioną przywódczynię klanu Karanami, a wraz z nią zupełnie niespodziewaną paczkę Hebi na którą ludzie chcieli od razu się rzucić, gdyby nie to, że powstrzymał ich głos Moriany:
 - Natychmiast przestańcie!
 - Ale przecież to Hebi! - wykrzykiwali jeden po drugim. 
 - Może i tak, ale gdyby nie Oni to z pewnością już bym nie żyła... - słysząc to członkowie klanu natychmiast się opanowali ponownie jak ludzie z Konoha i nawet nie śmieli pytać o szczegóły tego wydarzenia, tylko natychmiast się rozeszli po obozie. 
 - Mamo... Sasuke... - usłyszałem głos różowo-włosej, która natychmiast podbiegła do swojej matki mocno ją przytulając i płacząc z całych sił jak małe dziecko. 
 - Już dobrze Sakura... Już dobrze... - powtórzyła odwzajemniając jej uścisk. 
 - Co to za rany? - zapytała przerażona patrząc na matkę. 
 - Nic mi nie jest nie przejmuj się...
 - Ale... mamo... 
 - Bardziej powinnaś przejmować się sobą. Jeżeli nadal będziesz tak wszystko przeżywać twój organizm nie wytrzyma i zapadniesz w śpiączkę, lub co gorsza umrzesz, a tego wolelibyśmy uniknąć... Prawda Itachi? - zwróciła się do mnie.
 - Tak. - odpowiedziałem bez zastanowienia podchodząc bliżej matki dziewczyny. 
 - A więc to jest mój wnuczek? - zapytała z uśmiechem patrząc na zawiniątko.
 - Raczej wnuczka... - poprawiłem Ją odwzajemniając uśmiech. 
 - A jakie wybraliście imię?
 - E... tak właściwie... To jeszcze nie wybraliśmy... - powiedziałem równo z Sakurą patrząc sobie w oczy, a następnie na dziecko, które teraz smacznie spało. 
 - Hmm... Jak sami pewno dobrze wiecie rodzice wybierają imiona dzieci przy ich narodzinach może i wy powinniście teraz je wybrać?
 - Mamo... to nie jest taka łatwa sprawa... 
 - A może Aria...? - zapytałem patrząc na gwieździste niebo. 
 - Aria? - zapytały równo. - Dlaczego, czy Aria nie oznacza "pieśniarz"?
 - Oznacza. Właśnie dlatego chcę, by nosiła takie imię. Chcę by swą pieśnią tworzyła nowe, piękne i niezapomniane wrażenia. Żeby wprowadzała do duszy ludzi spokój, którego tak rzadko mogłem doświadczyć, oraz szczęście, które i ja dzisiaj mogę dzierżyć wraz z moją ukochaną osobą.
 - Naprawdę? - zapytała uśmiechając się. - W takim razie niech i tak będzie. Od dzisiaj nasze dziecko będzie nosiło imię Aria. 



    Mimo, że nie mogę jeszcze dotknąć własnego dziecka do mojego serca wreszcie zapukało szczęście. Ja, Itachi i Aria w końcu możemy być i żyć razem. To dla mnie najważniejsze. Czas szybko posuwał się do przodu i w końcu my dotarliśmy do Konoha, gdzie odpoczęliśmy przez dłuższy czas. Obecnie teraz jestem w szpitalu, gdzie mam wykonywane przeróżne badania. Tsunade-sama bez problemu zaakceptowała Itachi'ego i Deidarę, jak i Hebi. Okazało się, że mama jak i V Hokage znali się o wiele wcześniej. Wtedy to moja mama miała około 10 lat. Dowiedziałam się także, że klan Karanami jak i Uzumaki są ze sobą spokrewnione, gdyż jako jedyni jesteśmy wstanie używać pieczęci Byakugou (tak nazywa się pieczęć na czole Tsunade i Sakury - najnowsze chaptery Naruto 634 "Nowe trio" PS: chodzi o samą nazwę owej pieczęci). Co do Naruto... Dowiedziałam się, że On również walczył o moją wolność. Niestety jako jedyny nie powrócił dotychczas z misji. Grupa poszukiwawcza nie była wstanie odnaleźć jego ciała, jedyne co znaleziono to sześć ciał Peina i siódme tzw. prawdziwe - Nagato, który sterował ową szóstką. Itachi co dziennie odwiedzał mnie w szpitalu wraz z Arią, aż do czasu mojego wypisu. Właśnie wtedy po raz pierwszy wzięłam moje maluteńkie dziecko na ręce. Nic nie mogło opisać mojego szczęścia, jakie teraz mnie wypełniało. Myślałam, że już lepiej być nie może, a jednak... 

Zostałam poproszona przez przyjaciół by nazajutrz pójść z nimi w jedno miejsce. Owego dnia, kiedy się obudziłam nie było w domu nikogo, ani Itachiego, ani Arii. Nagle zadzwonił dzwonek, kiedy otworzyłam do pomieszczenia weszły dziewczyny - Ino, Hinata i Ten-ten. Nim się obejrzałam byłam ubrana w Kimono, a moje długie włosy zostały splecione jak na jakiś noworoczny festiwal.



