poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział XXIV

"Zjednoczenie i wojna"

Kiedy słońce wspinało się ku górze w pewnej wiosce zbierali się ludzie pod jednym z wyższych budynków wioski. Budynek ten był miejscem, gdzie zasiadała na swym tronie potężna przywódczyni wioski, którą obecnie jest Karanami Moriana, która za zgodą umierającej matki objęła dowództwo nad wioską. Moriana po powrocie do swej wioski wraz z synem musiała stawić czoła wielu zmaganiom, by ludzie zaczęli im ufać. Oczywistym jest, że Shima został szybciej zaakceptowany przez ludzi niż jego matka, która mimo wszystko złamała prawo uciekając z wioski wbrew woli przywódczyni  Jednakże to jej nie przekreślało w oczach ludzi, ponieważ każdy zasługuje na drugą szansę, a wioska nie miała prawowitego następcy, więc nawet byli wdzięczni jej za powrót. Wielu z nich się zastanawiało nad jej młodym wyglądem i z chęcią wysłuchało jej opowieść o podróży jaką przeżyła po tym jak się wybudziła z tak długiej śpiączki. Wielu też było zdziwionych wieścią o bliźniaczych następcach tronu, którzy byli bezpośrednimi potomkami Moriany, ale najbardziej dziwił ich fakt, iż młoda pani jest przetrzymywana w przestępczej organizacji - Akatsuki. Kiedy Moriana wraz z Shimą trenowała, by odzyskać dawną formę widziała wizje w których jej córka bardzo cierpi. Na całe szczęście wracając do domu dostrzegła ogromnego białego ptaka, a na nim blondyna, który okazał się być członkiem owej organizacji. Bez wahania ruszyła na niego, by uzyskać potrzebne jej informacje i właśnie wtedy zawarła z nim układ, który okazał się być bardzo korzystny dla obu stron. I oto nadszedł ten dzień, kiedy wszyscy razem mają się spotkać przed główną siedzibą klanu Karanami, gdzie opracują dokładną strategie i ruszą do ataku, by raz na zawsze zniszczyć organizacje i odzyskać Sakurę z rąk wroga. 
 - Moja Pani... - ukłoniła się jedna z tutejszych służek przed przywódczynią kontynuując. - Pańscy goście przybyli. 
 - Wpuść ich. - rozkazała patrząc pewnie przed siebie na drzwi, gdzie już po chwili pojawili się dwaj mężczyźni. 

Kiedy dolecieliśmy do wioski natychmiast zaprowadzono nas do ogromnego, bogato przystrojonego budynku, gdzie na pokaźnym tronie siedziała piękna różowo-włosa kobieta ubrana w biało-czarne kimono w czerwone kwiaty, która wpatrując się w nas z powagą wstała z miejsca mówiąc:



 - Witajcie w mojej wiosce. Cieszę się, że dotarliście mimo wszelkich trudności. Zaraz zaczniemy nasze spotkanie z resztą wezwanych przed budynkiem osób, ale najpierw musimy poczekać na jeszcze jednych ważnych gości, którzy zgodzili się zawiązać z nami sojusz i przybyć do mojej wioski. Podobnie jak z wami chce się z nimi spotkać przed całym wielkim spotkaniem. - wpatrywałem się w kobietę słuchając tego co ma do powiedzenia. Nie mogłem uwierzyć, że pomyliłem ją z Sakurą. Teraz kiedy na nią patrzę, wiem że mam do czynienia z tą samą osobą, którą spotkałem w lesie, ale mimo tego ona wydaje mi się inna. Te jej władcze spojrzenie i ta aura... Na dodatek ta przytłaczająca siła, którą mogę wyczuć stojąc naprzeciwko niej jest zupełnie inna niż wtedy. Dlaczego wtedy dała się tak łatwo pokonać skoro dysponuje tak dużą siłą? Jestem pewien, że teraz mogła by mnie znieść z powierzchni ziemi w parę minut, a może to tylko moje wrażenie? Gdybym teraz zobaczył pierwszy raz Moriane na pewno nie pomylił bym jej z Sakurą.
 - Kim są twoi goście? - pytał blondyn bawiąc się wybuchową glinką. 
 - Dowiesz się jak przybędą. - odpowiedziała delikatnie przymykając oczy. - Bez obaw nie są oni dla Was zagrożeniem. Zgodnie z naszą umową wasze karty zostaną wyczyszczone. A teraz zdejmijcie wasze płaszcze symbolizujące przynależność do waszej organizacji. - Tak też zrobiliśmy rzucając je na podłogę przed siebie. Kiedy kobieta otworzyła swoje oczy zabłyszczały one jasnym światłem, a  płaszcze w mgnieniu oka zmieniły się w proch. - Wasz symbol przynależności został zniszczony. Teraz jesteście wolni od Akatsuki. 
 - Mam do ciebie pewne pytanie. -  wtrąciłem na co przeniosła swój wzrok z blondyna na mnie.
 - O co chodzi?
 - Dlaczego dysponując taką siłą mnie wtedy nie zabiłaś? 
 - Dlaczego? - zapytała rozbawiona. - Ponieważ nie byłam wstanie tego zrobić. 
 - Nie rozumiem. - widziałem jak blondyn na mnie patrzy zszokowany. No tak w końcu On nawet nie wiedział, że miałem kiedykolwiek z nią potyczkę. 
 - Spałam przez bardzo długi czas. Zresztą sam powinieneś bardzo dobrze to wiedzieć Itachi. W końcu to tobie zostało powierzone moje dziecko. - Kiedy się nad tym zastanawiam wszystko ma sens. Nie była w stanie walczyć, ponieważ jej ciało nie było nawet przystosowane do chodzenia po parunastu-letnim śnie, a co dopiero do walki. Po takiej śpiączce trzeba dobrej i długiej rehabilitacji. Jednak ona doprowadziła się do porządku w tak krótkim czasie to naprawdę niezwykła osoba. Jestem pod wrażeniem, że była wstanie w ogóle stanąć wtedy ze mną do walki. Jednak zastanawia mnie skąd wie, że to ja zabrałem Sakurę z domku przyjaciółki sensei'a?
 - Skąd o tym wiesz? 
 - Wiem więcej niż może ci się wydawać...

Nagle naszą rozmowę przerwała służka zapowiadając przybycie kolejnych oczekiwanych przez Panią gości, która natychmiast kazała wpuścić owe osoby na których widok moje oczy podobnie jak Deidary rozszerzyły się ze zdziwienia do granic możliwości. Moim oczom ukazał się nieprzewidywalny ninja numer 1 w Konoha o blond-włosej czuprynie i niebieskich jak niebo oczach, ubrany w swój ulubiony dres z wymalowaną powagą na twarzy co jest u niego rzadkim widokiem. Zaraz za nim wszedł legendarny kopiujący ninja czytając swoją ulubioną książkę oraz sześciu innych ninja Konohy - Sai'em, Neji'm, Shikamaru, Choji'm, Kibą, Hinatą i Ino. Wszyscy podobnie jak my wpatrywali się w siebie ze zdziwieniem, ale mimo wszystko każdy zachowywał się spokojnie czekając na wyjaśnienia ze strony przywódczyni. 

 - Z pewnością czekacie na wyjaśnienia. - zaczęła na co każdy przytaknął czekając na jej dalszą wypowiedź. - Jestem wam je winna, ale na początek witam was pierwszych w historii tej wioski sojuszników Wioski Ukrytego Księżyca, którzy przybyliście czym prędzej na moje wezwanie. Jestem wam z tego powodu wdzięczna. Z tego co mi wiadomo moi drodzy przybysze z Konohy nie znacie szczegółów tej misji. Zostaliście tu wezwani z myślą o zwiedzeniu tej wioski, ale nie na tym polega wasza wizyta. Mimo, że zawarliśmy dopiero co sojusz nie zdradziłam Hokage powodu dla którego mieliście tu przybyć. Hokage okazała swe zaufanie do mnie wysyłając was do tak niepewnego miejsca z czego jestem jej z całego serca wdzięczna. A więc teraz chcę usłyszeć wasze zdanie odnośnie mojej propozycji. - ludzie z Konohy byli bardzo zmieszani. Nie wiedzieli po co głowa nowo utworzonego sojuszu ich tu wzywa, a kiedy zobaczyli nas byłych członków Akatsuki na pewno mieli zmieszane myśli. 
 - Proszę wybaczyć... - odezwał się Kakashi stając przed przywódczynią. - Możesz nam w końcu zdradzić w jakim celu tu przybyliśmy i dlaczego są tu członkowie Akatsuki?
 - Oni nie są już członkami tej bluźnierczej organizacji. Od dzisiaj zostają prawnie mieszkańcami tejże wioski. Co do waszego przybycia... - nagle przykucnęła przed shinobi Konohy spuszczając głowę. - Proszę pomóżcie ocalić moją córkę i zniszczyć Akatsuki raz na zawsze! - wszyscy byli zszokowani jej zachowaniem, do końca nie wiedzieli co powiedzieć. W końcu kiedy porwano Gaarę dwaj członkowie organizacji powalili prawie całą wioskę.
 - Wstań nie ma sensu się nam kłaniać. Pomożemy! - wykrzyczał blondyn szeroko uśmiechając się przy tym wyciągając w stronę Moriany pomocna dłoń, którą od razu przyjęła wstając na równe nogi.
 - Naruto! - krzyknęli równo shinobi Konohy. 
 - No co? Chyba nie zamierzacie zostawić jej samej? W końcu wszyscy chcemy pozbyć się tego wrzodu na dupie jakim jest Akatsuki. - podsumował patrząc uważnie na swoich rówieśników, a następnie na mnie i Deidarę. 
 - Naruto... - zaczął Kakashi. - Wiemy, że Ona ci ją przypomina, ale mimo wszystko nie możemy podejmować tak pochopnej decyzji bez wiedzy szanownej Tsunade. 
 - Babcia na pewno by się zgodziła. 
 - Tego nie wiemy. - słuchając ich debaty miałem ochotę ich ukatrupić. Czy oni naprawdę nie wiedzą kim jest córka przywódczyni? Najwyraźniej nie, więc najwyższy czas ich uświadomić.
 - Przepraszam, że przerywam waszą wyczerpującą debatę, ale mam do was pytanie... - wszyscy z Konohy spojrzeli na mnie przeszywającym wzrokiem jakiego naprawdę nie lubiłem, ale cóż... Nie mamy czasu na głupoty. - Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę kim jest córka tej kobiety?
 - Małym dzieckiem? - zapytał Choji
 - Następczynią tronu? - Odpowiedział Shikamaru
 - Piękną, śliczną, małą dziewczynką? - pytała sama siebie Ino. Wszystkie te odpowiedzi, które usłyszałem dosłownie mnie zdołowały. Naprawdę mamy pracować z tymi bez mózgami?
 - Moja córka ma na imię Sakura i niedługo kończy 20 lat, jest także następczynią tronu. - powiedziała w końcu Moriana. W sali, gdzie przebywaliśmy zrobiło się bardzo cicho, a większość ludzi patrzyła na siebie zszokowanych. - Wasze dobranie do tej misji nie było przypadkowe... Poprosiłam Hokage bym sama mogła wybrać dostępnych wolnych ludzi, których na chwile obecną nie mieli żadnej misji, by tu przybyli. Tak też się stało... Sakura, którą wy znacie pod nazwiskiem Haruno tak naprawdę jest dzieckiem legendarnego klanu Karanami i tak jak powiedziałam jest następczynią tego tronu. Teraz jest uwięziona i przeżywa katusze czując przerażający ból. Akatsuki chce stworzyć idealnego Jinchuuriki z krwi Karanami i Uchiha dla juubiego 10-cio ogoniastego demona. Mielibyśmy sporo czasu na jej odbicie gdyby nie to, że Sakura za tydzień prawdopodobnie urodzi dziecko, a wtedy ją zabiją, ponieważ stanie się niepotrzebnym narzędziem. Itachi i Deidara chcą odkupić swoje grzechy, dlatego chcą uratować Sakurę i pomóc zniszczyć doszczętnie Akatsuki. Mam 100% pewności, że nas nie zdradzą, ponieważ ich uczucia i prawda o nich samych na to nie pozwalają. Tak więc jeszcze raz zapytam... Czy zechcecie pomóc mi w uratowaniu córki i pozbyciu się Akatsuki? - nikt z konoszan nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Wszyscy mieli mieszane uczucia. Obserwowałem bacznie ich zachowanie. To nie była łatwa decyzja w końcu nie ma pewności, że wrócą z tej wojny żywi. Jaka będzie ich odpowiedź...? Pytałem sam siebie patrząc uważnie na Uzumaki'ego, który takim samym wzrokiem patrzył na Hatake.
 - Na pewno wielu z was nie raz ode mnie słyszało te słowa, ale mimo to powtórzę jeszcze raz... - zaczął Hatake zwracając się do swoich towarzyszy. - Ci którzy łamią reguły są draniami, to prawda, ale Ci którzy porzucają przyjaciół są jeszcze gorsi... - te słowa sprawiły iż każdy z tu obecnych zobaczył światełko w tunelu. Długo nie trzeba było czekać na odpowiedź, gdyż każdy wierząc w te słowa przyjął propozycję przywódczyni mając nadzieje na lepsze jutro. 

Siedziała w ciemnym pomieszczeniu zamknięta od bardzo długiego czasu. Już dawno porzuciła wszelką nadzieję i chęć do życia. W końcu jaki to ma sens? Nie ma nikogo do kogo mogła by wrócić... Przynajmniej tak się jej wydawało. Konan, która przychodziła do niej codziennie tyle rzeczy jej na wmawiała, że ciężko było jej nie wierzyć. Już nie wiedziała co jest prawdą, a co kłamstwem. Jednym słowem poddała się, nie miało to dla niej znaczenia, czy po porodzie ją zabiją, czy też nie. Przynajmniej wie, że dziecko, które już niedługo urodzi będzie żyło. Może nie tak jak by chciała, ale zawsze to lepsze niż śmierć. Wpatrywała się w martwy punkt na ścianie, kiedy do pomieszczenia weszła niebiesko-włosa z tacą jedzenia i picia, którą położyła przy łóżku. Była shinobi Konohy nawet nie zwróciła na nią uwagi nadal wpatrując się w ten sam punkt. Kobieta z białym kwiatem we włosach nie wiedziała co o tym myśleć. Czy to w porządku ją tutaj trzymać na pewną śmierć? To nie fair... Wiele lat temu, kiedy utworzyła Akatsuki z Yahiko i Nagato nie to było celem ich organizacji. Ich organizacja miała służyć dobru - ochronie ludzi, który byli dotknięci przez panującą wtedy wojnę shinobi, a nie zabijaniu niewinnych osób. Co sprawiło, że organizacja, która miała stworzyć pokój na świecie o jakim zawsze marzył ich mistrz Jiraya stała się dla źródłem wszelkiego zła? Gdzie popełnili błąd? Ich ręce zabiły setki niezliczonych i niewinnych osób. Dlaczego upadli tak nisko!? Zadawała sobie wciąż te pytania, a jedno szczególnie nie dawało jej spokoju - "Dlaczego nie potrafię się mu sprzeciwić i powiedzieć dość?" Patrząc na Sakure coś sobie uświadomiła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej grzechy na pewno nie zostaną odpuszczone, ale w tej jednej chwili chce to wszystko skończyć. Wtedy nie będzie musiała cierpieć ani ona, ani Sakura. 
 - Przepraszam... - wypowiedziała, a z jej oczu leciały gorzkie łzy. Sakura spojrzała na nią nie zrozumiale odrywając wzrok ze ściany, kiedy przy jej plecach pojawiły się stworzone z tysięcy małych, białych karteczek skrzydła jak u Anioła, a w dłoni pojawiła się papierowa włócznia wypełniona chakrą. Strój wcześniej składający się z ciemnych rzeczy zmienił się w piękną suknie stworzoną podobnie jak cała reszta z papieru. - Ostateczna forma... Grzeszny Anioł! 



W jednej chwili wydawało się, że Świat staną w miejscu, kiedy z szybkością światła ostrze włóczni przebiło na wylot klatkę piersiową różowo-włosej, która zszokowana patrzyła na Konan będącą przy niej. Kobieta lekko uśmiechała się w jej stronę, kiedy nagle z jej ust parsknęła krew objęła kunoichi jak osoba, która byłaby jej bliska.
 - Nie martw się... - wypowiedziała łamiącym się głosem. - Zginiemy tu razem...
 - Dlaczego...? - pytała nie rozumiejąc "anioła".
 - Ponieważ tak będzie dla nas lepiej... Sakura... Gdyby twoje dziecko przyszło na świat... - przerwała kaszląc coraz większa ilością krwi. - Nigdy by... Nie zaznało szczęścia w Akatsuki, było by tylko narzędziem... "Grzeszny Anioł" moja ostateczna forma... po użyciu zabija użytkownika... Dlatego... Dlatego umrzemy razem... - po tych słowach kobieta opadła na ziemie nie mogąc utrzymać się na nogach umierając podobnie jak Sakura powoli przymykała oczy nie mogąc złapać oddechu niezbędnego do życia traciła przytomność...




No i rozdział :)
Wiem, wiem trochę przynudzałam, ale cóż...
tak to czasem bywa ^^"
Mimo wszystko mam nadzieje, że ten rozdział zachęci was do przeczytania następnego :D
Pozdrawiam Nibea






poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział XXIII

Dedykacja dla Karci-chan

W ciemnym pomieszczeniu przy świetle świecy prowadziły rozmowę dwie kobiety. Jedną z nich była Konan - prawa ręka lidera przestępczej organizacji Akatsuki, która jest poszukiwana przez wszystkie główne wioski. Natomiast drugą była ciężarna różowo - włosa, która zeszłego dnia została uprowadzona pod nieobecność Itachiego, kiedy spała. W pomieszczeniu panowała napięta atmosfera do czasu, kiedy jedna z nich przerwała chwilową ciszę przerażonym głosem:
 - Nie rozumiem... - wyjąkała - Gdzie Itachi?
 - Itachi, Itachi i Itachi... - zawołała rozbawiona. - Już go nie zobaczysz, więc o nim zapomnij. Tak będzie lepiej i dla nas i dla ciebie.
 - Itachi na pewno tu przyjdzie! 
 - Pozwól, że coś Ci powiem. Jakiś czas temu twój Romeo w postaci Itachi'ego dostał misję, która polegała na na rozkochaniu Cię w sobie, a następnie łatwym spłodzeniu potomka z krwi Uchiha i Karanami w celu stworzeniu idealnego Jinchuuriki dla przyszłego Juubi'ego 10-cio ogoniastego demona. Więc to normalne, że po zakończeniu misji sukcesem oddał cię w nasze ręce. Zresztą sam powiedział, że nie ma czasu na niańczenie takiego dziecka jak ty, ale powiedz Sakura... Naprawdę myślałaś, że On cię kocha? - nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony różowo-włosej wybuchła śmiechem - Nie żartuj! Ty naprawdę myślałaś, że On cię kocha! No to się naśmiałam. Zapamiętaj jedno... - jej głos przybrał poważną barwę dźwięku z nutką smutku. - Nie ważne jak kobieta będzie się starać, nie zawsze jej prawdziwe uczucia zostaną odwzajemnione. - po tych słowach Niebiesko-włosa opuściła pomieszczenie zostawiając samą dziewczynę ze swoimi myślami.
Zastanawiała się... Czy to wszystko prawda? Czy dla niego była tylko zabawką, która nic dla niego nie znaczyła? "Niech ktoś mi pomoże" błagała w myślach, by móc się obudzić z tego koszmaru, który niestety był rzeczywistością... Nie była w stanie odgonić od siebie tych pesymistycznych myśli, których tak bardzo chciała się pozbyć. Im dłużej nad tym myślała tym więcej się ich pojawiało. 

Dni mijały bardzo szybko, tak szybko, że dni zmieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Brunet wiedział, że popełnił błąd zostawiając ją wtedy samą, ale nie mógł winić za to młodszego brata, który tylko przyszedł go ostrzec. Próbował już wszystkiego, by ją znaleźć, wydawało się nawet, że szukał wszędzie, w każdym zakamarku i kątku organizacji. Sasuke również był zdesperowany, obwiniał się o zniknięcie swojej dawnej przyjaciółki z teamu 7. Kiedy tylko mógł pomagał bratu w poszukiwaniach, ale to również nie przyniosło żadnego skutku. Od jej zaginięcia minęło prawie sześć miesięcy, niedługo nadejdzie upragniony dzień dla Peina - narodziny przyszłego idealnego Jinchuuriki dla Juubi'ego, a wtedy z pewnością zabije niepotrzebną już Sakure. Dla starszego bruneta ta myśl była katorgą, a przecież nie mógł sobie pozwolić na ujawnienie uczuć w tak kluczowym momencie. Wciąż musiał wykonywać misje w jak najbardziej wiarygodny sposób, by przestali go podejrzewać, choć i tak nie był do końca pewien swoich działań. Zastanawiał się... Jak Sakura musi się czuć? Choć to silna kobieta to na pewno się boi, każdy normalny na jej miejscu by się bał. "Przepraszam, że nie byłem wstanie dotrzymać słowa" co dziennie przepraszał w myślach za swą bezradność. Siedząc przed organizacją na kamieniu czekał na Deidarę z którym wyjątkowo miał udać się na misje. Spóźniał się już dobre dwie godziny... Kiedy  nagle usłyszał jego głos:
 - Sorki za spóźnienie. - ale brunet go zignorował ruszając w drogę. - Chyba nie zamierzasz iść na pieszo? - mówił lepiąc małego ptaka, który w mgnieniu oka stał się ogromny. Itachi bez żadnego gadania wskoczył na jego grzbiet wzlatując w powietrze, ale kiedy zobaczył że lecą w odwrotnym kierunku natychmiast zwrócił uwagę.
 - Pomyliłeś kierunki.
 - Serio? Ja tak nie sądzę. - uśmiechnął się szeroko w stronę bruneta, który nie rozumiał jego zachowania. - Sorki, że dopiero teraz o tym wspominam, ale umówiłem nas na drobną wizytę. 
 - O czym ty mówisz? Mamy misje do wykonania. Nie mamy czasu na twoje zabobony.
 - Czyżby los pewnej różowo-włosej księżniczki był ci obojętny? - słysząc to natychmiast zareagował przybierając poważny wyraz twarzy złapał blondyna za kołnierz. 
 - Gdzie Ona jest? - warknął.
 - Spokojnie kochasiu! Zaraz ci wszystko wytłumaczę tylko puszczaj mnie. - tak tez zrobił choć miał ochotę udusić gada. 
 - Jakieś trzy miesiące temu przez przypadek natknąłem się na dość dużą wioskę, której nie ma na zwykłych mapach. Jak gdyby nigdy nic leciałem dalej, kiedy nagle zauważyłem różowo-włosą dziewczynę. Od razu zleciałem niżej, by się jej bardziej przyjrzeć. Od tyłu wyglądała dokładnie tak samo jak nasza królewna z tą różnica, że ta miała krótsze włosy. Nim się obejrzałem Ona już była obok mnie na moim ptaku a jej katana była przy moim gardle. Zaskoczyło mnie to kiedy zapytała "Gdzie przetrzymujecie moją córkę?", była wściekła, a ja nie potrafiłem jej dokładnie tego opisać  więc zacząłem bełkotać po swojemu, co ją jeszcze bardziej zdenerwowało, ale jakoś się opanowała, kiedy zawołał ją ten chłopak, który był naszym więźniem. Okazało się, że ta kobieta jest nowo wybranym przywódcą tamtejszej wioski, a Sakura i Shima to jej dzieci. Nie mając wyboru opisałem sytuacje, a ona zaproponowała mi układ. W zamian za darowanie mi życia i załatwienie na przyszłość czystego konta bez kryminalistycznej przeszłości byłem szpiegiem w organizacji. Podlizywałem się Pein'owi, by się do niego jeszcze bardziej zbliżyć i zebrać informacje, które przekazywałem co tydzień Morianie matce Sakury. Zawsze to ty byłeś pupilem Peina zaraz po Konan, więc dzielił się wszystkimi informacjami z tobą, ale kiedy Ty zawiodłeś Ja to wykorzystałem i tak dowiedziałem się na jakich terenach znajduje się nasza księżniczka, ale tu już zaczyna się bitwa z czasem i właśnie tu przystąpi do działania klan Karanami z którym teraz mamy się spotkać. 
 - A więc klan Karanami wykonał swój ruch...
 - W końcu Sakura jest następczynią swojej matki. 
 - A co z Shimą?
 - Shima zrzekł się następstwa. Twierdzi, że nie podoła na tym stanowisku, gdyż nie miał warunków do odpowiednich treningów. W porównaniu do Sakury uważa się za zero. 
 - Dziwię się, że przywódczyni nie wzięła pod uwagę twojej zdrady. Dlaczego Ci tak zaufała? Przecież mógł byś ją zdradzić, więc dlaczego? - zastanawiał się. Przecież to nieracjonalne, by tak zaufać wrogowi, więc albo nowa przywódczyni jest głupia, albo zauważyła coś czego Ja nie jestem wstanie zauważyć, więc musi być naprawdę mądra. 
 - Były dwa powody dla których to zrobiła. Jeden to pieczęć na moim brzuchu, która w razie mojej zdrady natychmiastowo by mnie zabiła.
 - A drugi?
 - Drugi jest moją tajemnicą. - Nikt tego nie wie, ponieważ wszyscy zawsze myśleli, że się zgrywał, kiedy flirtował z nią, a powód był zupełnie inny... Powodem były jego prawdziwe uczucia, którymi darzył dziewczynę, która rozweseliła jego życie w organizacji, która mimo, że była tam więźniem uśmiechała się i dbała o jego zdrowie, dlatego teraz On chce uratować ją podobnie jak ona jego. Jest pewny, że Moriana zauważyła jego uczucia do jej córki, dlatego dała mu szansę i zaufała.
 - Ile czasu zajmie nam dotarcie do celu?
 - Trzy góra Cztery dni. 
 - W takim razie śpieszmy się. Nie ma czasu do stracenia. Akatsuki na pewno dowie się w ciągu 24 godzin o zmianie naszych planów, a wtedy będzie wojna. 


 Ciąg dalszy nastąpi
Następnym razem moi drodzy czytelnicy
koleino:
"Zjednoczenie i wojna"
"Itachi... Już nie mogę..."
"Przybycie wybawcy"
"Na zawsze razem"

Tak moi drodzy te cztery tytuły, będą tymi ostatnimi ^^"
Liczę na wasze komy 
Pozdrawiam i całuje Nibea