Kiedy chciałam się dowiedzieć co jest grane udawały, że mnie nie słyszą, więc dałam za wygraną. Coś mi tu nie pasowało, dlaczego wszystkie też się wystroiły? Parę minut później mijałyśmy uliczki Konohy. Nic się tu nie zmieniło, mimo że nie było mnie tu prawie dwa lata... W końcu doszliśmy do jednej z kaplic, gdzie dziewczyny nie czekając na nic zostawiły mnie samą mówiąc "powodzenia", a same weszły do środka. Nie wiedziałam o co im chodzi, więc sama podążyłam za nimi. Weszłam do ciemnego pomieszczenia, gdzie panowała niepokojąca cisza, kiedy nagle światła rozbłysły, a z fortepianu rozbrzmiała muzyka. Rozejrzałam się dokoła nie dowierzając. Przy ławkach stali wszyscy moi przyjaciele i znajomi, nawet oddział Anbu jakiemu przewodniczyłam, wszyscy byli ubrani wizytowo. Zauważyłam też moją mamę trzymającą Arię i klan Karanami, wszyscy Ci ludzie pokazywali mi bym spojrzała uważnie przed siebie. Też tak zrobiłam. Moim oczom ukazał się brunet na tle ołtarza. To chyba sen! Byłam taka szczęśliwa, że mimowolnie nogi niosły mnie przed siebie. Kiedy już stałam obok niego uśmiechnęłam się promiennie, a kapłan przed nami zaczął oprawiać pewną ceremonię... Przecież to ceremonia ślubna! 
 - (...)Czy Ty Uchiha Itachi bierzesz sobie tą oto Karanami Sakurę za żonę? I obiecujesz tu przed Bogiem, jak i ludźmi tu zebranymi miłować ją w zdrowiu i chorobie aż do śmierci?
 - Tak. - odpowiedział. 
 - Czy Ty Karanami Sakuro bierzesz sobie tego tu Uchihe Itachi'ego za męża? I obiecujesz tu przed Bogiem, jak i ludźmi tu zebranymi miłować ją w zdrowiu i chorobie aż do śmierci? - z początku zamurowało mnie, ale już po chwili byłam wstanie bez zatrzymania odpowiedzieć...
 - Tak. 
 - Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Ja jako przewodniczący wam kapłan w imieniu Boga ogłaszam Was mężem i żoną! Możesz teraz pocałować pannę młodą... - po tych słowach nasze usta złączyły się w jedno na oczach wielu ludzi. W ten właśnie sposób przypieczętowaliśmy naszą miłość na wieki. Nagle do kaplicy przybyła jeszcze jedna niezapowiedziana osoba, która zwróciła wszystkich uwagę, a był to...
 - Naruto...? - zapytali wszyscy chórem jak by zobaczyli ducha. Mimo, że był w bandażach był ubrany wizytowo. Widać zależało mu na tym by tu być. 
 - Przepraszam za spóźnienie... Ale jak by to ująć... Zgubiłem drogę... - Jak to możliwe, że jedyne co mu przyszło do głowy w takiej chwili są stare wykręty Kakashi'ego? No nic najważniejsze, że nic mu nie jest. 


 - Przyjęcie weselne trwało długo, ale w końcu i jego nastał koniec. Jakieś trzy dni po nim zostałam wypisana z rejestru shinobi Konohy i przeniosłam się wraz z Itachi'm, Deidarą jak i członkami Hebi do Wioski Ukrytego Księżyca, gdzie zaczęliśmy wieść nowe, spokojne życie. Czas szybko leciał, a nasza miłość wciąż rozkwitała. Jej efektami były nasze kolejne dzieci, a łącznie z Arią była ich aż piątka. Sama nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda. Wiele zagadek również zostało rozwiązanych, jak na przykład tożsamość Kobiety, którą widziałam jakiś czas temu w śnie. Wierzcie lub nie, ale to była moja starsza wersja, którą właśnie dziś jestem. Co do piątki dzieci, które widział Itachi próbując mnie uratować sami może już znacie odpowiedź czyż nie? 
 - A więc tak poznali się nasi rodzice... - zaśmiała się Aria patrząc na swoje rodzeństwo, które nawet nie wiem kiedy przyłączyło się do wysłuchania naszej opowieści. 

Czas leciał, a my chociaż się starzejemy nadal się kochamy. Los dał nam możliwość na szczęście, choć zdarzają się łzy i smutek, ale takie jest nasz życie i musimy z tym żyć. Jednakże pamiętaj nie ważne gdzie jesteś, jak bardzo próbujesz wyzbyć się swoich uczuć. to jednak każdy ma uczucia i nikt nie ma prawa tego zmienić...


The End











6 komentarzy:

  1. Ajjj, moim zdaniem przesłodziłaś lekko zakończenie :\ ale nie biorąc tego pod uwagę to całe opowiadanie bardzo mi sie podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog został pomyślnie dodany do spisu :)
    Został również dodany do kategorii " Zakończone"

    Pozdrawiam :
    Hana-chan

    swiat-blogow-narutomania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! *_*
    Mimo wielu najróżniejszych błędów jakie znalazłam w całym opowiadaniu (dla zasady ich nie wymienię) lubię ten twór. ^_^
    Owszem było kilka zgrzytów i sytuacji, w których z Sakury robiłaś idealną kunoichi, ale dałam radę to znieść (za co masz kolejnego plusa) i przejść do następnego rozdziału bez większych nieporozumień oraz cisnących się na język... uwag. -_^
    No cóż, z pewnością za jakiś czas wrócę jeszcze do tegoż opowiadania, bo całość na dłuższą metę jest naprawdę wciągająca. Wtedy też, jeśli będę miała więcej czasu wolnego, skomentuję każdy post z osobna. :)

    Pozdrawiam,
    Blacky

    PS Składam też przedwczesne życzenia: "Wszystkiego najlepszego! Dużo zdrówka, weny i co najważniejsze spełnienia marzeń!". ^_^

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, witam. Dlaczego istnieje tyle blogów, a ja nie znam żadnego z nich? Why? T.T Dobra, dobra... Po tym rozdziale mam ochotę na więcej, więc zabieram się do czytania..xd

    Zapraszam... http://slepe-serce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń